tag:blogger.com,1999:blog-84658381604650812392024-03-13T21:56:58.802+01:00Mała dawka nieśmiertelności heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.comBlogger22125tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-61997629108095273272020-04-18T22:25:00.000+02:002020-04-18T22:34:15.794+02:00Rozdział 18 Kolejnej nocy było to samo. Les znowu nie mogła spać. Męczyły ją koszmary, w których ciągle miała do czynienia z Alexem. Nienawidziła go z całego serca. Bała się też go bardziej niż kogokolwiek innego. Dlatego te sny były dla niej tak wyczerpujące. Przebudzała się co chwilę cała zlana potem, ciężko oddychając. Przez tego wampira przeżyła prawdziwy koszmar i za nic nie chciałby wrócić do tamtego życia. Jednak nie da się odciąć całkowicie od przeszłości. Ta przeszłość była w niej... Nie dawała jej spokoju.<br />
Już któryś raz tej nocy usiadła na łóżku. Cała spocona, wyczerpana. Rozejrzała się po pokoju, jakby upewniajac się, że sen był naprawdę tylko snem. Odruchowo dotkęła miejsc na nadgarstkach, gdzie zwykle miała zakładane kajdany. Czuła jak po policzkach płyną jej łzy. Podciągnęła kolana pod brodę, opierając się na nich. Objęła rękoma nogi. Każdego dnia starała się z całych sił wypierać wspomnienia z tego co przeżyła u Alexa. Najgorsze były noce, gdy jej się to śniło. Nienawidziła tych nocy. Nienawidziła tego, co ten wampir jej zrobił.<br />
Wstała, ocierając dłonią łzy. Poszła do kuchni, żeby się czegoś napić. Chciała zrobić sobie herabty, ale gdy próbowała wlać wody, ręce trzęsły jej się tak mocno, że nie mogła sobie z tym poradzić. Oparła się łokciami o blat i schowała twarz w dłoniach.<br />
- To się nigdy nie skończy - wydusiła sama do siebie.<br />
- Co dokładnie masz na myśli?<br />
Aż podskoczyła, gdy usłyszała czyjś głos. Natychimaist się obróciła plecami do blatu, opierając na nim trzęsące się dłonie.<br />
- Myślałam, że jestem sama.<br />
Shane wstawił wodę, a potem usiadł przy stole, nie spuszczając wzroku z Les. Miał na sobie luźną, szarą koszulkę i znoszone jeansy. Włosy lekko opadału mu na oczy, a na twarzy miał lekki zarost.<br />
- Znowu koszmary?<br />
Cały czas patrzył jej w oczy, jakby chciał dokładnie ją wybadać.<br />
- Niestety.<br />
Zapanowała cisza. Musiał w jakiś sposób ją uspokoić i chciał jej pomóc, więc postanowił trochę pokomblinować.<br />
- Zagrajmy w <i>Dokończ za mnie. </i><br />
- Słucham? - spojrzała na niego jakby właśnie palnął jakąś totalną głupotę.<br />
- Ja mówię jedno słowo, a ty dokańczasz zgodnie z prawdą.<br />
- Z tobą takie zabawy nie brzmią bezpiecznie - skrzyżowała ręce na piersi.<br />
Na jego twarzy pojawił się jeden z jego diabelskich uśmieszków.<br />
- Jeszcze sobie odbijesz.<br />
Spojrzała na niego unosząc wysoko brwi.<br />
- Ah tak?<br />
- Na Sebastianie.<br />
Zaśmiała się pod nosem. Nie wiedziała jak on to robił, ale potrafił ją rozśmieszyć nawet w takim momencie. I chciała tego czy nie, podobało jej się to.<br />
Woda się zagotowała, więc Horwis zrobił dla niej herbatę i położył kubek na blacie, obok niej. Stanął naprzeciwko Les, opierając się plecami o ścianę.<br />
- Chcę... - spojrzał na nią jakby rzucał jej wyzwanie.<br />
- Spać - podjęła wyzwanie.<br />
- Ale...<br />
- Nie mogę, bo męczą mnie koszamary.<br />
- Dotyczą...<br />
- Przeszłości.<br />
- Która...<br />
- Jest czymś o czym chcę zapomnieć, a nie potrafię.<br />
- Dlatego...<br />
- Nie śpię i gadam tu z tobą? - ściągnęła brwi i podniosła ręce w bezradnym geście.<br />
Westchnął i spojrzał na nią z dezaprobatą.<br />
- Skup się i nie bądź złośliwa.<br />
- Jak mi na to pozwolisz - jej kąciki ust lekko się uniosły.<br />
Shane pokręcił głową i westchnął, ale nie spuszczał z niej wzroku.<br />
- Czuję...<br />
- Głód.<br />
- I...<br />
Zapanowało milczenie. Les spuściła głowę, wlepiając wzrok w podłogę. Shane podszedł bliżej, stanął przed nią. Był tak blisko, że czuła jego zimny oddech. Uniósł palcem jej podbródek. Patrzył jej prosto w oczy.<br />
- Czuję... - powtórzył.<br />
- Złość, strach... żal.<br />
Mówiąc to, ona także patrzyła mu w oczy, a potem spuściła wzrok i zaczeła bawić się srawkiem swojej koszulki.<br />
- Bo...<br />
Słyszał jak przełyka. Widział jak walczy sama ze sobą czy podjąć dalej tą "grę". Zauważył jak bierze głęboki wdech i znów spogląda mu w oczy.<br />
- Bo zabrano mi kupę lat życia, wolności... Bo robiono mi krzywdę... Bo nikt się ze mną nie liczył. Bo nikt nie pytał mnie o zdanie. Bo zawsze byłam sama. Bo traktowano mnie jak ścierwo - wyrzuciała z siebie przez łzy. - Nie jestem w stanie dłużej tego w sobie nosić! Nie jestem... - zaniosła się szlochem.<br />
Chwycił w dłonie jej twarz, kciukami ciągle wycierając kolejne łzy. Oparł swoje czoło o jej. Nic nie mówił. Chciał jej bliskości, ale nie potrafił się sam przed sobą do tego przyznać. A teraz chciał być też dla niej pewnym wsparciem. Zamknął oczy. Słyszał jak płacze coraz mniej, coraz ciszej. W pewnym momencie i ona zamilkła. Trwali tak dobrą chwilę. Oboje tego potrzebowali. Choć żadno nie chciało się do tego przyznać.<br />
W końcu wypuścił z dłoni jej twarz, ale nie odsunął się ani na krok. Cały czas patrzyli sobie w oczy.<br />
- Podoba mi się... - uśmiechnął się do niej.<br />
- Przegrałeś. To więcej niż jedno słowo.<br />
Przewrócił oczami.<br />
- Nie musimy się sztywno trzymać zasad.<br />
- To nie zasady, tylko twoje wymysły. Więc dla własnego dobra nie będę ich naurszać.<br />
- Ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.<br />
- Tyle, że w tym wypadku butelka może mieć drugie dno.<br />
- Do którego dotracie wprowadzi cię w już naprawdę przyjemny stan.<br />
Ściągnęła brwi, przygladając mu się uważnie.<br />
- To jakaś nowa gra?<br />
- Mniej więcej.<br />
- Jakie są zasady?<br />
Jego usta wykrzywił pewny siebie uśmieszek.<br />
- Ty mi powiedz - przechylił głowę na bok.<br />
Poczuła, że dłonie, które przestały się trząść, są teraz mokre od potu. "Co się ze mną dzieje do cholery..."<br />
- Masz trochę źle w tej głowie - zaśmiała się nieco nerwowo.<br />
- To samo mogę powiedzieć o tobie.<br />
Patrzyli tak na siebie w milczeniu. Tyle, że to milczenie nie było krępujące. Zaczynali się coraz lepiej rozumieć, nawet w całkowitej ciszy.<br />
- Choć, nauczę cię grać w szachy, skoro i tak nie zaśniesz - szturchnął ją w bok.<br />
- Skąd pewność, że nie umiem?<br />
- A umiesz?<br />
- No... nie.<br />
- Więc czas, żebyś poznała granice mojej cierpliwości. Chodź.<br />
Lesety musiała przyznać sama przed sobą, że go polubiła, naprawdę polubiła...<br />
<br />
<br />
Z samego rana Jason Colser oczekiwał na swojego gościa. Otworzył okno i usiadł na parapet zapalając papierosa. Sprawy zaczęły układać się nie po jego myśli. Musiał jak najszybciej rozmówić się ze swoim wspólnikiem.<br />
Nie musiał długo czekać na Thomasa. Ten dowiedziawszy się co się stało zjawił się najszybciej jak mógł. Usiedli razem w salonie po dwóch stronach stolika.<br />
- Jak to się stało, że Will wie, że jest bratem Horwisów? - warknął Thomas.<br />
- Wszytsko przez tego pierdolonego Zacka. Sam o tym nie powiedział, ale ta jego suka wszystko nam popsuła. Pozbyłem się tej szmaty, ale to nic nie zmienia. To przez nią Will o tym wie.<br />
Thomas pokręcił z niedowierzaniem głową. Zaśmiał się nerowo. Kiedyś był dobrym przyjacielem Shane'a. Zresztą Horwis nadal go za takiego uważał. Nie wiedział, że to tylko pozory.<br />
- Teraz to nie ma sensu. Jak jeszcze Shane pozna prawdę...<br />
- Tak wiem - rzucił ostro Colser.<br />
Wstał i zaczął nerwowo kręcić się po salonie. Oparł ręce na bokach i wbił wzrok gdzieś za okno.<br />
- Nie mam pojęcia co teraz. Ale wiem, że musisz coś zrobić ze swoją siostrzyczką.<br />
- Jessicą? - Thomas spojrzał na niego z niedowierzaniem - Ona o niczym nie wie. Jest ślepo zabujana w Horwisie i...<br />
- No właśnie - Colser podszedł do stołu, trzaskając w niego ręką.<br />
Rzucił Thomasowi surowe spojrzenie.<br />
- Posłuchaj mnie. Sprawy nam się nieco skomplikowały. Nie tak miało być. A ta twoja siostrzyczka świata poza Horwisem nie widzi. Nie zdziwię sie więc jak nam jeszcze bardziej skomplikuje sprawę, stając po jego stronie.<br />
Thomas przeczesał włosy, namyślając się.<br />
- Nie rozumiesz, że ona o niczym nie wie? Dobrze wiem, że ona zawsze stanie po stronie Shane'a! Dlatego nigdy jej o niczym nie mówiłem.<br />
- A może tak ci się po prostu wydaje, że niczego nie wie. Może czegoś sie domyśla i wykorzysta to przeciwko nam! Musisz coś z tym zrobić... Przyprowadź ją tu.<br />
- Słucham? - Thomas popatrzył na niego z niedowierzaniem.<br />
Jason usiadł obok niego na kanapie. Zapalił kolejnego papierosa, tym razem nie zważając na to by otworzyć okno.<br />
- Obiecuję, że nic jej się tutaj nie stanie. Przytrzymamy ją tu tylko przez jakiś czas, aż będziemy pewni, że nie zagrozi relalizacji naszego planu.<br />
- Nie ufam ci do tego stopnia.<br />
Jason zaśmiał sie złośliwie.<br />
- W tej sprawie musisz. Dobrze wiesz, że nie mamy innego wyjścia.<br />
Thomas wescthnął głośno. Nie za bardzo podobał mu się pomysł Jasona. Wiedział też jednak, że Colser ma rację.<br />
- Jeśli cokolwiek jej się stanie zatłukę cię jak psa, rozumiesz?<br />
<br />
<br />
Po południu tego samego dnia Scarlett przyjechała do Shane'a omówić i zaplanować dokładnie oświadczyny. Jednak go nie zastała i otworzył jej Sebastian, zapraszając gościa do salonu.<br />
<div>
- Czego się napijesz? - rzucił i ruszył w stronę kuchni.</div>
<div>
- Daj mi kubek słodkiej krwi, głodna jestem.</div>
<div>
Rozsadziła się wygodnie na sofie, zakładając nogę na nogę i kładąc głowę na oparciu. Nie musiała długo czekać na Sebastiana. Podał jej to co prosiła i usiadł obok niej. </div>
<div>
- No... słyszałem, że wychodzisz za Horwisa - wyszczerzył zęby w uśmiechu.<br />
- A co, chcesz się o mnie bić?<br />
- Taki miałem plan, ale trzeba mierzyć siły na zamiary, a ja lubię swoje zęby.<br />
Roześmiała się, po czym napiła się i odstawiła kubek na blat stolika. Sebastain przyglądał się jak poprawia swoją białą spódnicę, przeczesuje ręką włosy i rozgląda po slaonie. Musiał w głębi ducha przyznać, że w każdym jej ruchu jest coś subtelnego, że potrafi nawet tak drobne gesty wykonywać w atrakcyjny dla mężczyzny sposób.<br />
- Długo będę na niego czekać?<br />
Sebastian wzruszył ramionami.<br />
