sobota, 29 kwietnia 2017

Rozdział 8

  Scarlett była osobą, której Will płacił za pewne zlecenia. Zawsze była niezawodna. Złodziej Krwi mógł na nią liczyć. Cechowała ją przede wszystkim determinacja, asertywoność i to, że wykonując "brudną" robotę potrafiła odrzucić na bok wszelkie swoje uczucia. Często postrzegano ją jako bezduszną. A wzięło się to z tego, że w wielu sytuacjach była bezwględna tak samo wobec innych, jak i wobec samej siebie.
  Kolejny raz miała wykonać zadanie dla Willa. Musiała zdobyć jak najwięcej informacji o Horwisie, a przede wszystkim znaleźć jego słaby punkt. Tylko tym razem coś się zmieniło. Czuła jakąś presję w sobie i bardzo jej się to nie podobało. Czuła, że nie może zawieść Will'a. Nigdy tego nie zrobiła, ale nigdy też nie obawiała się, że nie podoła jakiemuś z jego zadań. To dlaczego tym razem czuła strach, że go rozczaruje?
  "Dlaczego tak bardzo chcę mu zaimponować? Dlaczego w ogóle kolejny raz o nim myślę?" W jej głowie cały czas pojawiały się pytania. Wiedziała, że Will jej się spodobał, że chyba coś do niego czuła. Ale wypierała to z siebie całą sobą. Była wściekła na siebie, że na jego widok traciła nad sobą panowanie, że nie potrafiła uspokoić serca. Nie chciała się zakochiwać. W nikim, a już szczególnie nie w nim...   
  "To przejściowe. Przejdzie mi! Musi.... Powinnam tylko zająć czymś głowę, żeby on nie zajmował tam za dużo miejsca". Postanowiła nie myśleć o nim więcej. Musiała jakoś pozbyć się tego dziwnego, nowego dla niej uczucia. "Miłość? Nie, nie, to nie wchodzi w grę!"
  - Cześć śliczna, zatańczysz ze mną? - Głos nieznanego Scarlett Złodzieja Krwi wyrwał ją z zamyślenia. 
Siedziała przy stole obok Shane'a. Naprzeciwko nich byli narzeczeni - Thomas i Hope. Szatynka popatrzyła z dezorientacją na obcego jej bruneta. Ten przeczesał ręką włosy i mrugnął do niej porozumiewawczo.
 - Nie mam ochoty - Scarlett spojrzała mu w oczy.
 - Tak? No to gwarantuję ci, że będziesz żałować - roześmiał się jej w twarz.
"Chyba komuś trzeba utrzeć noska" - pomyślała.
 - A wiesz, chyba jednak zatańczę. Ale, żebyś mi nie zrobił wstydu na parkiecie to pójdę z Horwisem.
Uśmiechnęła się do niego chytrze. Złodziej Krwi na chwilę stracił rezon. Zacisnął pięści.
  Scarlett chwyciła Horwisa za rękę i poprowadziła na parkiet. Palce jednej dłoni spletła z jego palcami, a drugą położyła mu na ramieniu. Spojrzała z triumfem na bruneta, który chciał z nią zatańczyć, ale tamten zdążył już się odwrócić plecami do niej. Zaśmiała się pod nosem i starała się skupić na tańcu. Gdy popatrzyła na Horwisa przypomniało jej się o zadaniu od Willa, które coraz mniej miała ochotę wypełnić. Miała dość tego, że tamten w jakiś sposób siedział jej ciągle w głowie.
Popatrzyła znowu na Shane'a, a ten wywrócił oczami.
 - No co? - Uśmiechnęła się.
"Skupię się na tańcu z Horwisem i zapomnę o Willu. Wcale nie chcę mu zaimponować. Nie potrzebuję tego!"
 - Zawsze musisz być górą? - Uniósł wymownie brwi.
Szatynka obnażyła kły, mrużąc oczy.
 - Lubię stawiać na swoim. Nie znoszę, gdy ktoś mi mówi co mam robić.
"Zwłaszcza nie znoszę, gdy to Will mówi mi co mam robić..."
Shane parsknął.
 - To tak jak ja. Dlatego to z tobą tutaj przyszedłem.
 - A ja dlatego się zgodziłam - posłała mu chytry uśmieszek.
Odzwajemnił jej gest. Potem uniósł rękę  do góry, a Scarlett się obróciła wokół własnej osi.
  Nie znali się jeszcze za dobrze, ale szatynka zdążyła już polubić Horwisa. Czuła, że są do siebie bardzo podobni. I przy nim mogła przestać myśleć o Willu. Podobało jej się to, że Shane nie wzbudzał w niej żadnych ważniejszych uczuć, poza zwykłą sympatią. "Pieprzyć Willa! Mam gdzieś jego zlecenie. Dzisiaj stawiam na dobrą zabawę. Nie chcę się już martwić tym, że mogę go rozczarować." Zdawała sobie sprawę, że pierwszy raz go zawiedzie. Ale czuła, że musi tak postąpić. Nie chciała pozwolić, aby on miał wpływ na jej uczucia. Nie chciała, żeby myślał, że zależy jej na jego uznaniu. Postanowiła zlekceważyć powierzone jej zadanie. Tak po prostu...
 - Znam cię z zaledwie kilku przypadkowych spotkań, które zaliczyliśmy, ale słyszałem o tobie różne opinie. 
Przybliżyli się do siebie. Ich ciała przylegały do siebie, a oni poruszali się powoli w rytm muzyki.
 - Na przykład? - Spojrzała na niego badawczo.
 - Ponoć jesteś bezwzględna i nie masz hamulców w wielu sprawach - na jego twarzy pojawił się diabelski uśmieszek.
 - No to dobrze słyszałeś.
 - W takim razie się dogadamy.
Spojrzeli sobie w oczy, uśmiechając się do siebie i myśląc o tym samym... Musieli tylko poprosić Thomasa i Hope o wolny pokój.  
 
