niedziela, 30 grudnia 2018

Rozdział 14

  Nóż zataczał kolejną już pętlę wokół nadgarstka Johnny'ego. Ostrze było wbite za każdym razem coraz głębiej, krew ciekła coraz mocniej. Jego krzyk był również coraz cięższy do zniesienia. Wampir zaczął jeszcze mocniej wierzgać, ale Shane nie dawał za wygraną. Tamten pozbawiony był już jednego kła, lewe ucho ledwo trzymało się głowy, a jedna ze stóp została już pozbawiona trzech placów.
  Wampir za pomocą metalowych obręczy był "przyczepiony" do wielkiej ławy. Shane siedział na jej krawędzi "majstrując" przy jednej z jego rąk.
 - Samolubny jesteś. Masz wiedzę, którą nie chcesz się ze mną podzielić. Na twoje nieszczęście nauczyłem się jednak, by brać to co dają, a samemu wyrywać to czego nie chcą dać, a na co mam akurat ochotę. A ja mam właśnie ochotę na wiedzę, którą posiadasz.
Johnny zaciskał zęby, czując przenikający ból w prawym nadgarstku i coraz bardziej nieznośne pieczenie. Horwis zatoczył kolejne dwie pętle dookoła nadgarstka i kolejna część ciała wampira odpadła. Pojawiło się bardzo dużo krwi.
 - Bez dłoni ci do twarzy - parsknął Shane.  
 - Ty... cholerny ćwoku! Ty sukinsynie... - Urwał, nie mogą wytrzymać z bólu, zaczął się rzucać na wszystkie strony. 
 - Cholera. Masz rację, jestem ćwokiem. Zapomniałem zatyczek do uszu - zaśmiał się.
 - Jak mogłeś...
 - Powiedz mi tylko to czego chcę, a dam ci spokój.
Tamten zacisnął usta, całkowicie ucichł. Na jego twarzy było mnóstwo potu, a w oczach pojawiały się łzy.
 - Skoro tak stawiasz sprawę.
Podszedł do szafki z rozłożonymi na niej nożami. Przyglądał się im przez chwilę, po czym decydując się na jeden z nich ponownie zbliżył się do wampira.
 - Będę taki hojny, że nawet dam ci możliwość wyboru. Co tym razem chcesz stracić?
Johnny zaczął się trząść. Nadal jednak milczał.
 - Czuję się zaszczycony twoim zaufaniem co do pozostawienia mi wyboru tej części siebie, która ci się już nie przyda... Może tym razem oko? Albo pozostałe palce? A może twój fiut zechce się wydostać ze spodni? Albo nie! Wiem. Wypierdolę ci kilka kręgów z kręgosłupa. Więc jak będzie?   
Nastała chwila milczenia. Shane uparcie się w niego wpatrywał, jeżdżąc nożem po podeszwie stopy Johnny'ego.
 - Wiesz, że ja nie blefuję.
Tamten przełknął głośno.
 - Niech będzie. Powiem. Tylko błagam zawiń to mi tą rękę w jakąś szmatę. Nie chcę tracić więcej krwi na darmo - mówił trzęsącym się głosem.
Ciężko dyszał, coraz ciężej było mu znieść palący go ból, pochodzący z różnych części ciała. Horwis zawinął krwawiącą rękę wampira w starą koszulkę. Dzięki temu, że Johnny był istotą nadnaturalną utrata dużej ilości krwi nie stanowiła specjalnego zagrożenia dla jego życia, jednak to czego Horwis go pozbawił już mu nie odrośnie.
 - No więc słucham - Shane zaczął krążyć dookoła niego z rękoma w kieszeniach, lekko się garbiąc.
 - Jason Colser mnie przysłał. Miałem przyprowadzić mu tą małą...
 - Lesety! Nie "ta mała", tylko Lesety! - syknął Horwis.