- Równie dobrze mogłabyś o to zapytać spróchniałą kłodę. Wie o Horwisie tyle co ja.<br />
Szatynka machnęła ręką, a potem spojrzała na niego kręcąc głową.<br />
- Widzę, że żarty się ciebie trzymają, szkoda, że nie mogę tego samego powiedzieć na temat płci żeńskiej.<br />
Sebastian lekko uniósł kąciki ust.<br />
- I tu się mylisz moja droga. Ja po prostu wybrałem wolność. Przynajmniej poniekąd.<br />
Natychimast uprzytmonił sobie, że ma dzisiaj kolację do odbycia z pewną zarówno intrygującą jak i złośliwą wobec niego osobą. "To tyle jeśli chodzi o moją wolność..."<br />
- W takim razie z kim pojawisz się na naszym ślubie?<br />
- Mam się czuć zaproszony? - rzucił figlarnym tonem.<br />
- Musi być tam ktoś, kto rozładuje napiętą atmosferę, która zapewne będzie nam towarzyszć jak smród...<br />
Sebastian zaśmiał się, przeczesują ręką włosy. Przechylił głowę w bok i popatrzył na nią szczerząc się od ucha do ucha.<br />
- I to mam być ja? Są lepsi do tej roli.<br />
- Są czy nie są, nie możesz zostać sam na tym polu bitwy. Więc?<br />
- Może Lesety zgodzi się mi towarzyszyć.<br />
Scarlett odchyliła lekko głowę do tyłu i spojrzała na niego nieco zaskoczona. Skrzyżowała ręce na piersi, bębniąc palcami w ramiona.<br />
- Lesety? Chyba nie miałam z nią przyjemności jeszcze.<br />
- W takim razie zmieńmy to. Daj mi chwilę.<br />
Wampir zostawił zaskoczoną Scarlett samą w salonie. Kobieta czekała z niecierpliwością. Chciała czym prędzej poznać Lesety. Czuła się dziwnie. Była zdezorientowana, a bardzo tego nie lubiła. Ojciec ją uczył, że posiadanie informacji jest częstym powodem wyżyniania języków. Więc skoro ktoś się posuwa do tak radykalnego czynu wobec drugiego... Cóż, pewnie zdaje sobie sprawę, że pewne informacje, gdy dotrą do obcych uszu, mogą mu zaszkodzić. Ojciec "tłukł" to do głowy swojej córce do tego stopnia, że nienawidziła niepokoju związanego z niewiedzą. A teraz właśnie taki czuła. "Kim do cholery jest ta dziewczyna? I czemu Shane mi o nic nie mówił?"<br />
Jej rozmyślania przerwał Sebastian wchodzący do saolnu a wraz z nim szczupła dziewczyna o blond włosach i delikatnych rysach twarzy. Lesety poczuła na sobie badawcze spojrzenie Scarlett. Czuła jak kobieta przeszywa wzrokiem każdy skrawek jej ciała. Zaczęła się czuć nieco nieswojo.<br />
Scarlett podniosła się z kanapy, wyciągjąc rękę w stronę Les. Szatynka spojrzała dwudziestrolatce prosto w oczy i przechylila lekko głowę w bok. Było coś surowego w tym spojrzeniu, co Lesety odczuła i lekko się wzdrygnęła.<br />
- Scarlett - przedstawiła się.<br />
- Lesety.<br />
Uścisnęły sobie dłonie. Trwało to dobrą chwilę. Jakby obie chciały wyczuć z kim mają do czynienia przez sam uścisk dłoni. Po Lesety widać było, że zaczęła czuć sie niezręcznie, podczas gdy od Scar biła pewność siebie.<br />
- To ja może zaprzę wam kawy - rzucił Sebastian i czmychnął do kuchni.<br />
Kobiety nawet na niego nie zareagowały.<br />
- Siadaj - Scar wskazała ręką miesce obok siebie.<br />
Zabrzmiało to trochę jak rozkaz, na co Lesety skrzywiła się, ale nic nie odpowiedziała. Wykonała polecenie.<br />
- Nie będę owijać w bawełnę - szatynka patrzyła swojej rozmóczyni w oczy - lubię konkrety i wymagam ich od innych.<br />
Lesety wzięła głeboki oddech. "Znowu rozkaazujaco..."<br />
- Ten rozkazujący ton to odziedcziczony czy wyuczony? - rzuciła z przekąsem.<br />
Nie podobał jej się początek tej rozmowy. Scar spojrzała na nią w jeszcze bardziej surowy sposób niż do tej pory.<br />
- Posłuchaj mnie... Nic o sobie nie wiemy, ale bądź dla mnie grzeczna, a ja będę grzeczna dla ciebie. Rozumiemy się?<br />
- Nie, bo chyba inaczej pojmujemy grzeczność - Les powiedziała to z największą pewnością w głosie na jaką ją tylko było stać w tamtym momencie, ale i tak czuła, że przy swojej rozmóczyni wypadła kiepsko.<br />
Na twarzy Scar pojawił się złośliwy uśmieszek.<br />
- Nie mam czasu, żeby się z tobą szarpać. Chcę tylko wiedzieć kilka rzeczy.<br />
- Co konkretnie?<br />
W tametj chwili to Les spojrzała na nią badawczo. Widziała już z kim ma do czynienia. I wiedziała, że czeka ją ciężka rozmowa.<br />
- Jako przyszła żona Shane'a chcę wiedzieć kim jesteś i co tu robisz?<br />
Lesty poczuła się jakby dostała w głowę. Spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami. Nie potrafiła ukryć swojego zaskoczenia. Czuła całkowitą dezorientację. "Nie nie wspominał o małżeństwie... Spędziliśmy razem tyle godzin w nocy, a on nic? I dlaczego w ogóle, do cholery, mnie to rusza?"<br />
- Przyszła żona?<br />
Ledwo udało jej się to wydukać.<br />
- Aha - ton głosu Scar był przepełniony satysfakcją.<br />
O to jej chodziło. Chciała wyczuć Les. Znaleźć słaby punkt. "Nauki ojca nie poszły na marne".<br />
<br />
<br />
<i> ***</i><br />
<i>Hej Wam :) Jest rodział 18. Choć wiem, że od ostatniego minęło naprawdę wiele czasu... Starałam się pisać, kiedy miałam jakiś wolny czas, ale szczerze to nic z tego nie wychodziło. Miałam kompletną blokadę. Napisałam kilka linijek i nie potrafiłam kontynować. Potem usuwałam i jeszcze raz. Jednak w końcu udało mi się napisać ten rodział... </i><br />
<i>Niedługo koniec tej części opowiadania, mam zamiar w 20 rozdziale zakończyć pierwszą część. </i><br />
<i>Kochani z całego serducha ściskam <3 I jak zawsze, jeśli ktoś tu jest to najmocniej dziękuję i cieszę się!! Oczywiście wiem, Nesso, że Ty, słońce moje tu ze mną jesteś i wiesz jak wiele to dla mnie znaczy<3<3 Ściskam wszystkich całym sercem :) </i><br />
<i><br /></i>
</div>
heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-75310823146774544102019-11-03T22:12:00.004+01:002019-11-03T22:18:30.351+01:00Coś innego. Cześć Wam :) Chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga, na którym opublikowałam pierwszy rozdział mojego nowego opowadania. Blog jest na moim drugim koncie, tam mam inny nick jakby co i blog jest jeszcze w takim stanie "surowym".<br />
To już nie wampiry, trochę co innego... Może Wam się spodoba. W każdym razie ta nowa historia już od dawna chodzi mi po głowie, ale dopiero niedawno zaczęłam coś skrobać...<br />
Tego bloga oczywiście nie zaniedbam na rzecz czegoś nowego. Tam pewnie rozdziały też będą się pojawiały w różnych odstępach czasu.<br />
<a href="https://liketheashesofthephoenix.blogspot.com/">https://liketheashesofthephoenix.blogspot.com</a><br />
Zapraszam <3<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-5326561372130696802019-10-02T23:39:00.003+02:002019-10-02T23:53:43.814+02:00Rozdział 17 Następnego dnia, rano, Shane zastał Sebastiana, przygotowującego sobie śniadanie w kuchni. Oparł się tyłem o blat szafki, na której wampir kroił cebulę. Skrzyżował ręce na piersi. <br />
- Jak ci wczoraj poszło?<br />
- Jak dziwce w zakonie. Jeszcze coś z serii durnych pytań? - Sebastian spojrzał na niego ze złością.<br />
Shane skwitował to śmiechem.<br />
- Co cię ugryzło? - przeszedł obok niego, klepiąc go otwartą dłonią w potylicę.<br />
- Nic, po prostu... - westchnął. - Szkoda mi się jej przez ciebie zrobiło, a ja nie jestem specem w zbieraniu i układaniu w całość, czegoś, co ty rozwaliłeś. Jeśli wiesz co mam na myśli. <br />
Horwis zaparzył sobie kawę.<br />
- Aż tak źle było?<br />
- Do tej pory skakaliśmy sobie do gardeł, a jutro zabieram ją na kolację. Więc dodaj sobie dwa do dwóch.<br />
Shane spojrzał na niego zdziwiony. Wsypał cukier do kawy i usiadł przy stole.<br />
- Poważnie? Przecież ostatnim razem, kiedy tu była, nie mogliście na siebie patrzeć. <br />
Sebastian obrócił się w jego stronę, opierając się o blat.<br />
- No to ci mówię, że przez ciebie jest z nią źle.<br />
Shane westchnął, masując dłonią kark.<br />
- To co ja mam twoim zdaniem zrobić? Iść i błagać o wybaczenie? I tak bym go nie uzyskał.<br />
- Nie wiem - wampir rozłożył ręce w bezradnym geście - w każdym razie jestem z nią jutro umówiony na kolację. <br />
Horwis spojrzał na niego unosząc jedną brew.<br />
- Patrząc na waszą dwójkę to, to się skończy albo seksem, albo pogrzebem, zdajesz sobie z tego sprawę? - Shane parsknął.<br />
- Bez dwóch zdań. Masz jeszcze jakieś cenne uwagi? - rzucił sarkastycznie.<br />
- Zrób tak, żeby skończyło się tym pierwszym. Lesety nie pozbierałaby się po twojej śmierci.<br />
Sebastian pokręcił głową i popukał się palcem w czoło, patrząc znacząco na Horwisa. Westchnął zrezygnowany, odwracając się do niego plecami.<br />
Do kuchni weszła Lesety. Miała na sobie jeszcze szorty pidżamowe i luźny podkoszulek. Jej włosy były w totalnym nieładzie, a na twarzy malowało się zmartwienie. Horwis spojrzał na nią i zauważył, że coś jest nie tak. Po jej oczach dostrzegł, że jest niewyspana i zmęczona.<br />
- Co takiego się stało, że nie mogłaś spać?<br />
Lesety usiadła po drugiej stronie stołu przy którym siedział Shane.<br />
- Skąd wiesz, że nie mogłam spać?<br />
- Wyczytałem z gwiazd - prychnął - no przecież wystarczy na ciebie popatrzeć.<br />
Dziewczyna potarła dłońmi skronie i oparła łokcie na blacie. Spojrzała na Horwisa.<br />
- Zasnęłam tylko na chwilę i miałam koszmar z Alexem. Przebudziłam się... przerażona i potem... potem już nie mogłam zasnąć. Wracały do mnie obrazy z tego co przeżyłam, z uwięzienia przez Alexa. Nie było już mowy, żebym choć na chwilę jeszcze zmrużyła oko.<br />
Czuła się naprawdę zmęczona po tej nocy. Odkąd pojawiła się w domu Shane'a starała się nie myśleć o tym przez co przeszła, wypierała to ze świadomości. Gdy tylko wracały wspomnienia od razu próbowała zając czymś głowę. Raz to wychodziło, raz nie... Tej nocy w ogóle to nie skutkowało. Obrazy z przeszłości przychodziły do niej jeden po drugim, przedzierały się przez jej świadomość mimo wszystkich blokad, które tam stawiała. Nie chciała się też przyznać przed Shane'em, ale tej nocy wylała tyle łez, że podejrzewała, że powłoka od poduszki będzie do tej pory mokra.<br />
Popatrzyła się w okno w zamyśleniu. "Przeszłość już chyba zawsze będzie mnie gonić. Pytanie kto pierwszy się podda: ja czy ona...". Shane przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy i nic się nie odezwał, nie wiedział jak ją wesprzeć. Sebastian też nie wiedział co mógłby jej powiedzieć. Żal mu jej było, jednak tak jak wczoraj nie potrafił pocieszyć Jessici, to dzisiaj nie potrafił podnieść na duchu Lesety.<br />
- Zrobię ci śniadanie. Z pełnym żołądkiem świat wygląda inaczej - Sebastian posłał jej ciepły uśmiech.<br />