  Zaręczyny odbywały się w domu Thomasa i Hope. Ogromny salon był specjalnie wystrojony na tę uroczystość. Stół sięgał od jednego końca pomieszczenia do drugiego, a ilość jedzenia znacznie przerastała możliwości zaproszonych gości. Przy kominku stało kilka osób, popijając drinki. Reszta, albo siedziała przy stole, albo bawiła się w części salonu, z której uczyniono parkiet. Cała uroczystość była bardzo huczna, przypominała nawet wesele, a nie tylko zaręczyny.
  Jessica stała przy kominku już dobrą chwilę. Zapatrzyła się w Horwisa i Scarlett, którzy właśnie skończyli tańczyć i rozmawiali z Thomasem. Było tak głośno, że Jess nie mogła usłyszeć o co chodziło, nawet pomimo świetnego słuchu. Uważnie przyglądała się każdemu ruchowi Shane'a, jakby zapisując je w głowie.
  Nagle poczuła jakiś ciężar na ramieniu. Obróciła twarz w tamtą stronę i zobaczyła Sebstiana, który oparł się o nią jak gdyby nigdy nic, choć w rzeczywistości w ogóle się nie znali.
 - Mógłbyś z łaski swojej się ode mnie odsunąć? - Powiedziała pretensjonalnie. 
 - Sorry, zamyśliłem się - uśmicehnął się do niej.
 - I przystopuj z alkoholem, cuchnie od ciebie - rzuciła z dezaprobatą.
Wampir zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, w  końcu natykając się na jej wściekłe spojrzenie. Tyle, że to nie na Sebastiana była tak wściekła, tylko na Horwisa. Złodziej Krwi był z nią ostatnio szczery i dał jej do zrozumienia, że nigdy jej nie pokocha. Nie mogła mieć o to do niego pretensji, jednak czuła rozczarowanie... Przecież zapomnieć o kimś ważnym jest bardzo trudno. Jak można kazać sercu, żeby przestało bić tak szybko dla tej jedenj osoby? Jessica nie potrafiła sobie z tym poradzić, a swą złość wyżywała na Sebastianie.
 - Kim ty jesteś, żeby mówić mi co mam robić?
 - A ty kim jesteś, żeby się na mnie tak obleśnie gapić?
Sebastian westchnął poirytowany.
 - Nie gapię się obleśnie, tylko sprawdzam z kim mam do czynienia.
Jessica wywróciła oczami.
 - I do jakiego wniosku doszedłeś?
Spojrzeli sobie twardo w oczy.
 - Do takiego, że mam do czynienia z szurniętą laską, która gapi się na Horwisa jak zahipnotyzowana i pewnie wydaje jej się, że to jej książę na białym koniu. Sorry, ale on nie przyjedzie, bo Shane Horwis to nie typ romantyka, o którym można marzyć, a ja idę się napić.
Zostawił ją samą. Jess ponownie spojrzała w stronę Shane'a i Scarlett i widziała jak Thomas coś im tłumaczył, a potem jak Horwis z kobietą wyszli z salonu. Dobrze wiedziała co się święci. "Poszli zająć się sobą nawzajem" - pomyślała ze smutkiem. Dosiadła się do Sebastiana. 
 - Napiję się z tobą.
Spojrzał na nią zdezorientowany.
 - To już nie cuchnę alkoholem?  
 - A ja nie jestem szurniętą laską, gapiącą się na Horwisa?
Spojrzeli sobie w oczy.
 - Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam, wybacz - uśmiechnęła się do niego.
Odwzajemnił jej gest.