 - Nie obchodzi mnie to. W każdym razie miałem mu ją przyprowadzić, ze względu na to, że ma w sobie kawałek twojego serca. Pijąc jej krew posiadłby twoją siłę i energię. Alex, ten który ją przetrzymywał, także dla niego pracował. Sam też żywił się jej krwią w ukryciu przed Jasonem. Pozbyłeś się Alexa, zabierając ze sobą dziewczynę. Więc Jason chciał ją odzyskać, dlatego wysłał mnie.
 - O ile mi wiadomo w przeszłości ty sam też piłeś jej krew.
Johnny wybuchł śmiechem. 
 - Była taka naiwna, że sama mi na to pozwalała. Alex mnie później za to wykopał. Co nie zmienia faktu, że uwiedzenie tej dziewczyny było tak cholernie łatwe.
 - A Jason wie, że piłeś jej krew?
 - Nie.
Zawył z bólu, gdy Horwis ścisnął końcówkę jego ręki, gdzie wcześniej miał dłoń.
 - Kurwa! A to za co?
 - Za obrażanie Lesety, sukinsynie! No właśnie, po jaką cholerę, jakiś czas temu byłeś u niej, pukałeś do jej pokoju?
 - Chciałem się trochę zabawić jej kosztem. Czerpię przyjemność z tego, że się mnie boi, choć kiedyś byłem dla niej całym światem - zaśmiał się mimo bólu.
 - A o co chodzi z Willem Colserem?
 - Miał się tobą zająć i dostarczyć cię żywego Jasonowi, któremu chodzi przecież o władzę. Chce rządzić zarówno wampirami jak i Złodziejami Krwi. A ty stoisz mu na drodze. Ale on nie chce być przywódcą, tylko królem! Tak jak było kiedyś. Chce się ciebie pozbyć i to przywrócić, samemu zasiadając na tronie.
 - Czyli za wszystkie sznurki od samego początku pociąga Jason Colser?
 - Dokładnie.
 - A skąd wziął Lesety?
 - Tego nie wiem.
Shane zatrzymał się przy jego głowie, zaczynając "rzeźbić" nożem w skórze na jego policzku.
 - Jesteś pewien, że nie wiesz? Zastanów się - uniósł brew.
Nóż zagłębił się coraz bardziej.
 - Nie wiem! Przysięgam ci!
 - Niech ci będzie - Shane schował nóż.
Krew przestała lecieć wampirowi z wszystkich rannych miejsc. Rany zaczęły się goić. Ale i tak był pozbawiony kła, ucha które także zdążyło mu już odpaść, kilku palców i dłoni. Shane uwolnił Johnny'ego, przekazując go w ręce Sebastiana.
 - Wywieź go daleko stąd. Przyczep skurwiela do czegoś, tak żeby nie mógł się uwolnić. I zadbaj o to, żeby były tam jakieś głodne drapieżniki. Lubię dokarmiać groźne zwierzęta.
Wampir zaczął protestować, ale nie na wiele to się zdało. Na koniec Horwis poklepał Johnny'ego po ramieniu, posyłając mu szyderczy uśmiech.
  Gdy Shane wrócił do swojego pokoju uświadomił sobie, że bronił przy Johnny'ie Lesety. Nie do końca rozumiał własne zachowanie, ale czuł się dziwnie przyjemnie z myślą, że zrobił dla niej coś dobrego. Zauważył też, że sztuczka z bolącą dłonią stanowiła dla niej nauczkę za wścibstwo, ale musiał też przyznać, że podobało mu się to, że będzie potrzebowała jego pomocy. W jakiś dziwny sposób chciał czuć się jej potrzebny. Lubił też jej dokuczać, drażnić się z nią dla przyjemności. I ciężko mu było samemu przed sobą do tego przyznać. Nie rozumiał co się z nim dzieje.

  Shane pojechał do Scarlett. Mieli zaległą rozmowę do nadrobienia. I nie mogli tego ciągle odkładać. Choć dla Shane'a to nie był wygodny temat. Byli sami w salonie. Scarlett siedziała na kanapie przy drewnianym stole, pokazując dłonią Horwisowi miejsce obok siebie. Uszykowała dwie lampki z krwią, podając jedną Shane'owi. 