- Skoro tak mówisz.<br />
Przeniosła wzrok na Shane'a. Pił kawę, nie spuszczając z niej wzroku. Wstał i dosypał jeszcze łyżeczkę cukru do kubka, dokładnie wymieszał, po czym postawił kubek przed Lesety.<br />
- Pij, potrzebujesz cukru i pożądnego kopa - na jego twarzy pojawił się przyjazny uśmiech.<br />
Poczuła chłód jego oddechu na policzku. Przeszły ją dreszcze. Ale tym razem to były przyjemne dreszcze.<br />
- Dzięki - spojrzała mu w oczy - nie spodziewałam się, że stać cię na taką troskę. - Uśmiechnęła się jednocześnie unosząc brwi.<br />
- Ja też się po nim nie spodziewałem - rzucił Sebastian.<br />
Shane wywrócił oczami, patrząc na pozostałą dwójkę.<br />
- Tylko się nie przyzwyczajajcie - rzucił i wyszedł z kuchni.<br />
Dzięki Horwisowi i Sebastianowi poczuła się nieco lepiej. Czuła, że ma w tej dwójce wsparcie.<br />
Upiła łyk kawy. Smakowała jej lepiej, niż zwykle, gdy robiła ją sama. Choć wiedziała, że powodem tego jest to, że to Horwis ją zrobił początkowo dla siebie i jeszcze przed chwilą pił tą samą kawę z tego samego kubka. Nie rozumiała tylko, dlaczego świadomość tego miała dla niej takie znaczenie. "Ogarnij się, Les, to tylko kawa" - mówiła do siebie w myślach. Czuła, że jej myśli są szczeniackie, nie pasujące do dorosłej już kobiety. A przez to czuła się nieco zażenowana. <br />
- Korona by mu z głowy nie spadła, gdyby zrobił ci nową, a nie oddawał do połowy już wypitą - zauważył Sebastian, wskazując na kubek.<br />
Lesety wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się sama do siebie.<br />
<br />
Will pojechał do domu rodzinnego. Chciał rozmówić się z ojczymem. Usiadł naprzeciwko niego w gabinecie Jasona. Służąca postawiła na stoliku, między nimi, kieliszki do wina. Jason przyniósł butelkę, wypełniając kieliszki, patrzył na Willa. Było po nim widać, że coś jest nie tak. Nie wyglądał dobrze. Miał zaczerwienione oczy, zadrapanie na twarzy, włosy proszące się o umycie i ułożenie. Nosił brudne ubrania.<br />
- Nie stać cię na to, żeby doprowadzić się do porządku, synu?<br />
Will popatrzył na niego z nienawiścią w oczach.<br />
- Nie nazywaj mnie tak! Już od dawna nie jesteś dla mnie ojcem, którym kiedyś może chciałeś być.<br />
Jason oparł się na kanapie. Spojrzał na Złodzieja Krwi z pewną wyższością i uśmiechnął się pogardliwie.<br />
- Dałem ci dach nad głową, szczeniaku. Ale tobie zawsze było mało - parsknął. - Jesteś jednak głupszy niż myślałem.<br />
Will miał ochotę zedrzeć mu ten obrzydliwy uśmieszek z jego twarzy, zatłuc go na śmierć. Gotował się od środka, ale wiedział, że Jason robi to wszystko celowo. Chciał go sprowokować do bójki. "Nie pozwolę ci na to... Nie tym razem."<br />
- Dlaczego Zack nie żyje?<br />
Jason spojrzał na niego zupełnie zaskoczony. Młody zbił go z pantałyku.<br />
- Skąd o tym wiesz? - spojrzał mu groźnie w oczy.<br />
- Dlaczego nie żyje? - Will warknął przez zaciśnięte zęby.<br />
Jason pokręcił głową, a potem napił się wina.<br />
- Zack mnie zdradził - zaczął - pomyliłem się wtedy, to on mnie zdradził przed Horwisem, a nie ty. Zasłużył sobie na to, co go spotkało.<br />
- Jak się dowiedziałeś, że to on?<br />
Jason zaśmiał się pod nosem.<br />
- Ciekawski jesteś. Powiem ci tak, mam kilkoro wiernych podwładnych. Mają oko na moje interesy i jeden z nich wywęszył, że coś z tym skurwysynem jest nie tak.<br />
Will pokiwał głową w zamyśleniu. Po chwili wstał i skierował się do wyjścia.<br />
- Tak szybko idziesz? Nie potowarzyszysz mi przy butelce?<br />
Will obrócił się, rzucając Jasonowi kolejne nienawistne spojrzenie. Stary wampir zaśmiał się.<br />
- Nie napijesz się z własnym ojcem?<br />
- Nie jesteś ani moim prawdziwym ojcem, ani gościem, który kiedyś chciał mi go zastąpić! Już nie.<br />
Wyszedł z gabinetu, trzaskając za sobą drzwiami. Był wściekły na Jasona. Wściekły za jego kpiny, za Zacka, za to, że już od kilku lat nie jest tym, kim był kiedyś. Nie jest już facetem, który był dla niego jak ojciec, który by się o niego troszczył.<br />
Złodziej Krwi czym prędzej opuścił dom, wsiadając do auta. Gdy wrócił do siebie, nadal złość go rozpierała... Znał Zacka, zawsze był dla niego dobry. Znał go już od czasów, gdy jeszcze był dzieckiem. Pamiętał jak zawsze wampir stawał w jego obronie, gdy coś nabroił i Jason był na niego wściekły. Pamiętał ile razy go krył, mrużył oko na jego wybryki, o których tylko on wiedział. Wyszedł z samochodu, a zaraz potem zauważył dziewczynę, stojącą pod drzwiami. Była niska, opatulona w gruby płaszcz i ciepłe buty. Policzki miała zaczerwienione od mrozu. Była człowiekiem.<br />
- Miałam to dać Shane'owi. Nie zastałam go, więc postanowiłam, że dam tobie, a ty przekażesz Horwisowi. Ja już nie mam czasu. Jak mój pan się dowie to mnie zabije...<br />
Wyciągnęła do niego rękę, w której trzymała notes.<br />
- Kim jesteś? O czym mówisz?<br />
Popatrzył na nią zaskoczony i zdezorientowany.<br />
- To nieważne. Mam to od Zack'a, wiesz którego.<br />
Will pokiwał głową.<br />
- Właśnie. Powodzenia.<br />
- Ale.. Jak tu trafiłaś? Tego domu nie jest tak łatwo znaleźć.<br />
- Masz rację, nie jest - rzuciła wymijająco.<br />
Prawda była taka, że sama by tego domu nigdy nie znalazła. Zack ją musiał poinstruować przed śmiercią jak go znaleźć, gdyby potrzebowała. Już miała odejść, ale złapał ją za ramię.<br />
- Nie nie rozumiem.<br />
- Zrozumiesz jak przeczytasz - wskazała głową notes, który mu dała.<br />
Will odprowadził ją wzrokiem. Nadal był w szoku i nic nie rozumiał. Wszedł do środka. Usiadł na kanapie, aby zacząć czytać. Gdy skończył, wiedział, że musi jak najszybciej pogadać z Shane'em Horiwsem. A raczej, jak się okazało, z jego bratem - Shane'em Horwisem. Był w zupełnym szoku.<br />
- Wyglądasz jak upiór - rzuciła Lucy, wchodząc do salonu - co się stało?<br />
Spojrzał na nią oniemiały od wszystkiego o czym przed chwilą się dowiedział. <br />
- Wielu rzeczy się przed chwilą dowiedziałem. Jedną z nich jest to, że mam brata.<br />
Zaskoczył ją. Choć sam był w takim samym stanie.<br />
- To chyba... dobrze, prawda? - usiadła obok niego nieco skonsternowana.<br />
- To się dopiero okaże.<br />
<br />
Shane, nie pukając, wszedł do pokoju Scarlett. Nie zastał jej, więc zaczął kręcić się po pomieszczeniu. Obrócił w ręku brelok do kluczy, leżący na stole, odrzucił go, biorąc do ręki kastet, który kobieta zostawiła na stole. Odłożywszy go z powrotem, znudzony, podszedł do parapetu. Skrzyżował ręce na piersi, wyglądając na zewnątrz. Stał tak dobrą chwilę, aż w końcu do pokoju weszła Scarlett. Obrócił się twarzą do niej. Rzuciła mu zdziwione i poirytowane spojrzenie.<br />
- Nie masz w sobie choć krzty przyzwoitości, aby nie wchodzić ot tak do czyjegoś pokoju? <br />
- Gdybym ot tak nie wszedł, nie byłbym sobą, Scar.<br />
Na tą uwagę kobieta tylko machnęła ręką.<br />
- Czego chcesz? - podeszła do lustra, aby poprawić fryzurę.<br />
- Mogłabyś mnie bardziej szanować jako przyszłego męża - rzucił z wyrzutem.<br />
- Tak samo jak ty mógłbyś bardziej szanować moją prywatność.<br />
- Nie chcę cię przyzwyczajać do takich przywilejów, skoro lada chwila będziesz moją żoną - parsknął. <br />
Wsunęła wsuwkę we włosy.<br />
- To wszystko tłumaczy - rzuciła sarkastycznie i wywróciła oczami.<br />
Shane oparł się plecami o ścianę, nie spuszczając oka ze Scarlett, która nadal grzebała przed lustrem we włosach.<br />
- Powiedziałaś już Colserowi o naszym ślubie i pewnie się wściekł, prawda? - uniósł znacząco brew.<br />
- Skąd wiesz? - spojrzała na niego zdezorientowana.<br />
Machnął ręką, po czym włożył dłonie w kieszenie.<br />
- Ty zdajesz sobie sprawę, że czekają nas teraz przygotowania do ślubu? Kupa roboty i w ogóle?<br />
Horwis wywrócił oczami.<br />
- Nie spodziewałem się - rzucił sarkastycznie.<br />
Scar popatrzyła na niego z wyrzutem.<br />
- Przestań sobie jaja robić i się skup! Trzeba wziąć się do roboty.<br />
Odeszła od lustra i stanęła obok niego, także opierając się o ścianę.<br />
- W dodatku... - Wzięła głęboki oddech. - Moja rodzina oczekuje, że...<br />
Urwała i spojrzała na niego kątem oka.<br />
- Że? - stanął przed nią, patrząc na nią wyczekująco.<br />
- No, że mi się oświadczysz. Wiesz... tak oficjalnie. Przy nich, oczywiście.<br />
Horwis oparł ręce na bokach, roześmiał się i pokręcił głową.<br />
- Czyli zabawa na dobre się zaczyna, tak? Będziemy musieli zrobić jakąś próbę generalną. Mam przed tobą klęknąć czy...<br />
- Dobrze się bawisz? - przerwała mu.<br />
- Wystarczająco, żeby cię wkurzyć.<br />
Przewróciła oczami. <br />
- Nie wierzę, że spędzę z tobą resztę życia - spojrzała na niego, kręcąc głową. <br />
- To uwierz, że mogłaś trafić gorzej. Ja ci daję prawo do negocjacji ze mną. Nie każdy facet byłby tak wspaniałomyślny. Pomyśl o tym - uśmiechnął się figlarnie.<br />
- O dzięki ci, losie.<br />
W końcu nie wytrzymała i sama zaczęła się śmiać.<br />
<br />
*** <br />
<i>No cześć ;D No i jest rozdział 17. W końcu udało mi się go napisać... </i><br />
<i>No to co... do następnego kochani! :) (Mam nadzieję, że do grudnia uda mi się napisać 18). </i><br />
<i>Jeśli to właśnie czytasz to Cię z całego serducha ściskam <3 I daj znać, że tu jesteś.</i><br />
<i>Trzymajcie się. :) </i><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-71884187310534184962019-07-22T14:10:00.001+02:002019-07-22T14:10:49.603+02:00Rozdział 16 Sebastian stał przed drzwiami domu Jessici. Zapukał i czekał aż właścicielka mu otworzy. Postanowił przed wejściem jeszcze zapalić papierosa. Właśnie wyciągał jednego z paczki, gdy ktoś płynnym ruchem zabrał mu go z ręki.<br />
- Chyba mi nie odmówisz.<br />
Usłyszał głos Jessici, która stanęła obok niego i zapaliła zabranego szluga. Sebastian wywrócił oczami. "Zaczyna się.." - pomyślał.<br />
- Nie wywracaj tak oczami, dżentelmenowi nie przystoi - rzuciła z przekąsem.<br />
- A ty zgaś tego peta, damie nie przystoi - zrewanżował jej się.<br />
Stali na werandzie, pod dachem. Jessica oparła się plecami o drzwi, stając z nim twarzą w twarz. Lekko przekrzywiła głowę, spoglądając na niego i wypuszczając dym z papierosa.<br />
- Niech zgadnę, cholerny Shane chciał uniknąć spotkania ze mną i wysłał ciebie? - parsknęła. - I jeszcze akurat ciebie, choć dobrze wie, że zazwyczaj skaczemy sobie do gardeł.<br />
- I dał mi jeszcze kwiaty i list dla ciebie.<br />