  Lesety, korzystając z nieobecności Shane'a, przeglądała książki w salonie. Ułożyła je przed sobą na stoliku, wygodnie siadając na sofie. Czytała opisy umieszczone na okładach i układała sobie książki w kolejności od tej, która najmniej jej się spodobała. Najbardziej zainteresowało ją jedno z dzieł pani Fitzpatrick. Przebiegła szybko do swojego pokoju, chowając książkę pod poduszkę. Nie zauważyła, aby ktokolwiek z domowników w jakiś sposób interesował się czytaniem, ale jednak wolała, aby to jedno puste miejsce na regale pozostało niezauważone.
  Gdy wychodziła ze swojego pokoju wpadła na Jacka.
 - Przepraszam, nie zauważyłam cię - uśmiechnęła się niepewnie do niego.
 - Jesteś zdenerwowana - wyszeptał, spuszczając głowę.
Lesety chciała ukryć zmieszanie, zaczęła odruchowo przeczesywać ręką włosy.
 - Wydaje ci się - skłamała.
Minęła go i skierowała się do salonu. Poszedł za nią.
 - Pamiętasz co mi ostatnio powiedziałaś o samookaleczaniu  i o moim bracie?
Lesety skinęła potakująco głową. Jack wbił wzrok w podłogę, ręką nerwowo masując szyję.
 - Pomogło - lekko się uśmiechnął - dziękuję. Tylko o nic nie pytaj, bo ja... Nie chcę więcej o tym mówić.
 - No... dobrze.
Spojrzeli sobie nieśmiało w oczy. Zaczynali się lubić. Ona przy nim czuła się bezpieczniej i swobodniej niż przy Shane'ie. A on miał poczucie, że jest ktoś, kto nim nie gardzi, kto w jakiś sposób choć trochę go rozumie.
 - Co robisz? - Spytał spoglądając na książki i zmieniając temat rozmowy.
 - Układam je w kolejności od tej, która najmniej mnie interesuje z opisu. Lubię czytać.  Siedziałam przez lata w zamknięciu, ale poznałam pewnego przyjaznego wampira, który nauczył mnie podstawowych rzeczy, w tym czytania.
Jack uśmiechnął się smutno, patrząc na książki.
 - Wstyd się przyznać, ale ja nie... - Nagle urwał, odwracając wzrok.
 - Nie potrafisz czytać, tak? - Dotknęła delikatnie jego ramienia.
Pokiwał twierdząco głową.   
 - Mam wielkie problemy z koncentracją i też... Wie... Wiele rzeczy jest dla mnie za... za trudnych - zaczął się trochę jąkać.
Każdy nauczyciel jakiego kiedykolwiek miał po kilku godzinach rezygnował. Jack miał naprawdę duże problemy z przyswajaniem wiedzy.
 - Myślę, że we dwójkę damy radę, co? - Posłała mu olśniewający uśmiech - nauczę cię czytać.
 - Możemy spróbować.