 - A więc? - Spojrzała na niego, unosząc brew. - O co chodzi?
Złodziej Krwi przeczesał palcami włosy, potem drapał się po szyi, zastanawiając się od czego zacząć. 
 - Zdajesz sobie sprawę, że rodzina kilka lat temu wybrała ci kandydata na męża? 
Scarlett pokiwała głową. Ręką odgarnęła włosy z twarzy. Sięgały jej aż do końca pleców. Shane złapał kosmyk tych długich włosów i owinął sobie wokół palca.
 - Jakiś czas temu dostałem list od rodziców. Nie powiem, gdy go przeczytałem, byłem w szoku, ale już się otrząsnąłem. Chyba pora na ciebie.
Puścił jej włosy. Wyciągnął kopertę z listem z tylnej kieszeni spodni. Tą samą, którą próbowała otworzyć Lesety, ale była ona jakby "zablokowana" przez Horwisa dla niechcianych odbiorców danej treści. Wyciągnął kartkę ze środka, rozłożył ją, podając Scarlett. Spojrzała na niego nieco zagubiona, zaczynając czytać. Kiedy doszła do końca tekstu musiała nabrać powietrza.
 - To znaczy, że... - przełknęła głośno.
 - To znaczy, że będziemy małżeństwem - dokończył za nią.
 - Z tego listu wynika, że moi rodzice lata temu zawarli umowę z twoimi rodzicami o tym, że się pobierzemy - musiała to powiedzieć na głos, żeby to do niej dotarło.
 - Na to wygląda. Twój ojciec chciał jednak żebyśmy oboje dowiedzieli się o tym dopiero za kilka lat od tamtego wydarzenia. Chyba dali nam czas, abyśmy dojrzeli, czy coś...
 - Nie... Nie sprzeciwiałeś się? To znaczy, ja już od lat byłam gotowa na to, że mi już kogoś wybrali na męża, ale ty...
 - Na początku byłem zły, nawet wściekły, że zadecydowali za mnie. Zwykle jestem niepokorny, ale tym razem uszanuję ich wolę. Tak chyba będzie najlepiej dla wszystkich. Poza tym w liście jest coś, że umowa to umowa i gdyby teraz któreś z nas się temu sprzeciwiało to zhańbiło by własną rodzinę. 
  Oboje zamilkli. Scarlett układała sobie to wszystko w głowie. Nie spodziewała się czegoś takiego. Nie miała pojęcia czyją żoną zostanie. A to, że padło na Horwisa zwaliło ją z nóg. "Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to może być on". Zrobiło jej się przykro, bo w głowie namieszał jej już inny mężczyzna. Zrobiło jej się przykro, bo jej serce należało do Willa Colsera. Choć od początku wiedziała, że to na pewno nie on zostanie jej mężem, to dopiero w tej chwili ją to naprawdę uderzyło. I to bardzo boleśnie. "Przecież wiedziałam, że wyjdę za mąż z rozsądku, nie z uczucia. Tylko dlaczego czuję się tak dziwnie? Jakby ktoś uderzył mnie w twarz". Postanowiła zrobić wszystko by tylko zapomnieć o Colserze i skupić się na Shane'ie. Wiedziała, że nie będzie to proste, ale była na to przygotowana. Przygotowywała się na taką chwilę przez lata. "Chodzenie do łóżka z Shane'em to jedno, a wspólne życie z nim to zupełnie inna sprawa. No, ale chyba dam radę. Przecież zawsze daję radę." Wzięła głęboki oddech i udało jej się ochłonąć.
 - Jakoś to będzie, dogadamy się - powiedziała na głos, patrząc mu w oczy.
"Przecież pogodziłam się z tym, że tak będzie już lata temu. A to, że rodzina wybrała akurat Shane'a... to może nawet i dobrze. Pod niektórymi względami jesteśmy w końcu bardzo podobni. A co do reszty... będzie dobrze".