- Co za list? - spojrzała na niego podejrzliwie.<br />
Sebastian westchnął ciężko, podając kopertę brunetce. Jednak ta nie wyciągnęła ręki. Czuła, że będzie tam napisane coś, co ją zaboli. Broniła się przed tym.<br />
- Ty mi powiedz o co chodzi, nie chcę tego czytać.<br />
Zaciągnęła się papierosem, starając się ukryć przed nim niepokój, który było widać na jej twarzy.<br />
- Słuchaj, ja wiem, że zazwyczaj wieszamy na sobie psy i drzemy ze sobą koty, aż do znudzenia, ale zostawiając już te biedne frazeolo... coś tam zwierzęta w spokoju, to nie chcę ci robić przykrości.<br />
Jessica zrobiła teatralnie wielkie oczy i zaśmiała się.<br />
- Czułość z twojej strony to jakaś nowość. A myślałam, że ten pasożyt, którego miałeś w mózgu przeszedł już na serce, a tu proszę.<br />
- Daruję ci tą przytyczkę. Nawet ty czasami zasługujesz na taryfę ulgową.<br />
Zgasiła papierosa, depcząc go butem.<br />
- Wejdź - rzuciła, otwierając drzwi.<br />
- Nie wiem czy to dobry pomysł - spojrzał na nią zdziwiony.<br />
- Przecież cię nie zabiję. Przynajmniej nie dzisiaj - parsknęła.<br />
Zaprosiła go do swojego pokoju na piętrze, nalewając whisky do dwóch lampek. Podała mu jedną, siadając na łóżku. Zajął miejsce obok niej, rozglądając się po pomieszczeniu.<br />
Ściany pokoju miały jasnoróżowy kolor. Łóżko, na którym siedzieli, stało pod jedną ze ścian. Po prawej stronie były drzwi wejściowe do pokoju, obok nich wysoka szafa w kolorze jasnego beżu. Naprzeciw łóżka stała komoda, a obok niej toaletka. Przy łóżku był mały, drewniany stolik, zapełniony jakimiś drobiazgami. Sebastian położył też na nim kwiaty i kopertę z listem. Na podłodze rozciągał się dywan w kolorze jasnego brązu z widocznymi na nim mozaikami przypominającymi małe lwiątka. Sam pokój wydawał mu się ogromny. Efekt ten był silny również dlatego, że wielka przestrzeń pomieszczenia nie była zagospodarowana przez wiele rzeczy dziewczyny. <br />
- Mów.<br />
Spojrzała na niego wyczekująco, ponaglając go. <br />
- Żeni się ze Scarlett.<br />
Po jego słowach zapanowała cisza. Jessica poczuła ukłucie zazdrości, a także ból. Poczuła dziwny rodzaj smutku, inny niż ten co zwykle odczuwała, gdy Shane ją odrzucał. To uczucie było gorsze, silniejsze... Poczuła dziwną gulę w gardle i zacisnęła mocno usta, byle ukryć emocje, ale i tak jej to nie wyszło. Zrobiło jej się naprawdę przykro po słowach Sebastiana. Utkwiła wzrok w lampce trzymanej w ręku. Zaczęła nią poruszać, spoglądając jak jej zawartość przepływa raz jedną, raz w druga stronę.<br />
- Śmieszne, jak czasami jedna osoba potrafi decydować o twoich uczuciach, nawet gdy nie ma jej w pobliżu. Bardzo śmieszne - parsknęła.<br />
Wzięła duży łyk alkoholu.<br />
- Może ja lepiej...<br />
- Nie! Zostań... proszę.<br />
Sebastian był zdziwiony jej uprzejmością względem niego, ale nie odezwał się. Zauważył, że przyszły ślub Horwisa bardzo ją poruszył. Nie chciał jej teraz dokładać... <br />
Wypiła duszkiem resztę zawartości swojej lampki. Sebastian także już kończył. Zauważył, że otarła jedną jedyną łzę, którą uroniła. Spojrzała na niego i wymusiła sama na sobie uśmiech. I choć zazwyczaj się kłócili i wyzywali nawzajem to w tamtej chwili Sebastianowi zrobiło się jej zwyczajnie szkoda.<br />
- Wiesz, wolę cię jako kłótliwą jędze, która ubliża mi na każdym kroku niż taką jak teraz. Wyglądasz jak zbity pies.<br />
- Dzięki, twoje słowa działają na moje serce jak środek żrący na bakterie w kiblu.<br />
W końcu Jessica wstała, podeszła do komody, wyciągając z szuflady karty do gry. Zaczęła je tasować.<br />
- Co powiesz na małą rozrywkę? - spojrzała na niego wyczekująco.<br />
- Jak wygram, masujesz mi plecy przez godzinę - rozciągnął się, siadając wygodniej na łóżku.<br />
- A jak ja wygram to zabierasz mnie na kolację - usiadła obok niego. <br />
- Jeśli po tej kolacji wylądujemy razem w łóżku, to oddaję walkowerem - wyszczerzył zęby.<br />
Próbował jakoś poprawić jej humor, choć wiedział, że chce grać z nim tylko po to, by czymś zająć myśli i odreagować. <br />
<br />
<br />
Następnego dnia, koło siódmej rano, Lesety w końcu się przebudziła. Gdy tylko podniosła się z łóżka uświadomiła sobie, że nie jest w swoim pokoju, a w Shane'a. Wstając poczuła ogromny ból w okolicach oka, na które przez ostatnie miesiące ledwo widziała. Ale teraz to się zmieniło. "Dzięki niemu...". Znowu mogła wszystko dobrze widzieć. Podeszła do lustra. Zauważyła, że powieka już jej sama nie opada, że jest tak jak było kiedyś, tylko miała mocno zaczerwienione okolice tego oka i czuła okropny ból. Poczuła wdzięczność wobec Shane'a, że tak jej pomógł.<br />
- I jak? - Ni stąd ni zowąd za jej plecami pojawił się Horwis.<br />
- Boli, ale poza tym to... znowu wszystko dobrze widzę.<br />
Obróciła się w jego stronę, uśmiechając się.<br />
- Musi trochę poboleć, jak wszystko co ma coś zmienić na lepsze.<br />
Pokiwała głową.<br />
- Dziękuję, naprawdę dziękuję.<br />
- Daj spokój. Rozłożysz dzisiaj przede mną nogi i będziemy kwita - zaśmiał się.<br />
- Ależ oczywiście - rzuciła sarkastycznie - a potem jeszcze przed tobą klęknę.<br />
- Tak też zakładam.<br />
Gdy skończyli żartować nastała chwila milczenia. Spojrzeli sobie w oczy, oboje czując się dobrze ze sobą nawzajem. Zmniejszyli dystans między sobą, już prawie się dotykali. Shane chwycił jej rękę, lekko masując przegub dłoni.<br />
- Czy mi się wydaje czy ty drżysz pod wpływem mojego dotyku? - jego usta wykrzywił cwaniacki uśmieszek, a w głosie słychać było satysfakcję.<br />
- Skądże, to ta temperatura tak na mnie działa - rzuciła, śmiejąc się.<br />
"Czy ja z nim flirtuję? Co się ze mną dzieje?" Po tym co powiedziała poczuła, że robi się cała czerwona na twarzy.<br />
Wspólny czas przerwało im pukanie do drzwi na dole. "Jak dobrze" - pomyślała. Shane czym prędzej zbiegł na parter, Lesety ruszyła za nim. Złodziej Krwi po otwarciu podał rękę Franckowi, temu samemu, który już wiele razy działał z nim ramię w ramię. Przybyły spojrzał znacząco na Lesety, która stała za plecami Shane'a. Horwis obrócił się do dziewczyny, chwycił ją za przedramię i pociągnął wgłąb korytarza.<br />
Nachylił się nad jej twarzą, poczuła jego lodowaty oddech.<br />
- To rozmowa dla czterech, nie sześciu oczu - wyszeptał i posłał jej przelotny uśmiech.<br />
- Okay, rozumiem - przygryzła dolną wargę, czując wstyd i zostawiła ich samych.<br />
Głupio jej było, bo zadziałała pod wpływem chwili i pobiegła za Shane'em, nawet nie rozważając tego, że być może to nie rozmowa dla jej uszu. Zadziałała impulsywnie i zrobiło jej się wstyd przed Shane'em za swoją wścibskość i lekkomyślność. Choć przecież już wcześniej przydarzyło jej się kilka incydentów z powodu których powinno być jej przed nim wstyd, ale dopiero teraz to naprawdę poczuła. Nie rozumiała dlaczego tak nagle zaczęła się przejmować tym co o niej pomyśli...<br />
Shane oparł się o framugę, wyciągając papierosy z kieszeni, częstując również Francka. Ten, jak zwykle, nie odmówił.<br />
- Co jest? - Shane spojrzał na niego wyczekująco.<br />
- Wkurzysz się - zaciągnął się papierosem.<br />
- Wkurzę się jeszcze bardziej jak zaraz nie przejdziesz do rzeczy. <br />
Horwis spojrzał na niego spod uniesionych brwi, przyglądając mu się badawczo, jakby chciał z twarzy kolegi wyczytać co się wydarzyło.<br />
- Młody Colser znowu zaczął rozrabiać. Włamał się do domu Morrisów. Nawalił Benowi, aż tamten stracił przytomność. Potem zerżnął jego żonę i okradł ich. Wiem, bo wysłałem jednego gówniarza, żeby trochę się pokręcił za Coslerem.<br />
- Musi być już serio silny, skoro był w stanie Benowi skopać dupę, a to przecież nie jest łatwy zawodnik. <br />
- Właśnie. Gdy odzyskał przytomność podobno darł mordę, że się zemści, że wyrżnie mu jaja, zmiażdży łeb i tak dalej. Nie dziwię się, no ale, gdyby był w stanie spełnić te pogróżki, to chyba Colser tak by go nie urządził.<br />
Horwis zamyślił się chwilę nad tym co usłyszał. Wypuścił dym z papierosa, zawieszając wzrok gdzieś w oddali. Ogołocone z liści drzewa gdzieniegdzie były pokryte śniegiem, choć ten ostatnio zaczął topnieć i na dworze robiła się jedna wielka chlupa. Horwis popatrzył na las, naprzeciwko nich, w którym teraz trudniej było się zwierzynie ukryć przed drapieżnikami.<br />
Zaciągnął się papierosem. <br />
- Nie pozwolę mu więcej napierdalać i rżnąć kogo popadnie. Miałem już dawno się zająć tym gnojkiem, ale nie miałem ostatnio do tego głowy.<br />
- Już myślałem, że pozwoliłeś by uszły mu płazem jego "wybryki" - rzucił Franck. <br />
- A co ja, kurwa, jestem? Jego niańka, żeby go głaskać po główce i wybaczać jego wyskoki? - zwęził oczy, zauważając, że jakaś zwierzyna poruszyła się w lesie.<br />
Wyostrzył zmysły. <br />
- Swoją drogą to ta napaść na Morrisów miała miejsce po rozmowie młodego Colsera ze Scarlett, tą waszą wspólną znajomą - Frank spojrzał na niego znacząco. - Młody wpadł w jakiś szał po tym spotkaniu. Nie wiem co ta mała mu zrobiła, ale robi cię ciekawie - buchnął śmiechem. <br />
"Czyli powiedziała mu o zaręczynach" - Shane westchnął w duchu. Wyrzucił papierosa w topniejący śnieg. Spojrzał na Francka.<br />
- Dobra, zajmę się tym. Dzięki, że przyjechałeś.<br />
- Jasne. Czy mi się wydaje, czy coś między drzewami przyciągnęło twoją uwagę?<br />
Horwis posłał mu pewny siebie uśmieszek.<br />
- I to coś jest już moje. <br />
Podał mu dłoń na pożegnanie i ruszył w nadludzkim tempie w stronę lasu. Jego drapieżna natura dawała o sobie znać. Franck też zgasił papierosa. Pokiwał głową, patrząc na swojego przywódcę, który już się znacznie oddalił. Sam też się musiał udać na jakieś polowanie, był głodny, miał ochotę na jakąś świeżą krew. W końcu odwrócił się i wsiadł do auta. Po chwili już go nie było.<br />
<br />
<br />
Jason Colser siedział wygodnie na kanapie, podczas gdy jedna z jego służących masowała mu kark, stojąc za jego plecami. <br />
- Och Emily... Masz boskie dłonie! - czerpał przyjemność z jej dotyku.<br />
Gabinet, w którym się znajdowali był małym pomieszczeniem, pokrytym boazerią w jasnym kolorze. Podłoga wyłożona była ciemnymi panelami. W pomieszczeniu znajdowało się biurko zawalone dokumentami, kanapa, niewielki stolik przy kanapie, dwa brązowe fotele. <br />
- Wzywałeś mnie panie? - do gabinetu wszedł Zack, jeden z jego podwładnych. <br />