  Will opierał się o jedno z drzew. Znajdował się mniej więcej w środku lasu. Złodziej Krwi uważnie przyglądał się grupie wampirów, które znalazły się niedaleko niego. Nie widzieli go, bo stał ukryty w cieniu, kawałek od nich, poza tym drzewa znajdowały się tam blisko siebie, trudno było cokolwiek zauważyć. W dodatku oni niezbyt interesowali się otoczeniem, mieli głowy zajęte czymś innym. Było ich siedmiu i prowadzili ze sobą jakąś kobietę, śmiertleniczkę. Will poczuł jej zapach. Spodobał mu się.
Jeden z wampirów, rzucił kobietę na ziemię, wylądowała twarzą w śniegu. Gdy próbowała się podnieść inny z nich zaczął kopać ją w plecy. Zaczęła głośno płakać, wręcz ryczeć z bólu. Kolejny z wampirów zaczął zaciskać rękę wokół jej gardła.
 - Zapłacisz mi, zdziro! Za wszystko - zaśmiał się okrutnie. 
Ściągnął z niej kurtkę, pozostawiając w koszulce z krótkim rękawem, podczas gdy panowała sroga zima. Kobieta zaczęła dygotać. Było jej okropnie zimno. Tamci jednak na to nie zważali. Śmiali się z niej. Chcieli, żeby cierpiała.       
  Will bezszelestnie przybliżył się do nich.
 - Zrobię tak, aby twój ból trwał jak najdłużej - odezwał się ten sam, który mówił wcześniej.
 - Podoba mi się ta zabawa, chętnie się przyłączę - rzucił Will, wychodząc przed nich - tylko nie obraźcie się, ale zmienię trochę reguły - zaśmiał się.
Zapanowała cisza. Wampiry patrzyły się po sobie. Byli zaskoczeni czyjąś obecnością w tym miejscu.  
 - Odpieprz się, szczeniaku!  - Warknął jeden z nich.
Will był jeszcze młodym Złodziejem Krwi i to było widać. Wyglądał na około dwadzieścia pięć lat. Dlatego nie zdziwiło go, że tamten nazwał go szczeniakiem.
 - Ile mam wam dać czasu na ucieczkę, co? Tylko tak, żebyście sobie nóg po drodze nie połamali. Szkoda by było - parsknął.    
 - Jesteś jeden, a nas siedmiu - wybuchnęli śmiechem - zajmij się lepiej czymś pożytecznym, młody.
Will przekrzywił lekko głowę, a jego wargi wykrzywił figlrny uśmieszek. Skrzyżował ręce na piersi.
Spojrzał na tego wampira, który rękoma przytrzymywał kobietę. Zmrużył oczy, a tamten zaczął się palić. Ogień zajął całe jego całego. Will przeniósł spojrzenie na kolejnego wampira i uczynił z nim to samo. Krzyki tej dwójki rozniosły się po lesie. Krzyczeli z bólu, wyli. Obaj padli na kolana, nadal płonąc. Od zwykłego ognia by nie umarli, ale ten który był wyzwalany przez wzrok Willa miał nadzwyczajne możliwości. Po kilku minutach na śniegu leżały dwa trupy. W powietrzu unosił się smród spalenizny. Will popatrzył na pozostałą piątkę wampirów i uniósł znacząco brwi, śmiejąc się.
 - No tak jak? Wiejecie? - Parsknął.
Popatrzyli na niego zdumieni. Nie minęło dziesięć sekund, a ich już nie było. Will dysponował podobnymi mocami jak Shane, tylko do tej pory oprócz niego samego i jego zastępczych rodziców, nikt o tym nie wiedział. On tak samo jak Horwis mógł wzniecać ogień wzrokiem czy zamrażać samym oddechem.
  W lesie pozostał tylko on i kobieta, nad którą przed chwilą się znęcano. Złodziej Krwi zbliżył się do niej. Stanął przed nią i odgarnął jej włosy z oczu. Ona była tak przerażona, że nie była w stanie się ruszyć. Jej oddech stał się niespokojny. Złodziej Krwi podniósł z ziemi jej kurtkę i założył jej na ramiona.
 - Pójdziesz za mną! - Spojrzał jej twardo w oczy - należy mi się zapłata za uratowanie ci tyłka.
Kobieta skinęła lekko głową. Nie była w stanie niczego powiedzieć. Ruszył przed siebie, a ona za nim.
 - I radzę ci się pospieszyć, bo zamarzniesz - obrócił się do niej z figlarnym uśmieszkiem na twarzy.