 - No jasne. W końcu, co do jednego to się już dogadujemy, co nie? - zaśmiał się, patrząc na nią znacząco.
 - No tak - uśmiechnęła się - myśl, że seks to jedyna pewna rzecz, w której się dogadujemy, dodaje mi otuchy - rzuciła sarkastycznie.
 - Dziwnie mi jakoś, jak tak na ciebie patrzę i pomyślę, że za jakiś czas będziesz moją żoną, będziesz nosić moje nazwisko, potem moje dzieci, będziemy razem mieszkać...
 - Stop! Daj mi ochłonąć!
Zapadła chwilowa cisza, ale po momencie oboje zaczęli się z siebie śmiać. Wiedzieli, że pozostało im się przyzwyczaić do myśli, że będą mężem i żoną.
 - Tak dla jasności to mam próchno zamiast serca, więc nie masz co liczyć na miłość z mojej strony.
 - I vice versa mój drogi.
Wybuchli śmiechem. Scarlett miała rację. W wielu sprawach byli do siebie bardzo podobni.
 - Wychodzisz gdzieś jeszcze dzisiaj? - zagadnął.
 - Nie, a co proponujesz?
 - No wiesz. Moglibyśmy skorzystać z jednego z przywilejów, jakie da nam małżeństwo. W końcu wcześniej robiliśmy to bez żadnych zobowiązań, a skoro niedługo ma się to zmienić, to chyba teraz mamy do tego większe prawo.
Scarlett usiadła na nim okrakiem, przeczesując mu rękoma włosy. Odłożyli lampki  na stolik.
 - W takim razie zacznijmy od razu korzystać z naszych przedmałżeńskich przywilejów. Wynagródźmy sobie brak prawa wyboru - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
 - Patrząc jak podobnie myślimy, to wydaje mi się, że w innych sprawach też znajdziemy porozumienie. Albo się pozabijamy.

  Lucy przygotowywała kolację dla Willa. Przed chwilą skończyła robić zapiekankę i właśnie wkładała ją do piekarnika. Lekko podrygiwała przy tym w rytm muzyki lecącej w radiu.
  W domu Colsera czuła się naprawdę dobrze. Była tu służącą, ale było to dla niej jak zbawienie po tym co przeszła. Podobnie jak Lesety, ona również, dźwigała bagaż ciężkich doświadczeń.  I również, podobnie jak ona, starała się o tym co przeżyła nie myśleć, albo myśleć jak najmniej. Choć obie wiedziały, że to nie zawsze jest takie proste. Lucy zdawała sobie sprawę, że w duszy zawsze będzie nosić rany wyrządzone przez tego mężczyznę, który zmuszał ją do bliskości fizycznej. A gdy wracała do tego myślami, to pojawiały się emocje zbyt ciężkie, by mogła je dźwigać... Dlatego też unikała tych myśli jak ognia... Problem w tym, że te myśli nie zawsze unikały jej.
  Odwróciła się gwałtownie w stronę wejścia do kuchni, gdy usłyszała kroki. Will wszedł do kuchni, opierając się plecami o blat szafki, skrzyżował ręce na piersi. Uważnie przyglądał się Lucy.
 - Coś nie tak? - zapytała.
 - Nie. W porządku. W salonie leżą rozwalone kwiaty. Po kolacji zrób mi z nich najładniejszy bukiet jaki potrafisz. Chyba muszę w końcu wziąć sprawy w swoje ręce.
Lucy spojrzała na niego nieco zdziwiona. Zauważyła, że jest lekko spięty, że zachowuje się inaczej niż zwykle. Domyśliła się, że w grę musi wchodzić coś ważnego, a raczej ktoś ważny.
 - Jestem wścibska, ale oświadczasz się?
Uniósł brew, przyglądając jej się. Był nieco zdziwiony, że tak się interesuje jego życiem.
 - Nie. To nie w moim stylu, ale chyba przyszedł czas na pewną rozmowę z kimś ważnym...