- Owszem, wzywałem. Usiadź - wskazał miejsce obok - Emily zostaw nas samych. <br />
Służąca wyszła posłusznie. Zapanowała niezręczna cisza. Jason zaśmiał się ponuro i badawczo przyjrzał swojemu towarzyszowi, który wyglądał na mocno zdezorientowanego. Po śmiechu swojego szefa wiedział, że coś jest nie w porządku. I czuł, że to spotkanie skończy się dla niego źle. "Czyżby się dowiedział?" - przeszło mu przez myśl. Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Dłonie zaczęły mu się pocić... <br />
- Sprzedałeś mnie. <br />
- Słucham?<br />
- Zack, Zack, Zack... Ale ty jesteś naiwny. Naprawdę myślałeś, że się o niczym nie dowiem?<br />
Zack przęknął głośno.<br />
- Nie rozumiem.<br />
-
Nie rżnij głupa. Powiedziałeś Horwisowi jakiś czas temu, że nasłałem na niego Willa, że
mam jakieś swoje brudne plany wobec niego. Przez ciebie, skurwielu, on
teraz węszy! Morduje moich! <br />
Zack wepchnął dłonie w kieszenie. Nie odzywał się. <br />
- Milczysz! Tylko na tyle cię stać, ty nędzny gnoju?!<br />
Zack zaczął zastanawiać się jakim cudem się dowiedział, że to on go wydał, że to on powiedział Horwisowi... Przecież tak uważał, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Ktoś jednak musiał to widzieć i go wydać... W końcu stał się zdrajcą pewnie nie tylko w oczach swojego szefa, ale również kolegów. <br />
-
Musiałem to zrobić - powiedział spokojnie, nie zważając na ostry ton
Jasona - skrzywdziłeś Willa i to bardzo, teraz krzywdzisz Shane'a. Nie
za dużo ci? - starał się opanować nerwy i póki co mu to nawet wychodziło. <br />
- Nie wpieprzaj się w to! <br />
- Zniszczyłeś
Willowi życie, do cholery! Kiedy on się dowie prawdy? Kiedy się dowie,
że był następcą tronu, którego porwałeś?! Kiedy się dowie, że tak
naprawdę nigdy nie stracił rodziców, a ty go dobrodusznie nie przyjąłeś
pod swój dach? Kiedy, do cholery?! Byłby naszym królem!- wykrzyczał z siebie z prędkością światła. <br />
- Jak dla mnie nigdy nie musiałby się o tym dowiedzieć i dopilnuję, żeby tak było. <br />
- Dopóki ja żyję... <br />
Jason roześmiał się. <br />
- Właśnie, co do tego... trzeba by to jakoś ukrócić... Ryan, Henry, do mnie! Już! <br />
Oboje wpadli najszybciej jak potrafili. Zack poczuł się nieswojo, wiedział, że to prawdopodobnie będzie jego koniec. Spojrzał wrogo na dwóch przybyszów, podniósł się z miejsca, rzucając się na jednego z nich. Jednak drugi zaraz również przystąpił do ataku i po kilkunastu minutach bójki, gdy przeciwnicy wyczerpali Zacka, poddał im się. Pozwolił im się wyprowadzić z pomieszczenia. Wiedział, że nie ma szans z nimi wygrać. <br />
- Zróbcie porządek z tą łajzą. Ma zdechnąć - warknął Jason. - Choć najpierw możecie się nad nim trochę poznęcać, zasłużył sobie na takie zaszczyty - zarechotał.<br />
Gdy Ryan i Henry wyprowadzili go z gabinetu, zabrali go do sali przeznaczonej na czas wolny, rozrywki. Tam właśnie przebywało kilku wampirów, którzy współpracowali z nimi. Wystawili go na środek sali. W pomieszczeniu zapanowała totalna cisza. Wszystkie oczy skupiły się na Zacku.<br />
- Ten kutas nas zdradził - rzucił Henry - chyba przed śmiercią chcemy, żeby nas zapamiętał, prawda przyjaciele? - zaśmiał się szyderczo, a całe towarzystwo się do tego dołączyło.<br />
Henry wytłumaczył im wszystko co zaszło i co wcześniej powiedział im Jason na temat zdrady Zacka. Gdy tylko skończył mówić zaczęło się "przedstawienie". Jeden z wampirów ściągnął Zackowi spodnie, drugi bokserki.<br />
- Oberżniemy ci jaja, tak na początek - wyszydził Ryan. <br />
Zack poczuł jak oblewają go poty. Czuł wstyd jakiego jeszcze nigdy w życiu nie zaznał. Przęknął głośno ślinę i nastawił się na czekające go tortury... Jednak ból był jeszcze gorszy niż mógłby sobie wyobrażać... Zaczął błagać przez łzy o śmierć. <br />
Wampir jednak przewidział, że tak może się stać, że w końcu Jason się dowie,
że go zdradził. Więc kilka dni wcześniej spisał wszystko co wiedział i
przeznaczył swój notes jednej z służących, a swojej ukochanej. Gdy dowie
się, że Zack nie żyje ma obowiązek dostarczyć notes Shane'owi
Horwisowi, by ten poznał resztę tajemnic Jasona Colsera.<br />
Zack chciał powiedzieć o wszystkim Shane'owi wcześniej, przy tym spotkaniu, na którym powiedział mu o Willu, ale mieli wtedy za mało czasu. Jego notes miał wyjaśnić resztę... <br />
<br />
<br /><br />
*****<br />
Cześć moi mili :) Wiem, że trochę czasu (jak zwykle) minęło od ostatniego rozdziału, ale mam nadzieję, że może jeszcze ktoś tu zagląda <3 Proszę o pozostawienie po sobie jakiegoś znaku w komentarzu, wystarczy choć słowo. Chciałabym po prostu wiedzieć czy jest ktoś kto czyta to opowiadanie. Oczywiście, poza moją kochaną Nessą, bo dobrze wiem, że Ty tu jesteś <3 <br />
Co do rozdziału... coś zaczyna się wyjaśniać, pierwsze tajemnice wychodzą na jaw...<br />
Życzę miłych wakacji, urlopu <3<br />
Ściskam i do napisania :* <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-70395734459161652922019-03-06T21:46:00.001+01:002019-05-01T23:41:39.048+02:00Rozdział 15 Will wrócił do domu późno wieczorem, kląc pod nosem. Był wściekły po rozmowie ze Scarlett. Wszedł do salonu, rzucając kwiatami o ziemię. Kopnął w sofę, przesuwając ją w ten sposób w bok.<br />
- Jaki ze mnie kretyn! Gorzej.... Cholera!<br />
Zaczął okładać pięściami blat stołu. Wszystko w nim wrzało. Czuł rozsadzającą go złość.<br />
- Ej! Barbarzyńcom mówimy stop - do salonu weszła Lucy, nieco zaskoczona.<br />
- Przymknij się, Owen. Nie chcesz mnie bardziej rozdrażnić.<br />
Wziął głęboki oddech, wciąż nachylając się nad przed chwilą okładany stół. Próbował się uspokoić.<br />
- Wolę, gdy mówisz do mnie po imieniu, nie po nazwisku.<br />
- Więc od teraz będę mówił tylko po nazwisku - rzucił z dokuczliwym uśmiechem, mimo złości, która w nim była.<br />
Lucy przewróciła oczami, podchodząc do niego.<br />
- Zgaduję, że coś poszło nie po twojej myśli.<br />
- Nie no co ty, spostrzegać to ty umiesz jak kura ziarno w gnoju - zażartował złośliwie.<br />
Zadał kilka mocnych ciosów tym razem ścianie, a potem opadł na kanapę. Położył głowę na oparciu, dłońmi zakrywając twarz. Lucy zajęła miejsce obok niego.<br />
- Co ci Scarlett powiedziała?<br />
- Wychodzi za mąż, to mi powiedziała. Za Horwisa, to mi powiedziała. Ma taki obowiązek, to mi powiedziała. Mam już sobie iść, to mi powiedziała. A wiesz co mi powiedziała, gdy wyznałem co do niej czuję?<br />
- Co takiego?<br />
- No właśnie, do kurwy nędzy, nic! Nic mi nie powiedziała! Jakby to, że mi na niej zależy nie miało dla niej żadnego znaczenia..<br />
- Rozumiem, że jesteś wściekły, ale coś ustalmy. William Colser nie przeklina w obecności Lucy Owen, okay?<br />
Will parsknął.<br />
- A od kiedy to ty niby stawiasz warunki w tym domu? - spojrzał na nią spod uniesionych brwi. - To ja tu rządzę. <br />
- To tak między nami, mógłbyś wprowadzić trochę kultury w to swoje "królestwo".<br />
Will machnął ręką na jej sugestię i nic jej nie odpowiedział. Myślami wciąż nawracał do Scarlett.<br />
- Może spróbowałbyś pogadać z Horwisem? Może da się jakoś odkręcić ten ślub? Mu przecież na niej pewnie nie zależy...<br />
Will parsknął śmiechem. Pokręcił głową i popatrzył na nią z niedowierzaniem.<br />
- Jaja sobie robisz? Horwis najchętniej by mnie zrzucił z urwiska. Za bardzo nabroiłem na jego terytorium. W końcu to on jest naszym przywódcą, a ja mu tylko uprzykrzam życie. W dodatku jeszcze do mojej ostatniej kłótni z ojcem miałem właśnie mu przyprowadzić Horwisa. Ale to misja już nieaktualna.<br />
Lucy westchnęła.<br />
- Więc co zamierzasz? - spytała po chwili milczenia.<br />
- Nienawidzę tego pytania.<br />
Wstał z sofy, skrzyżował ręce na piersi i zaczął kręcić się po pokoju. Zależało mu na Scarlett i był przekonany, że ze wzajemnością. Wiedział też, że ma związane ręce w tej sytuacji. Zdawał sobie sprawę, że ona nie sprzeciwi się woli swojej rodziny i szanował to, ale... Ciężko było mu się pogodzić z tym co miało nadejść. Musiał w końcu zaakceptować to, że ona wychodzi za kogoś innego. Jednak wcale nie było to takie proste.<br />
- Wychodzę do lasu. Jestem głodny. Potrzebuję świeżej zwierzęcej krwi.<br />
<br />
Shane już od dawna planował rozprawić się z Willem. Colser na za wiele sobie pozwalał i Horwis miał to ukrócić. Jednakże przez ostatnie wydarzenia związane z wyjazdem Thomasa, jego przyszłym ślubem ze Scarlett i wampirom oraz Złodziejom Krwi, które pracowały dla Jasona Colsera, Horwis nie miał na razie głowy zajmować się utrudniającym mu życiem Willem, który, swoją drogą, też jeszcze jakiś czas temu pracował dla Jasona. W dodatku jeszcze była sprawa zakochanej w nim Jessicy...<br />
W tej ostatniej sprawie następnego dnia, około południa, Shane napisał list dla Jessicy, dołączając też bukiet kwiatów. Zeszedł z tym na parter, zmierzając do kuchni. Zastał tam Sebastiana, zmywającego po sobie. Usiadł przy stole, kładąc na jego blacie bukiet i list. Ruchem kłowy wskazał Sebastianowi miejsce naprzeciwko siebie.<br />
- Co jest?<br />
- Bądź tak dobry, wyświadcz mi przysługę, przy okazji nie szkodząc.<br />
Na twarzy Sebastiana pojawił się grymas niezadowolenia.<br />
- Dla twojej wiadomości zazwyczaj nie ubliża się komuś, prosząc go o przysługę.<br />
- Dla twojej wiadomości stanowisz wyjątek od reguły.<br />
Sebastian przewrócił oczami, wzdychając z rezygnacją. Usiadł na miejscu wskazanym mu przez Horwisa.<br />
- Czego ode mnie chcesz?<br />
Shane figlarnie się uśmiechnął, podsuwając Sebastianowi list, który napisał do Jessicy.<br />
- Przekaż to i te kwiaty Jessice, zaprosiła mnie do siebie, więc przeproś w moim imieniu, że nie przyjechałem. W tym liście wszystko jej wytłumaczyłem.<br />
- Dlaczego sam do niej nie pojedziesz?<br />
Shane wstał. Podszedł do zlewu, opierając się o niego na wyprostowanych rękach. Przez chwilę milczał zbierając myśli. Obrócił się tyłem do zlewu. Skrzyżował ręce na piersi.<br />
- Mam dość tłumaczenia jej tego, co co niej nie dociera. W dodatku... to co napisałem jej w tym liście może jej się nie spodobać.<br />
Sebastian przyjrzał mu się uważnie. Nie rozumiał co takiego Horwis miał jej do przekazania. W dodatku nie podobała mu się ta prośba. Nie chciał się spotykać z Jessicą. Prawie zawsze ich rozmowa to jedna wielka kłótnia.<br />
- A co dokładnie może jej się nie spodobać? - popatrzył na niego z zaciekawieniem.<br />