Cześć Wam :) Chciałabym ten rodział zadedykować White And Red Rose i Nessie. Jestem Wam wdzięczna za samo to, że Was mam, za to, że czytacie, że mi pomagacie, za Wasze komentarze i motywację, którą mi w nich dajecie :> Jesteście wspaniełe, dziewczyny. Dziękuję.
Bardzo dziękuję.

A co do rozdziału to, sama nie wiem, co mam napisać. Na początku nawet mi się podobał. Ale teraz, gdy go czytam, to tak nie do końca jestem zadowolona.  A w dodatku od poprzedniego rozdziału czuję, że coś robię nie tak. Coś chyba psuję...
Mam mętlik w głowie. Powiedzcie mi prawdę, nawaliłam? Bo już nie wiem czy to tylko moje przeczucie czy naprawdę tak jest.
Jeżeli tu jesteś i to czytasz to wiedz, że to bardzo doceniam i dziękuję Ci.
Trzymajcie się, kochani.













sobota, 8 kwietnia 2017

Rozdział 7

  Jessica, siostra Thomasa, stała przed Shane'em z rękoma skrzyżowanymi na piersi i spuszczonym wzrokiem. Chciało jej się płakać, ale nie mogła pozwolić sobie przy nim na taką słabość. Udawała, że poprawia sobie włosy.
 - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że idziesz na zaręczyny ze Scarlett? - Robiła wszystko, aby tylko głos jej się nie załamał.
Horwis przygryzł dolną wargę. Podszedł do dziewczyny i uniósł jej podbródek.
 - Miałam nadzieję, że pójdziesz tam ze mną - rzuciła z żalem.
Patrzył jej prosto w oczy, a jej ciężko było wytrzymać taką presję. Za bardzo jej na nim zależało.
 - Wiesz dlaczego poprosiłem Scarlett, a nie ciebie? Bo ona i tak ma to gdzieś. A ty... - Odwrócił wzrok.
 - Ja co?
Zaczął się kręcić po salonie. Lekko się zgarbił, gdy sprawdzał na termometrze temperaturę za oknem. Był Złodziejem Krwi, nie odczuwał zimna, ale w tamtym momencie wszystko było lepsze od rozmowy z zakochaną w nim dziewczyną. Nawet interesowanie się temperaturą, która na niego nie wpływa.
 - Widzę co do mnie czujesz i nie chcę dawać ci nadziei. Dla mnie zawsze pozostaniesz siostrą mojego kumpla.
Odwrócił się od niej, wkładając ręce w kieszenie spodni ze wzrokiem utkwionym za oknem. Jessica czuła napływające do oczu łzy. Nie rozumiała, dlaczego nie ma się wpływu na to, co się czuje do kogoś innego.
 - Tylko mi tu nie płacz i daj sobie ze mną spokój - powiedział obojętnie.
 - Jesteś podły, wiesz? Mówisz o tym wszystkim zupełnie bez emocji - zaczęła płakać, nie wytrzymała.
Podeszła do parapetu i stanęła przed Shane'em. Czuła się bardzo zraniona, a jego podejście do tego wszystkiego bolało ją jeszcze bardziej.
 - Jestem podły, bo wykorzystałem do własnych celów już wiele dziewczyn, które też prawiły mi o uczuciach. Zawsze to zlewałem. Miałem je gdzieś. A jeżeli chodzi o ciebie to przyznaję się, że czasami miałem ubaw z twoich zagrywek, wybacz mi. Ale twoich uczuć, do cholery jasnej, nigdy nie wykorzystałem! Za bardzo cię szanuję, nie widzisz tego? - Przeszywał ją wzrokiem.
Jessica spuściła głowę. Pozwoliła, żeby włosy leciały jej na twarz, chciała się pod nimi schować. Shane był zły na siebie, że doprowadził ją do takiego stanu. Złodziej Krwi złapał dłonie brunetki i nachylił się nad jej uchem.
 - Nie płacz już - wyszeptał - kiedyś będziesz szczęśliwa, zobaczysz.
Odgarnął jej włosy z twarzy i uśmiechnął się lekko. Jessica spojrzała na niego.
 - Nie do twarzy ci ze łzami - zaśmiał się.