Zapadła krępująca cisza. Oboje musieli pozbierać myśli. Will czuł się co najmniej dziwnie. Zwykle mówienie prosto z mostu o tym co czuje sprawiło mu trudności. I rozmowa, którą miał odbyć ze Scarlett, nie była wyjątkiem. "Ostatnio przecież wyznałem jej, że jest dla mnie ważna. Ale teraz chcę postawić wszystko na jedną kartę. Chyba dlatego to takie ciężkie..."
Milczenie przerwała Lucy.
 - Szkoda, że takie rozmowy nie są prostsze, co nie?
 - Gdy w grę wchodzą uczucia zazwyczaj robi się pod górkę.
 - Nie wiedziałam, że stać cię na tak głębokie myśli - zażartowała.
 - Potrafię myśleć nie tylko fiutem - zaśmiał się.
Wiedział, że musi w końcu powiedzieć Scarlett prosto z mostu co  do niej czuje. Wiedział też, że ta rozmowa nie będzie prosta, ale nie chciał już tego odkładać. Już i tak dosyć długo zwlekał.

  Gdy Shane wrócił było już bardzo późno. Na dworze panowała całkowita ciemność. Miał już nacisnąć na klamkę, gdy zdał sobie sprawę, że słyszy czyjś oddech. Lesety siedziała skulona na betonie, oparta o ścianę, niedaleko drzwi w za dużej na siebie kurtce Sebastiana. Kolana miała podciągnięte pod brodę, a jedną z dłoni zanurzoną w śniegu, znajdującym się najbliżej niej. Gdy kucnął przed nią zauważył, że ma mokre policzki.
 - Co ty robisz na tym zimnie?
Oparł swoją dłoń o jej policzek. To było kompletnie nie w jego stylu, bo choć do tej pory podobało mu się, że jest od niego zależna w sprawie przywrócenia sprawności tej bolącej dłoni, to jednak zrobiło mu się jej żal. Widział, że musiała długo siedzieć na mrozie który zapewne dał jej w kość. Zauważył, że lekko się trzęsie i robią jej się sine usta, a nos lekko czerwony. Lubił jej dokuczać w sprawie tej ręki, ale w tamtej chwili trochę pożałował, że nie odpuścił jej tego wcześniej.
 - Myślałam, że to pomoże - pokazała na tą bolącą dłoń, zanurzoną w śniegu.
Przełknęła głośno.  Ból  w dłoni stał się naprawdę nie do zniesienia. Przez ostatnie kilkanaście godzin Lesety nie była w stanie nic zrobić, ani o niczym innym myśleć, jak tylko o palącym bólu, który nie dawał o sobie zapomnieć.  Wiedziała, że nie ma po co się kłaść, bo i tak nie zaśnie. Nie była w stanie normalnie funkcjonować. Czuła się wykończona. "Poddaję się. Nie mam siły..."
 - Błagam cię zabierz ode mnie ten cholerny ból. Zrobię co tylko chcesz. Ale proszę cię... Ja mam dość - bardzo zmarzła, więc jej głos był słaby i cichy.  
Pomógł jej wstać i wejść do domu. Gdy ściągnęła buty i kurtkę poszła z Shane'em do jego pokoju. Tam usiadła obok niego na łóżku. Przynajmniej znajdowała się już w ciepłym pokoju, więc mogła się rozgrzać. Oparł sobie jej łokieć na swoim kolanie. Chwycił jej dłoń w swoje, delikatnie masując każdy palec po kolei, wewnętrzną część dłoni, potem zewnętrzną, nadgarstek. Przez dobrą chwilę panowała całkowita cisza. Shane całkowicie skupiał się na tym co robi, a Lesety z minuty na minutę czuła coraz większą ulgę. Ból odchodził. Drugą ręką otarła wcześniejsze łzy. Lekko się nawet uśmiechnęła. Czuła coraz większą ulgę. I w końcu była w ciepłym pomieszczeniu, dzięki czemu także czuła się o wiele lepiej. Przyglądała się Horwisowi, masującemu jej dłoń. Była sama sobą zdziwiona, ale mimo wszystko, jakoś spodobała jej się ta chwila. Być może dlatego, że Shane był w tamtym momencie dla niej bardziej czuły i wyrozumiały. Sama nie wiedziała dlaczego. Sztuczka z kopertą była jedną z nadludzkich możliwości Horwisa.  I Lesety dziwnie się czuła z myślą, że choć to tylko masaż dłoni, to mógł go zrobić tylko Shane, aby jej pomogło...
