niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział 2

  Shane zabrał dziewczynę ze sobą do swojej rezydencji. Czuła, że dzieje się z nią coś dziwnego. Nie potrafiła mu się przeciwstawić. Czuła tak ogromny respekt do Horwis'a, że nie mogła odezwać się słowem. Nie znała go, jednak... już sam jego widok powodował, że człowiek wił się pod jego wzrokiem.
  Złodziej Krwi zamknął ją w swoim pokoju, nakazując jej na niego czekać. Blondynka stała nieruchomo naprzeciwko okna. Czuła jak szybko wali jej serce, a oddech z każdą minutą staje się coraz bardziej niespokojny. Po jej lewej stronie stało wielkie łóżko z aksamitną pościelą. Panele pod jej stopami lśniły, były wypolerowane na połysk, jakby nie służyły do chodzenia po nich. Jak widać, ktoś bardzo mocno zabiegał, aby Shane Horwis miał pokój doprowadzony do czystości, której nie można postawić żadnych zarzutów. Z prawej strony stał mahoniowy stolik, nad którym wisiał najnowszy telewizor plazmowy. Żyrandol, który dziewczyna miała nad sobą, musiał kosztować majątek. Za oknem robiło się już ciemno. Nadchodził mroźny, grudniowy wieczór. Dziewczyna skupiła wzrok na śniegu znajdującym się na parapecie po zewnętrznej stronie okna. Nigdy w życiu nie dotknęła go ręką. I bardzo chciała się dowiedzieć jakie to uczucie. Całe dwadzieścia lat spędziła pod zamknięciem, marzyła, aby wyjść na dwór, aby w lato poczuć ciepło słońca na skórze, a w jesień robić bukiety z kolorowych liści.
  Shane wrócił do pokoju. Nastolatka poczuła ścisk w  żołądku. Złodziej Krwi stanął przed nią, opierając się plecami o parapet. Zapalił papierosa, którego dym leciał prosto w twarz dwudziestolatki. Skrzywiła się. Zaczęła kaszleć z niesmakiem.
 - Nie rozumiesz o co w tym wszystkim chodzi, prawda? - Przekrzywił lekko głowę, uważnie się jej przyglądając.
Pokręciła przecząco głową. Shane wypuścił z ust dym, mrużąc oczy. Jego wzrok sprawiał, że czuła się nieswojo. Zgasił papierosa wciskając go w parapet. Złodziej Krwi stanął za nią. Położył ręce na jej ramionach, przysuwając dziewczynę do siebie. Poczuła wielki chłód. Jego dłonie były strasznie zimne. Oparł podbródek o jej szyję. Dwudziestolatka poczuła zimno i to o wiele gorsze niż jego ręce. Był to jego oddech, którym mógł zamrozić dziewczynę do szpiku kości.
 - Zimno, prawda? - wyszeptał jej do ucha.
Dwudziestolatka spojrzała na niego niepewnie. Horwis skrzyżował ręce na piersi. Zmierzył dziewczynę wzrokiem.
 - Chcesz poznać całą historię? - popatrzył na nią badawczo.                                                         Blondynka poczuła się niepewnie i skrzywiła się.
 - Chyba nie mam wyboru.                        
 - No to zacznijmy od początku.
Shane opowiedział jej kim jest, jak się dzielą istoty nadnaturalne na wampiry i Złodziei Krwi.
 - Dwadzieścia lat temu ktoś wyciął kawałek mojego serca. Jego bardzo małą cząstkę. Byłem pod wpływem pewnej substancji, to nie był dla mnie normalny czas... nie miałem pojęcia o niczym. Gdy doszedłem do siebie po tym wszystkim, szukałem sprawcy, musiałem wiedzieć kto mnie wprowadził w stan jakiejś apatii... czy czegoś w tym stylu, a potem ukradł kawałek mojego serca. Jednak okazało to się trudniejsze niż myślałem, nie znalazłem sprawcy. Odpuściłem. Ale teraz już wszystko rozumiem.
 - Co... co rozumiesz? - dziewczyna spojrzała na niego trochę skrępowana.
Czuła względem niego ogromny respekt. Shane popatrzył na nią surowo.
 - To w tobie jest ten kawałek mojego serca. Alex to zrobił! Pijąc z ciebie krew, dostarczał sobie energii, która była dostępna tylko dla mnie. Używał mojej siły. Ty nie masz w sobie takiego serca jak wszyscy. Masz je malutkie, bo to tylko to, co wycieli ode mnie.
 - Więc jakim cudem żyję? - Zmarszczyła brwi.
 - Moje serce ma nadludzkie możliwości i wielką siłę, nie jest potrzebne w całości, by dawało życie.
Zapadło milczenie. Dwudziestolatka skupiła wzrok na poruszanej przez wiatr firance. Zacisnęła powieki.                                            
 - Co zamierzasz ? - Zapytała z obawą.          
- Teraz zostaniesz tutaj, a ja zastanowię się, co z tobą zrobić. Nie robisz nic bez uzgodnienia tego że mną, zrozumiałaś?      
Pokiwała twierdząco głową wbijając wzrok w podłogę.                                        
 - W sumie to ciekawi mnie skąd ten sukinsyn Alex cię wziął. I co zrobił z twoim własnym sercem. - Shane zaprowadził dziewczynę do małego pomieszczenia, które miało służyć jej za pokój. W porównaniu z sypialnią Złodzieja Krwi, była to klitka. Jednak dwudziestolatce to nie przeszkadzało. Przywykła do naprawdę niekorzystnych warunków i dlatego potrafiła docenić to co dał jej Shane.