  Will wraz ze Scarlett znajdowali się na polance, obok miejsca gdzie jeszcze nie dawno młody Złodziej Krwi dokonał zbrodni, zostawiając za sobą dziesięcioro ofiar.
  Scarlett była wysoką szatynką o niebieskich oczach. Miała ciemną karnację. Ubrana była w szary płaszczyk, sięgający jej do kolan i długie, ciemne kozaki.
 - Wiem, że wybierasz się dzisiaj na zaręczyny wraz z Shane'em Horwisem.
Will zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu.
 - Owszem, idę. A czego chcesz ode mnie tym razem? - Scarlett spojrzała badawczo na swego rozmówcę.
 - Informacji. Masz cały wieczór. Musisz dowiedzieć się o Horwisie jak najwięcej. A przede wszystkim chcę wiedzieć jaki jest jego słaby punkt. Dasz radę? - zmrużył oczy, uważnie się jej przyglądając.
Szatynka przygryzła dolną wargę, patrząc między drzewa. Wzruszyła lekko ramionami w odpowiedzi na jego pytanie.
 - Co będę miała w zamian?
 - Dobrze ci zapłacę.
Scarlett skrzyżowała ręce na piersiach. Wpatrywała się intensywnie w jeden punkt, jakby coś analizując. Wiał wiatr, który stawał się coraz mocniejszy i miotał  włosami szatynki.
 - To nasz przywódca, nie wiem czy chcę działać przeciwko niemu.
Will roześmiał się jej prosto w twarz.
 - Zwisa mi to kim on jest. Dorwę go z twoją lub bez twojej pomocy.
Scarlett spojrzała mu twardo w oczy.
- W takim razie chcę dwa razy tyle co poprzednio.
- Jeszcze jakieś rządania? - Will zaśmiał się pogardliwie.
 - Mówię poważnie - obnażyła kły.
Odwróciła się na pięcie i nie zdążyła zrobić dwóch kroków, kiedy ręce Złodzieja Krwi złapały ją w pasie. Przyciągnął ją do siebie, w ten sposób, że jej plecy opierały się na jego brzuchu i klatce piesiowej. Odgarnął jej włosy za ucho i nachylił się nad jej twarzą.
 - Wydaj mnie, a obiecuję, że będziesz jeszcze błagała mnie o litość - wyszptał jej do ucha - rozumiemy się? 
Poczuła jego odedech na szyi. Lekko się wzdrygnęła.
 - No jasne. Puść już mnie - rozkazała.
Przez jego bliskość zaczęłą się nieco denerwować, jej oddech stał się niespokojny.
 - Czyżbyś miała do mnie słabość? - zaśmiał się pod nosem.
Obrócił ją, tak, aby była przodem do niego. Scarlett przełknęła głośno. Wiedziała, że on miał rację. Ciężko było jej ukryć uczucia.
 - Kto jak kto, ale ty? Zawsze byłaś bezwzględna. Nie sądziłem, że potrafisz coś czuć.
Patrzyli sobie w oczy. Czekał, aż coś powie. Ale ona przez cały czas tylko milczała. W końcu ją puścił. Spojrzała na niego po raz ostatni i uciekła.