 - Spróbuj poruszać palcami.
Puścił jej dłoń. Zrobiła co kazał i uśmiechnęła się, gdy poczuła, że może nią ruszać i nie boli. Nic a nic. Była to dla niej wielka ulga. W dodatku jej ciało zdążyło się już ogrzać w ciepłym pokoju.
 - Dziękuję - spojrzała mu w oczy - bardzo dziękuję.
 - Nie ma sprawy - uśmiechnął się pod nosem i wstał, podchodząc do parapetu.
Zapalił papierosa, opierając się plecami o parapet.
 - A przechodząc do tej mniej miłej sprawy, to co mam zrobić w zamian za pomoc?
Spojrzała na niego z nadzieją, że nie wymyśli nic, co by ją upokorzyło.
 - Myślę, że twój widok na tym cholernym mrozie wystarczy mi jako wynagrodzenie - zaśmiał się.
 - Odpuszczasz mi? Tak po prostu? - była zdziwiona jego zachowaniem. 
 - Ten jeden, jedyny raz.
Lesety zaśmiała się. Była szczęśliwa, że ją oszczędzi. "Ten jeden, jedyny raz". Wstała, podchodząc do drzwi, jednak przed wyjściem podeszła jeszcze do niego, łapiąc go za dłoń. Ten gest mu się spodobał.
 - Nie jesteś jednak taki zły jak myślałam.  
 - A ty jesteś tak beznadziejna w prawieniu komplementów jak myślałem.
Roześmieli się i Lesety zostawiła go samego. A on poczuł jakiś dziwny żal, że za jakiś czas żeni się ze Scarlett.


                                                                        *** 
Cześć :D No i udało mi się jeszcze w starym roku. W końcu udało mi się też jakoś odblokować i ruszyć dalej.
Kochani moi życzę Wam wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku. Oby układało Wam się po Waszej myśli.
Ściskam Was,
heaven.

































sobota, 1 grudnia 2018

Informacja.

Cześć Wam :)
Już od dłuższego czasu nic tu nie było. I dlatego właśnie piszę ten post, bo nie mam pojęcia kiedy coś się pojawi. Za dużo wolnego czasu nie mam, ale zawsze, gdy mam tylko wolną chwilę to siadam i staram się pisać. No właśnie : "staram się..." Bo totalnie się ostatnio zablokowałam. Od sierpnia mniej więcej mam napisaną połowę kolejnego rozdziału. I od tego czasu nie potrafię go dokończyć. Jasne, że  jeżeli chodzi o czas to jest u mnie kiepsko. Ale gdy tylko mogę to próbuję pisać, ale ostatnio kończy się na tym że gapię się jakiś czas w to co miałam napisane do tej pory i nic...
Więc, jeżeli jeszcze ktoś tu zagląda, to bardzo przepraszam... Następny rozdział pojawi się. Tylko nie mam pojęcia kiedy. Na pewno będę dalej pisać to opowiadanie, bo mam je w głowie i bardzo chcę, ale muszę teraz jakoś pokonać ten brak weny, czy co to jest...
Być może coś mi strzeli do tego łba i może dam radę dalszy ciąg z siebie wykrzesać w przerwie świątecznej, ale nic nie mogę obiecać. Bo jak na razie to nic nie wychodzi.
No to tyle, kochani.
Rozdział pojawi się po prostu jak się odblokuję czy coś w tym stylu...
Trzymajcie się :*
Ściskam :)