- Mój ślub ze Scarlett, jeśli już chcesz wiedzieć.<br />
Shane zajął miejsce przy stole, to co poprzednio. Roześmiał się, patrząc na swojego towarzysza. Sebastian przez chwilę zaniemówił. Był w szoku tym co usłyszał. Zamrugał kilka razy, dochodząc do siebie.<br />
- Powiedziałeś, że się żenisz, czy to ja postradałem zmysły?<br />
- W obu tych sprawach odpowiedź mi brzmi: tak.<br />
- Czy ty na każdym kroku musisz mi ubliżać?<br />
- Nie lubię ckliwych rozmów.<br />
- Nie da się nie zauważyć.<br />
Shane wstał, podszedł do Sebastiana, klepiąc go po ramieniu.<br />
- Zlituj się nade mną i pojedź do niej sam - jęknął wampir.<br />
- Nie dyskutuj ze mną, łudząc się, że zmienię zdanie - rzucił Horwis.<br />
- No, ale...<br />
Shane stanął przed nim, krzyżując ręce na piersi. Spojrzał na niego stanowczo.<br />
- Jak dla mnie możesz do niej pojechać również bez wszystkich zębów, skoro ci tak bardzo zależy. Tylko naucz się jeszcze alfabetu Morse'a, bo jak z tobą skończę to inaczej się już z Jessicą nie dogadasz.<br />
Sebastian westchnął teatralnie. Wziął ze stołu kwiaty i kopertę z listem.<br />
- Skończysz marnie, przyjacielu - rzucił, wychodząc.<br />
Shane zaczął się śmiać, kręcąc głową.<br />
<br />
W tym samym czasie Lesety siedziała w swoim pokoju wraz z Jackiem. Wciąż uczyła go pisać i czytać. Jako pierwsza osoba do tej pory okazywała mu dużo cierpliwości, ciepła, poświęcała mu wiele uwagi i czasu. Właśnie dzięki temu ta nauka przynosiła rezultaty i widać było postępy u Złodzeja Krwi.<br />
- Na dziś już wystarczy - zabrała od niego kartkę i długopis, odkładając je do szuflady.<br />
- Dziękuję za to co dla mnie robisz, to... miłe z twojej... z twojej strony.<br />
- Nie dziękuj. Nie ma o czym mówić. Ale... chciałam z tobą omówić jeszcze pewną kwestię.<br />
Jack spojrzał na nią wyczekująco. Lesety z powrotem usiadła obok niego, na łóżku, przykrywając stopy ciepłym kocem w czarne wzorki.<br />
- Czasami jeszcze zauważam rany na twoich rękach, ale coraz rzadziej i coraz mniej...<br />
- Pomogło mi to.... co mi... co mi kiedyś powiedziałaś. I staram się tego trzymać.<br />
- Cieszę się. I mam nadzieję, że przestaniesz to całkowicie robić. Jesteś kimś bardzo wartościowym. Wiem, że to może brzmieć tandetnie, ale mówię szczerze. Powinieneś dać sobie szansę i przestać samemu robić sobie krzywdę.<br />
Jack popatrzył na nią w zamyśleniu, potakując jej. Najwidoczniej nie chciał się na ten temat odzywać. Lesety chciała poruszyć jeszcze jedną kwestię, która także nie była dla Jacka łatwa. Przygryzła wargę, zaciskając palce na poszewce kołdry, leżącej na łóżku.<br />
- A jeszcze jedno... - wzięła głęboki wdech - nie myślałeś o tym, żeby przenieś się z piwnicy tu do nas na górę? Zasługujesz na więcej niż...<br />
- Przestań! - przerwał jej.<br />
- Ja tylko... <br />
- Mi jest tam dobrze.<br />
- Nie chce mi się w to wierzyć.<br />
Jack popatrzył na nią złowrogo. Lesety zrzuciła z siebie koc, wstała z łóżka, stanęła przed nim, zaciskając pięści. Rozzłościło ją to, że nawet nie pozwalał jej ze sobą rozmawiać na ten temat. Starała się go zrozumieć, tylko że w tamtej chwili emocje wzięły nad nią górę bo przecież sama wiedziała jak to jest żyć w podobnym miejscu jak ta piwnica.<br />
- Poważnie? Odpowiada ci? Ja tyle lat żyłam w jakimś cholernym lochu. Marzyłam o tym, żeby... Zawsze, gdy zasypiałam marzyłam o tym, żeby obudzić się w innym miejscu. W lepszym miejscu. A ty tak po prostu... rezygnujesz z tego lepszego miejsca. Nie mogę w to uwierzyć!<br />
- Daj mi spokój! - krzyknął, wstając z łóżka.<br />
- Mówisz do mnie teraz jakbym była twoim wrogiem, a ja tylko...<br />
- To nie ma sensu. Do niego nic nie dociera. Już tyle razy próbowałem go przekonać, żeby wyniósł się z tej obrzydliwej piwnicy. Bez skutku - rozległ się głos Shane'a.<br />
Wzrok Lesety i Jacka padł na wejście do jej pokoju, gdzie niespodziewanie pojawił się Horwis. Po jego słowach w pokoju zapanowało milczenie. Jack popatrzył z wyrzutem na brata, minąwszy go, wyszedł z pokoju Lesety.<br />
Dziewczyna westchnęła ciężko, po czym ponownie zajęła miejsce na łóżku. Shane usiadł obok niej.<br />
- Nie martw się, tak jak już wspomniałem, nie ty pierwsza odniosłaś na tym polu porażkę.<br />
- Trochę marne to pocieszenie.<br />
Horwis wzruszył ramionami.<br />
- Ale spróbuję jeszcze raz, za kilka dni, może uda mi się go przekonać.<br />
Shane pokiwał głową w odpowiedzi na jej słowa, choć i tak uważał, że to nie ma sensu, nie wierzył, żeby kiedykolwiek Jack zmienił zdanie co do mieszkania w piwnicy.<br />
Po chwili spuścił wzrok na lewą dłoń dziewczyny.<br />
- A jak ręka? Nie nawraca ból?<br />
- Nie nawraca. Jest w porządku. Nie spodziewałabym się, że będzie cię to obchodzić - obróciła głowę w jego stronę, uważnie mu się przyglądając.<br />
- Najwidoczniej obchodzi, skoro pytam - on także obrócił głowę w jej stronę.<br />
Popatrzyli na siebie, oboje ciekawi swoich wzajemnych reakcji, na to co zostało powiedziane.<br />
- Z tym też myślę, że mógłbym ci pomóc - wskazał na jej opadającą powiekę na jednym oku. - To dzieło tego sukinsyna, Alexa, co nie?<br />
- No... tak.<br />
Shane usiadł do niej przodem, nachylając się nad nią.<br />
- Pozwolisz mi sobie pomóc?<br />
Spojrzał na nią wyczekująco.<br />
- A powinnam?<br />
- To zależy.<br />
- Od czego? - przechyliła lekko głowę, patrząc na niego.<br />
- Od pogody. Podczas deszczu jestem nieco delikatniejszy dla swoich ofiar - zaśmiał się.<br />
Lesety pokręciła głową ze śmiechem.<br />
- Niby jak chcesz mi pomóc?<br />
- Nie znasz jeszcze moich wszystkich nadludzkich zdolności, a trochę ich jest - posłał jej figlarny uśmiech.<br />
Dotknął palcem jej powieki, a ona ponownie oparła głowę o ścianę.<br />
- Zamknij oczy - polecił.<br />
- Robi się, panie doktorze - wybuchła śmiechem.<br />
Shane delikatnie masował palcem jej powiekę. Poczuła nieprzyjemne pieczenie i ból. Zacisnęła zęby, żeby jakoś wytrzymać. Ta chwila nie należała do przyjemnych w przeciwieństwie do tej, gdy masował jej rękę.<br />
Czuła na czole jego zimny jak lód oddech. Zacisnęła pięści, gdy pieczenie zaczęło być coraz większe. Poczuła swoje łzy na policzkach. Shane bardzo powoli unosił jej powiekę coraz wyżej, co przynosiło coraz większy ból.<br />
- Długo jeszcze? <br />
- Chwilę, wytrzymaj, a obiecuję, że to pomoże. <br />
Lesety wzięła głęboki wdech i ponownie zacisnęła zęby. Ból był coraz większy. Stawał się nie do zniesienia. Poczuła pot na twarzy i plecach. Zaczęła wierzgać nogami, kilka razy nawet kopnęła Shane'a, ale on ani drgnął. Nie robiła tego specjalnie, po prostu przez ból straciła kontrolę.<br />
- Błagam! Już nie mogę - krzyknęła.<br />
Gdy chciała go odepchnąć złapał jedną dłonią jej ręce, unieruchamiając je.<br />
- Jeszcze mi za to podziękujesz.<br />
- Chciałabym, żebyś miał rację - mówiła przez łzy.<br />
I nagle ta krótka chwila, która wydawała jej się trwać w nieskończoność minęła. Nie czuła już dotyku Horwisa na swojej powiece. Otworzyła oczy. Shane nadal siedział przed nią, uważnie ją obserwując. Głośno oddychała. Poczuła jak robi jej się słabo, a obraz się zamazuje. Ostatnie co pamiętała to Shane'a, biorącego ją sobie na kolana i obejmującego ją. Po chwili straciła przytomność.<br />
<br />
<br />
<br />
*****<br />
<b>Cześć Wam :) No i mamy rozdział 15... </b><br />
<b>Dziękuję ślicznie osobom, które tu są i to czytają :D</b><br />
<b>Chcę szczególnie podziękować Nessie, która zawsze znajduje dla mnie czas, żeby to poczytać i naskrobać dla mnie komentarz, wiesz że to dla mnie MEEEGA dużo znaczy! Chcę też bardzo mocno podziękować poświęcającej dla mnie czas i motywującej mnie White And Red Rose <3 Kochane jesteście!!</b><br />
<b>Ściskam mocno każdego kto tu ze mną jest :* Do napisania. </b><br />
<b><br /></b>
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-66688589610957331602018-12-30T03:29:00.004+01:002018-12-30T03:29:54.094+01:00Rozdział 14 Nóż zataczał kolejną już pętlę wokół nadgarstka Johnny'ego. Ostrze było wbite za każdym razem coraz głębiej, krew ciekła coraz mocniej. Jego krzyk był również coraz cięższy do zniesienia. Wampir zaczął jeszcze mocniej wierzgać, ale Shane nie dawał za wygraną. Tamten pozbawiony był już jednego kła, lewe ucho ledwo trzymało się głowy, a jedna ze stóp została już pozbawiona trzech placów. <br />
Wampir za pomocą metalowych obręczy był "przyczepiony" do wielkiej ławy. Shane siedział na jej krawędzi "majstrując" przy jednej z jego rąk.<br />
- Samolubny jesteś. Masz wiedzę, którą nie chcesz się ze mną podzielić. Na twoje nieszczęście nauczyłem się jednak, by brać to co dają, a samemu wyrywać to czego nie chcą dać, a na co mam akurat ochotę. A ja mam właśnie ochotę na wiedzę, którą posiadasz. <br />
Johnny zaciskał zęby, czując przenikający ból w prawym nadgarstku i coraz bardziej nieznośne pieczenie. Horwis zatoczył kolejne dwie pętle dookoła nadgarstka i kolejna część ciała wampira odpadła. Pojawiło się bardzo dużo krwi. <br />
- Bez dłoni ci do twarzy - parsknął Shane. <br />
- Ty... cholerny ćwoku! Ty sukinsynie... - Urwał, nie mogą wytrzymać z bólu, zaczął się rzucać na wszystkie strony. <br />
- Cholera. Masz rację, jestem ćwokiem. Zapomniałem zatyczek do uszu - zaśmiał się. <br />
- Jak mogłeś...<br />
- Powiedz mi tylko to czego chcę, a dam ci spokój. <br />
Tamten zacisnął usta, całkowicie ucichł. Na jego twarzy było mnóstwo potu, a w oczach pojawiały się łzy. <br />
- Skoro tak stawiasz sprawę.<br />
Podszedł do szafki z rozłożonymi na niej nożami. Przyglądał się im przez chwilę, po czym decydując się na jeden z nich ponownie zbliżył się do wampira. <br />
- Będę taki hojny, że nawet dam ci możliwość wyboru. Co tym razem chcesz stracić? <br />
Johnny zaczął się trząść. Nadal jednak milczał. <br />
- Czuję się zaszczycony twoim zaufaniem co do pozostawienia mi wyboru tej części siebie, która ci się już nie przyda... Może tym razem oko? Albo pozostałe palce? A może twój fiut zechce się wydostać ze spodni? Albo nie! Wiem. Wypierdolę ci kilka kręgów z kręgosłupa. Więc jak będzie? <br />
Nastała chwila milczenia. Shane uparcie się w niego wpatrywał, jeżdżąc nożem po podeszwie stopy Johnny'ego. <br />
- Wiesz, że ja nie blefuję. <br />
Tamten przełknął głośno. <br />
- Niech będzie. Powiem. Tylko błagam zawiń to mi tą rękę w jakąś szmatę. Nie chcę tracić więcej krwi na darmo - mówił trzęsącym się głosem. <br />