  Lesety przyglądała się jak Sebastian czyści sobie buty. Ubrał na siebie czarną marynarkę, pod spodem miał białą koszulę. W końcu założył buty.
 - Jak myślisz, będzie dobrze? - Stanął przed nią, prezentując się.
 - Tak, wyglądasz naprawdę bardzo dobrze - uśmiechnęła się do niego - nie wiedziałam, że też idziesz na zaręczyny. Co Shane na to?
 - On jeszcze o tym nie wie.
 - Słucham? - Dwudziestolatka wybuchła śmiechem - więc idziesz jako nieproszony gość?
 - Od razu nieproszony - powiedział kpiąco - ja muszę tam iść. Beze mnie Horwis nie da sobie rady. Muszę go wesprzeć. A poza tym może poznam tam jakąś piękność. Myślę, że znajdzie się jakieś wolne miejsce. A jeśli nie, to będę czekał w samochodzie.
Lesety spojrzała na niego rozbawiona.
 - Słuchaj, Shane nie lubi taki imprez. Więc ja, jako wierny kompan, jestem wręcz zobowiązany, aby tam być. Nigdy nie wiadomo jak takie zaręczyny mogą się potoczyć.
 - Oczywiście - powiedziała przez śmiech.
W pokoju Sebastiana pojawił się Horwis. Miał na sobie niebieską koszulę i granatową marynarkę, do tego czarne dżinsy.  Lesety, czując respekt, podniosła się z siedzenia.
 - Przypilnujesz jej dzisiaj? - Spytał Sebastiana, wskazjując ręką na Lesety - zaraz muszę wyjść.
Oparł się o komodę, bębniąc palcami w jej blat. Chwycił w rękę jedną z drewnianych figurek, które na niej stały i zaczął obracać ją w dłoni.
 - Sorry, Shane. Nie mogę. Jadę z tobą.
Horwis uniósł brwi ze zdziwienia.
 - Słucham? - Spojrzał na niego zupełnie zdezorientowany.
Sebastaian uśmiechnął się.
 - No, ktoś cię musi wspierać. A kto to zrobi lepiej niż ja? No sam powiedz, stary.
Horwis odłożył drewnianą figurkę na swoje miejsce.
 - Przecież ty nawet nie zostałeś zaproszony - Shane parsknął śmiechem.
Sebastian wzruszył ramionami, przy okazji poprawiając marynarkę.
 - No i co z tego? Jedna osoba w tą czy w tamtą nie zrobi im różnicy - powiedział po czym wyszedł z pokoju, kierując się do wyjścia.
 - Niech ci będzie. Musimy jeszcze zajechać po Scarlett.
Sebastian wywrócił oczami.
 - Tam będzie mnóstwo dziewczyn. Nie wiem po co chcesz zabierać kolejne drzewo do lasu, ale niech ci będzie. Czekam przy samochodzie - wyszedł na zewnątrz.
Lesety uśmiechnęłą się pod nosem, słysząc słowa wampira. Shane obrócił się w jej stronę.
 - W takim razie pójdę po Jacka, żeby cię przypilnował.
 - Umiem sama o siebie zadbać - spojrzała na niego nieco niepewnie.
 - Nie ufam ci na tyle, aby być pewien, że nie zrobisz żadnego głupstwa.
Zbliżył się do niej, a ona cofnęła się do tyłu.
 - Ja tobie też nie ufam - powiedziała stanowczo.
Złodziej Krwi lekko się uśmiechnął.
 - Dobrze wiedzieć, że moje serce to nie jedyne co nas łączy - parsknął.
 - Widocznie tak  - teraz to  ona lekko się uśmiechnęła.
 - Tylko, żebyśmy się dobrze zrozumieli, żadnych wykroczeń podczas mojej nieobecności!
Popatrzył na nią ostro. Przytaknęła mu ruchem głowy.


Dzień dobry :) Dawno nic nie napisałam, ale dzisiaj wreszcie udało mi się skończyć ten rozdział. Nie jest zbyt długi, jakiś dobry też nie. Przyznam się, że miałam z nim problem. Ale mniej więcej mi się podoba. Jeżeli ktoś czekał na ten rodział, to przepraszam. Jestem typem kujonka, a za miesiąc matura i dlatego tak to wychodzi czasowo. Dziękuję każdej osobie, co jest tu ze mną <3