  Usiadła na łóżku, zaciskając usta. Miała w głowie mętlik. Ta historia, którą usłyszała od przywódcy Złodziejów Krwi była... abstrakcyjna, wręcz... niewiarygodna. Ale ona wiedziała, że w tym świecie wszystko było możliwe. Próbowała sobie wszystko ułożyć w głowie, poskładać do kupy. "Łatwo się mówi" - westchnęła. Nie pojmowała tej historii, jej prawdziwości... a jednak! Zamiast swojego serca miała kawałek cudzego, ale dlaczego tak się stało? Nie rozumiała tego. Co z jej rodzicami? Wpajano jej, że nie żyją, ale czy to była prawda?  I w tamtym momencie chciałaby o niczym nie myśleć, aby ktoś wywalił jej to wszystko z głowy.
      Wieczorem została przez kucharkę zawołana na kolację. Udała się do salonu według wytyczonych wskazówek. Znalazła się w ogromnym pomieszczeniu o ścianach w kolorze jasnego fioletu. Na środku stał wielki, prostokątny stół, a przy nim drewniane krzesełka. Seledynowy obrus zastawiony był pustymi dwoma talerzami i półmiskiem. Blondynkę to zaciekawiło, kim był ten trzeci, albo ta trzecia? Kucharka nalała dziewczynie na talerz gorącego rosołu. Kobieta spojrzała ostro na dwudziestolatkę, zastanawiając się, co ta młoda robi w rezydencji jej przywódcy. Wróciła się do kuchni, po czym zapełniła kolejne dwa talerze smażonym mięsem.
  Shane zjawił się w salonie, przyglądając się dziewczynie. Jadła bardzo szybko i zachłannie.
 - Głodzili cię? - zmrużył oczy.
Pokiwała twierdząco głową, nieśmiało na niego patrząc. Zdawał sobie sprawę, że jego pytanie było zbędne. Blondynka była bardzo chuda, za chuda... Brakowało jej kobiecych kształtów, za którymi mężczyźni się oglądali. Piersi miała bardzo małe, jeżeli w ogóle tak można było o nich powiedzieć... A o nogach szkoda gadać. Shane przez chwilę się zastanawiał jak ta dziwna istota może utrzymywać się na tych dwóch patykach...
  Zniknął na chwilę za rogiem. Dziewczyna spojrzała zawiedzionym wzrokiem na pusty już półmisek. Nadal była głodna. Jednak Shane się tego domyślił. Kazał kucharce dać jej jeszcze jedną porcję rosołu.
  Po chwili pojawił się znowu. Usiadł naprzeciwko niej i wziął się za jedzenie. Dziewczyna przypatrywała się jego kłom i nadgarstkom, które działały bardzo zwinnie. Patrzyła na bardzo widoczne żyły na jego dłoniach, na wytatuowane przedramiona.
  Dwudziestolatka zauważyła postać zbliżającą się do stołu. Spojrzała zdezorientowana na Jack'a, którego ciało było bardzo zniekształcone. Przypatrywała się jego źle zbudowanym kończynom, jego łysinie, szramom na twarzy, oku które było zamknięte. Widziała jak ciężko mu się poruszać, jakie ma problemy z każdym kolejnym krokiem. Dziewczyna nie patrzyła na niego z obrzydzeniem, do którego się przyzwyczaił, wręcz przeciwnie. Spojrzała na niego z wyrozumieniem, ze współczuciem, ale również z dezorientacją, bo nie miała pojęcia kim on jest i co robi wśród tak doskonałych istot...
  Shane zauważył jej reakcję, więc odwrócił się do brata. Lecz, gdy tamten tylko podszedł do stołu i zauważył obcą mu osobę od razu się odwrócił i wycofał z pokoju.
 - Jack, chodź tu! - warknął Shane przez zaciśnięte zęby.
Cisza. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.
 - Jack! - wrzasnął po raz drugi.
Znowu cisza. Shane zaciskał pięści.
 - Nie wkurwiaj mnie i chodź tu! Ona cię nie zje!
Jack wychylił się zza rogu. Powoli zbliżał się ponownie w stronę stołu. Usiadł obok brata, spuszczając głowę, aby nie widziała jego twarzy. Wpatrywał się w talerz, nie ośmielił się wziąć choćby kęsa do ust.
 - Będziesz jadł, czy mam cię karmić? - Horwis spojrzał na niego surowo.
 - Ja... Ja ty... tylko - urwał.
 - Jestem twoim ojcem, że mam cię wychowywać, czy jak?
Shane wstał wściekły. Już tyle razy musiał oswajać swojego brata z nowym otoczeniem, nowymi osobami, że nie miał już na to siły. Wiedział, że dla Jack'a to musi być ciężkie, zdawał sobie z tego sprawę, ale... nie dawał już rady, tracił cierpliwość.
  Trzasnął krzesłem, a ręką niechcący zwalił talerz na podłogę. Szkło rozprysło się.
 - Kurwa! - wyszedł z salonu.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Dwudziestolatka mieszała łyżką w swoim rosole, a tamten nadal siedział ze zwieszoną głową, milcząc.
 - On tak zawsze ma? - spytała.
Cisza. Jack nawet na nią nie spojrzał. Wstał od stołu i swoimi powolnymi krokami opuścił salon. Dziewczyna westchnęła głośno.
"Świetnie! Znowu wpadłam w bagno..."

Cześć ;) Jest drugi rozdział, dopiero po miesiącu, ale to przez to, że długo nie było mnie w domu. Dziękuję Nessie, Vicky13 i Sight za komentarze ;D