Ciężko dyszał, coraz ciężej było mu znieść palący go ból, pochodzący z różnych części ciała. Horwis zawinął krwawiącą rękę wampira w starą koszulkę. Dzięki temu, że Johnny był istotą nadnaturalną utrata dużej ilości krwi nie stanowiła specjalnego zagrożenia dla jego życia, jednak to czego Horwis go pozbawił już mu nie odrośnie. <br />
- No więc słucham - Shane zaczął krążyć dookoła niego z rękoma w kieszeniach, lekko się garbiąc.<br />
- Jason Colser mnie przysłał. Miałem przyprowadzić mu tą małą...<br />
- Lesety! Nie "ta mała", tylko Lesety! - syknął Horwis. <br />
- Nie obchodzi mnie to. W każdym razie miałem mu ją przyprowadzić, ze względu na to, że ma w sobie kawałek twojego serca. Pijąc jej krew posiadłby twoją siłę i energię. Alex, ten który ją przetrzymywał, także dla niego pracował. Sam też żywił się jej krwią w ukryciu przed Jasonem. Pozbyłeś się Alexa, zabierając ze sobą dziewczynę. Więc Jason chciał ją odzyskać, dlatego wysłał mnie.<br />
- O ile mi wiadomo w przeszłości ty sam też piłeś jej krew.<br />
Johnny wybuchł śmiechem. <br />
- Była taka naiwna, że sama mi na to pozwalała. Alex mnie później za to wykopał. Co nie zmienia faktu, że uwiedzenie tej dziewczyny było tak cholernie łatwe. <br />
- A Jason wie, że piłeś jej krew? <br />
- Nie. <br />
Zawył z bólu, gdy Horwis ścisnął końcówkę jego ręki, gdzie wcześniej miał dłoń.<br />
- Kurwa! A to za co?<br />
- Za obrażanie Lesety, sukinsynie! No właśnie, po jaką cholerę, jakiś czas temu byłeś u niej, pukałeś do jej pokoju?<br />
- Chciałem się trochę zabawić jej kosztem. Czerpię przyjemność z tego, że się mnie boi, choć kiedyś byłem dla niej całym światem - zaśmiał się mimo bólu. <br />
- A o co chodzi z Willem Colserem?<br />
- Miał się tobą zająć i dostarczyć cię żywego Jasonowi, któremu chodzi przecież o władzę. Chce rządzić zarówno wampirami jak i Złodziejami Krwi. A ty stoisz mu na drodze. Ale on nie chce być przywódcą, tylko królem! Tak jak było kiedyś. Chce się ciebie pozbyć i to przywrócić, samemu zasiadając na tronie.<br />
- Czyli za wszystkie sznurki od samego początku pociąga Jason Colser?<br />
- Dokładnie.<br />
- A skąd wziął Lesety? <br />
- Tego nie wiem.<br />
Shane zatrzymał się przy jego głowie, zaczynając "rzeźbić" nożem w skórze na jego policzku. <br />
- Jesteś pewien, że nie wiesz? Zastanów się - uniósł brew. <br />
Nóż zagłębił się coraz bardziej.<br />
- Nie wiem! Przysięgam ci! <br />
- Niech ci będzie - Shane schował nóż.<br />
Krew przestała lecieć wampirowi z wszystkich rannych miejsc. Rany zaczęły się goić. Ale i tak był pozbawiony kła, ucha które także zdążyło mu już odpaść, kilku palców i dłoni. Shane uwolnił Johnny'ego, przekazując go w ręce Sebastiana. <br />
- Wywieź go daleko stąd. Przyczep skurwiela do czegoś, tak żeby nie mógł się uwolnić. I zadbaj o to, żeby były tam jakieś głodne drapieżniki. Lubię dokarmiać groźne zwierzęta. <br />
Wampir zaczął protestować, ale nie na wiele to się zdało. Na koniec Horwis poklepał Johnny'ego po ramieniu, posyłając mu szyderczy uśmiech.<br />
Gdy Shane wrócił do swojego pokoju uświadomił sobie, że bronił przy Johnny'ie Lesety. Nie do końca rozumiał własne zachowanie, ale czuł się dziwnie przyjemnie z myślą, że zrobił dla niej coś dobrego. Zauważył też, że sztuczka z bolącą dłonią stanowiła dla niej nauczkę za wścibstwo, ale musiał też przyznać, że podobało mu się to, że będzie potrzebowała jego pomocy. W jakiś dziwny sposób chciał czuć się jej potrzebny. Lubił też jej dokuczać, drażnić się z nią dla przyjemności. I ciężko mu było samemu przed sobą do tego przyznać. Nie rozumiał co się z nim dzieje.<br />
<br />
Shane pojechał do Scarlett. Mieli zaległą rozmowę do nadrobienia. I nie mogli tego ciągle odkładać. Choć dla Shane'a to nie był wygodny temat. Byli sami w salonie. Scarlett siedziała na kanapie przy drewnianym stole, pokazując dłonią Horwisowi miejsce obok siebie. Uszykowała dwie lampki z krwią, podając jedną Shane'owi. <br />
- A więc? - Spojrzała na niego, unosząc brew. - O co chodzi?<br />
Złodziej Krwi przeczesał palcami włosy, potem drapał się po szyi, zastanawiając się od czego zacząć. <br />
- Zdajesz sobie sprawę, że rodzina kilka lat temu wybrała ci kandydata na męża? <br />
Scarlett pokiwała głową. Ręką odgarnęła włosy z twarzy. Sięgały jej aż do końca pleców. Shane złapał kosmyk tych długich włosów i owinął sobie wokół palca.<br />
- Jakiś czas temu dostałem list od rodziców. Nie powiem, gdy go przeczytałem, byłem w szoku, ale już się otrząsnąłem. Chyba pora na ciebie.<br />
Puścił jej włosy. Wyciągnął kopertę z listem z tylnej kieszeni spodni. Tą samą, którą próbowała otworzyć Lesety, ale była ona jakby "zablokowana" przez Horwisa dla niechcianych odbiorców danej treści. Wyciągnął kartkę ze środka, rozłożył ją, podając Scarlett. Spojrzała na niego nieco zagubiona, zaczynając czytać. Kiedy doszła do końca tekstu musiała nabrać powietrza. <br />
- To znaczy, że... - przełknęła głośno. <br />
- To znaczy, że będziemy małżeństwem - dokończył za nią. <br />
- Z tego listu wynika, że moi rodzice lata temu zawarli umowę z twoimi rodzicami o tym, że się pobierzemy - musiała to powiedzieć na głos, żeby to do niej dotarło. <br />
- Na to wygląda. Twój ojciec chciał jednak żebyśmy oboje dowiedzieli się o tym dopiero za kilka lat od tamtego wydarzenia. Chyba dali nam czas, abyśmy dojrzeli, czy coś... <br />
- Nie... Nie sprzeciwiałeś się? To znaczy, ja już od lat byłam gotowa na to, że mi już kogoś wybrali na męża, ale ty... <br />
- Na początku byłem zły, nawet wściekły, że zadecydowali za mnie. Zwykle jestem niepokorny, ale tym razem uszanuję ich wolę. Tak chyba będzie najlepiej dla wszystkich. Poza tym w liście jest coś, że umowa to umowa i gdyby teraz któreś z nas się temu sprzeciwiało to zhańbiło by własną rodzinę. <br />
Oboje zamilkli. Scarlett układała sobie to wszystko w głowie. Nie spodziewała się czegoś takiego. Nie miała pojęcia czyją żoną zostanie. A to, że padło na Horwisa zwaliło ją z nóg. "Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to może być on". Zrobiło jej się przykro, bo w głowie namieszał jej już inny mężczyzna. Zrobiło jej się przykro, bo jej serce należało do Willa Colsera. Choć od początku wiedziała, że to na pewno nie on zostanie jej mężem, to dopiero w tej chwili ją to naprawdę uderzyło. I to bardzo boleśnie. "Przecież wiedziałam, że wyjdę za mąż z rozsądku, nie z uczucia. Tylko dlaczego czuję się tak dziwnie? Jakby ktoś uderzył mnie w twarz". Postanowiła zrobić wszystko by tylko zapomnieć o Colserze i skupić się na Shane'ie. Wiedziała, że nie będzie to proste, ale była na to przygotowana. Przygotowywała się na taką chwilę przez lata. "Chodzenie do łóżka z Shane'em to jedno, a wspólne życie z nim to zupełnie inna sprawa. No, ale chyba dam radę. Przecież zawsze daję radę." Wzięła głęboki oddech i udało jej się ochłonąć. <br />
- Jakoś to będzie, dogadamy się - powiedziała na głos, patrząc mu w oczy. <br />
"Przecież pogodziłam się z tym, że tak będzie już lata temu. A to, że rodzina wybrała akurat Shane'a... to może nawet i dobrze. Pod niektórymi względami jesteśmy w końcu bardzo podobni. A co do reszty... będzie dobrze". <br />
- No jasne. W końcu, co do jednego to się już dogadujemy, co nie? - zaśmiał się, patrząc na nią znacząco.<br />
- No tak - uśmiechnęła się - myśl, że seks to jedyna pewna rzecz, w której się dogadujemy, dodaje mi otuchy - rzuciła sarkastycznie.<br />
- Dziwnie mi jakoś, jak tak na ciebie patrzę i pomyślę, że za jakiś czas będziesz moją żoną, będziesz nosić moje nazwisko, potem moje dzieci, będziemy razem mieszkać... <br />
- Stop! Daj mi ochłonąć!<br />
Zapadła chwilowa cisza, ale po momencie oboje zaczęli się z siebie śmiać. Wiedzieli, że pozostało im się przyzwyczaić do myśli, że będą mężem i żoną. <br />
- Tak dla jasności to mam próchno zamiast serca, więc nie masz co liczyć na miłość z mojej strony. <br />
- I vice versa mój drogi.<br />
Wybuchli śmiechem. Scarlett miała rację. W wielu sprawach byli do siebie bardzo podobni. <br />
- Wychodzisz gdzieś jeszcze dzisiaj? - zagadnął.<br />
- Nie, a co proponujesz?<br />
- No wiesz. Moglibyśmy skorzystać z jednego z przywilejów, jakie da nam małżeństwo. W końcu wcześniej robiliśmy to bez żadnych zobowiązań, a skoro niedługo ma się to zmienić, to chyba teraz mamy do tego większe prawo.<br />
Scarlett usiadła na nim okrakiem, przeczesując mu rękoma włosy. Odłożyli lampki na stolik.<br />
- W takim razie zacznijmy od razu korzystać z naszych przedmałżeńskich przywilejów. Wynagródźmy sobie brak prawa wyboru - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. <br />
- Patrząc jak podobnie myślimy, to wydaje mi się, że w innych sprawach też znajdziemy porozumienie. Albo się pozabijamy. <br />
<br />
Lucy przygotowywała kolację dla Willa. Przed chwilą skończyła robić zapiekankę i właśnie wkładała ją do piekarnika. Lekko podrygiwała przy tym w rytm muzyki lecącej w radiu. <br />
W domu Colsera czuła się naprawdę dobrze. Była tu służącą, ale było to dla niej jak zbawienie po tym co przeszła. Podobnie jak Lesety, ona również, dźwigała bagaż ciężkich doświadczeń. I również, podobnie jak ona, starała się o tym co przeżyła nie myśleć, albo myśleć jak najmniej. Choć obie wiedziały, że to nie zawsze jest takie proste. Lucy zdawała sobie sprawę, że w duszy zawsze będzie nosić rany wyrządzone przez tego mężczyznę, który zmuszał ją do bliskości fizycznej. A gdy wracała do tego myślami, to pojawiały się emocje zbyt ciężkie, by mogła je dźwigać... Dlatego też unikała tych myśli jak ognia... Problem w tym, że te myśli nie zawsze unikały jej. <br />
Odwróciła się gwałtownie w stronę wejścia do kuchni, gdy usłyszała kroki. Will wszedł do kuchni, opierając się plecami o blat szafki, skrzyżował ręce na piersi. Uważnie przyglądał się Lucy.<br />
- Coś nie tak? - zapytała.<br />
- Nie. W porządku. W salonie leżą rozwalone kwiaty. Po kolacji zrób mi z nich najładniejszy bukiet jaki potrafisz. Chyba muszę w końcu wziąć sprawy w swoje ręce. <br />
Lucy spojrzała na niego nieco zdziwiona. Zauważyła, że jest lekko spięty, że zachowuje się inaczej niż zwykle. Domyśliła się, że w grę musi wchodzić coś ważnego, a raczej ktoś ważny.<br />
- Jestem wścibska, ale oświadczasz się?<br />
Uniósł brew, przyglądając jej się. Był nieco zdziwiony, że tak się interesuje jego życiem.<br />
- Nie. To nie w moim stylu, ale chyba przyszedł czas na pewną rozmowę z kimś ważnym...<br />
Zapadła krępująca cisza. Oboje musieli pozbierać myśli. Will czuł się co najmniej dziwnie. Zwykle mówienie prosto z mostu o tym co czuje sprawiło mu trudności. I rozmowa, którą miał odbyć ze Scarlett, nie była wyjątkiem. "Ostatnio przecież wyznałem jej, że jest dla mnie ważna. Ale teraz chcę postawić wszystko na jedną kartę. Chyba dlatego to takie ciężkie..." <br />
Milczenie przerwała Lucy. <br />
- Szkoda, że takie rozmowy nie są prostsze, co nie?<br />
- Gdy w grę wchodzą uczucia zazwyczaj robi się pod górkę.<br />
- Nie wiedziałam, że stać cię na tak głębokie myśli - zażartowała.<br />
- Potrafię myśleć nie tylko fiutem - zaśmiał się. <br />
Wiedział, że musi w końcu powiedzieć Scarlett prosto z mostu co do niej czuje. Wiedział też, że ta rozmowa nie będzie prosta, ale nie chciał już tego odkładać. Już i tak dosyć długo zwlekał. <br />
<br />
Gdy Shane wrócił było już bardzo późno. Na dworze panowała całkowita ciemność. Miał już nacisnąć na klamkę, gdy zdał sobie sprawę, że słyszy czyjś oddech. Lesety siedziała skulona na betonie, oparta o ścianę, niedaleko drzwi w za dużej na siebie kurtce Sebastiana. Kolana miała podciągnięte pod brodę, a jedną z dłoni zanurzoną w śniegu, znajdującym się najbliżej niej. Gdy kucnął przed nią zauważył, że ma mokre policzki. <br />
- Co ty robisz na tym zimnie?<br />
Oparł swoją dłoń o jej policzek. To było kompletnie nie w jego stylu, bo choć do tej pory podobało mu się, że jest od niego zależna w sprawie przywrócenia sprawności tej bolącej dłoni, to jednak zrobiło mu się jej żal. Widział, że musiała długo siedzieć na mrozie który zapewne dał jej w kość. Zauważył, że lekko się trzęsie i robią jej się sine usta, a nos lekko czerwony. Lubił jej dokuczać w sprawie tej ręki, ale w tamtej chwili trochę pożałował, że nie odpuścił jej tego wcześniej.<br />
- Myślałam, że to pomoże - pokazała na tą bolącą dłoń, zanurzoną w śniegu.<br />
Przełknęła głośno. Ból w dłoni stał się naprawdę nie do zniesienia. Przez ostatnie kilkanaście godzin Lesety nie była w stanie nic zrobić, ani o niczym innym myśleć, jak tylko o palącym bólu, który nie dawał o sobie zapomnieć. Wiedziała, że nie ma po co się kłaść, bo i tak nie zaśnie. Nie była w stanie normalnie funkcjonować. Czuła się wykończona. "Poddaję się. Nie mam siły..." <br />
- Błagam cię zabierz ode mnie ten cholerny ból. Zrobię co tylko chcesz. Ale proszę cię... Ja mam dość - bardzo zmarzła, więc jej głos był słaby i cichy. <br />
Pomógł jej wstać i wejść do domu. Gdy ściągnęła buty i kurtkę poszła z Shane'em do jego pokoju. Tam usiadła obok niego na łóżku. Przynajmniej znajdowała się już w ciepłym pokoju, więc mogła się rozgrzać. Oparł sobie jej łokieć na swoim kolanie. Chwycił jej dłoń w swoje, delikatnie masując każdy palec po kolei, wewnętrzną część dłoni, potem zewnętrzną, nadgarstek. Przez dobrą chwilę panowała całkowita cisza. Shane całkowicie skupiał się na tym co robi, a Lesety z minuty na minutę czuła coraz większą ulgę. Ból odchodził. Drugą ręką otarła wcześniejsze łzy. Lekko się nawet uśmiechnęła. Czuła coraz większą ulgę. I w końcu była w ciepłym pomieszczeniu, dzięki czemu także czuła się o wiele lepiej. Przyglądała się Horwisowi, masującemu jej dłoń. Była sama sobą zdziwiona, ale mimo wszystko, jakoś spodobała jej się ta chwila. Być może dlatego, że Shane był w tamtym momencie dla niej bardziej czuły i wyrozumiały. Sama nie wiedziała dlaczego. Sztuczka z kopertą była jedną z nadludzkich możliwości Horwisa. I Lesety dziwnie się czuła z myślą, że choć to tylko masaż dłoni, to mógł go zrobić tylko Shane, aby jej pomogło... <br />
- Spróbuj poruszać palcami.<br />
Puścił jej dłoń. Zrobiła co kazał i uśmiechnęła się, gdy poczuła, że może nią ruszać i nie boli. Nic a nic. Była to dla niej wielka ulga. W dodatku jej ciało zdążyło się już ogrzać w ciepłym pokoju.<br />
- Dziękuję - spojrzała mu w oczy - bardzo dziękuję. <br />
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się pod nosem i wstał, podchodząc do parapetu. <br />
Zapalił papierosa, opierając się plecami o parapet. <br />
- A przechodząc do tej mniej miłej sprawy, to co mam zrobić w zamian za pomoc? <br />
Spojrzała na niego z nadzieją, że nie wymyśli nic, co by ją upokorzyło. <br />
- Myślę, że twój widok na tym cholernym mrozie wystarczy mi jako wynagrodzenie - zaśmiał się.<br />
- Odpuszczasz mi? Tak po prostu? - była zdziwiona jego zachowaniem. <br />
- Ten jeden, jedyny raz.<br />
Lesety zaśmiała się. Była szczęśliwa, że ją oszczędzi. "Ten jeden, jedyny raz". Wstała, podchodząc do drzwi, jednak przed wyjściem podeszła jeszcze do niego, łapiąc go za dłoń. Ten gest mu się spodobał.<br />
- Nie jesteś jednak taki zły jak myślałam. <br />
- A ty jesteś tak beznadziejna w prawieniu komplementów jak myślałem.<br />
Roześmieli się i Lesety zostawiła go samego. A on poczuł jakiś dziwny żal, że za jakiś czas żeni się ze Scarlett.<br />
<br />
<br />
*** <br />
<b>Cześć :D No i udało mi się jeszcze w starym roku. W końcu udało mi się też jakoś odblokować i ruszyć dalej. </b><br />
<b>Kochani moi życzę Wam wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku. Oby układało Wam się po Waszej myśli. </b><br />
<b>Ściskam Was,</b><br />
<b>heaven.</b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-41494223796404146212018-12-01T23:40:00.000+01:002018-12-01T23:40:16.269+01:00Informacja.Cześć Wam :) <br />Już od dłuższego czasu nic tu nie było. I dlatego właśnie piszę ten post, bo nie mam pojęcia kiedy coś się pojawi. Za dużo wolnego czasu nie mam, ale zawsze, gdy mam tylko wolną chwilę to siadam i staram się pisać. No właśnie : "staram się..." Bo totalnie się ostatnio zablokowałam. Od sierpnia mniej więcej mam napisaną połowę kolejnego rozdziału. I od tego czasu nie potrafię go dokończyć. Jasne, że jeżeli chodzi o czas to jest u mnie kiepsko. Ale gdy tylko mogę to próbuję pisać, ale ostatnio kończy się na tym że gapię się jakiś czas w to co miałam napisane do tej pory i nic... <br />
Więc, jeżeli jeszcze ktoś tu zagląda, to bardzo przepraszam... Następny rozdział pojawi się. Tylko nie mam pojęcia kiedy. Na pewno będę dalej pisać to opowiadanie, bo mam je w głowie i bardzo chcę, ale muszę teraz jakoś pokonać ten brak weny, czy co to jest... <br />
Być może coś mi strzeli do tego łba i może dam radę dalszy ciąg z siebie wykrzesać w przerwie świątecznej, ale nic nie mogę obiecać. Bo jak na razie to nic nie wychodzi. <br />
No to tyle, kochani. <br />
Rozdział pojawi się po prostu jak się odblokuję czy coś w tym stylu... <br />
Trzymajcie się :* <br />
Ściskam :) <br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-64114308368222855662018-07-22T02:19:00.001+02:002019-06-18T00:00:41.070+02:00Rozdział 13 Lesety przewracała się w nocy z boku na bok. Coś jej nie dawało spać. Z jednej strony wróciła do niej obawa, że Johnny znów może ją "odwiedzić". A z drugiej... bardzo piekła ją ręka. Ból był okropny. Dwudziestolatka, wstała z łóżka, zaczynając chodzić po pokoju w tą i z powrotem. Masowała obolałą rękę, ale to nic nie dawało. "Niech mnie cholera weźmie... po co mi było grzebać w tej kopercie..." Chodziła po pomieszczeniu coraz szybciej, zaciskając z bólu zęby. Zdecydowała się pójść do kuchni po lód. Najciszej jak potrafiła otworzyła zamrażarkę, wyciągając z niej woreczek z zamrożonymi kostkami lodu. Usiadła przy stole, przykładając lód do lewej dłoni. Ale nawet już to nic nie dawało. "Przeżyłam przecież gorsze rzeczy. Dam radę! Nie będę się przed nim płaszczyć. Na pewno nie! Nie mogę na to pozwolić." Ale sama do końca nie wierzyła w to, że uda jej się obejść bez błagania o pomoc Horwisa. Oparła czoło o blat stołu, zamykając oczy. Ból stawał się nie do zniesienia, a ona czuła, że ma już mokre policzki... <br />
<br />
Shane widział jakiś kształt, poruszający się między drzewami. Był środek nocy, kiedy las nie jest zbyt bezpiecznym miejscem, ale on był w swoim żywiole. W takich okolicznościach mógł się czuć jak prawdziwy drapieżnik. A on uwielbiał ten dreszczyk emocji, adrenalinę, zapach krwi... <br />
Wytężył wszystkie zmysły. <br />
- Witaj Horwis - usłyszał złowieszczy szept. <br />
- Niech zgadnę, kolejny chłoptaś z tej śmiesznej ekipy Colsera? <br />
Zbliżyli się do siebie, stając naprzeciwko. Shane przyjrzał się uważnie swojemu przeciwnikowi. Był mniej więcej tego samego wzrostu co on, dość dobrze zbudowany. Miał czarne włosy, krótko ścięte. Ostre rysy twarzy pasowały do jego ciemnych oczu. Chodził lekko przygarbiony, obnażając kły. <br />
- Twój pan naprawdę chce, żebym kolejnego z jego szczeniaczków zatłukł na śmierć? Od tego mrozu zamarzł mu mózg czy jak? - rzucił Shane. <br />
- Nie bądź taki pewny siebie! Póki co to ostry masz tylko język, skurwielu - warknął jego przeciwnik. <br />
- No tak, oczywiście. A ty jesteś po prostu kolejnym z jego frajerów, którego wysłał na śmierć prosto w moje ręce. Równie dobrze mógł ci włożyć dynamit w dupę. Tylko się nie gniewaj, to nic osobistego - parsknął. <br />
Spojrzeli sobie w oczy, jakby rzucali sobie na wzajem wyzwanie. Oboje pewni siebie i swoich możliwości. Tamten rzucił się na Horwisa, chcąc uderzyć go pięścią w żuchwę, ale Shane był szybszy. Uniknął ciosu. Doskoczył do swojego przeciwnika od tyłu. Objął ręką jego szyję, w ten sposób, że łokieć Horwisa znajdował się pod brodą tego drugiego. Ściskał mocno rękę od barku aż po nadgarstek, a brunet próbował uwolnić szyję z jego ucisku, ale bezskutecznie. Po chwili, Horwis, przycisnął jego plecy do drzewa, trzymając rękoma szyję wampira. Mocno wcisnął jego ciało w korę, a potem ciągnął go za szyję w górę W ten sposób "tarł" jego plecami po drzewie, a na korze zostawała tylko krew wampira. Zawył z bólu. <br />
- Słuchaj fajtłapo, jak chcesz żyć, to powiesz mi grzecznie, o co chodzi twojemu panu, czego ten pierdolony dziad ode mnie chce? I o co w ogóle w tym wszystkim chodzi? <br />
- To ja wolę zdechnąć, niż zdradzić swoich! - wycharczał.<br />
Shane zaśmiał się. <br />
- Śmierć rozkłada nogi, a ty od razu korzystasz? - parsknął - posłuchaj gnojku, twój szef by dla ciebie placem nie kiwnął, a ty chcesz zdychać dla niego? <br />
- Nie twój, cholerny interes - powiedział ledwo słyszalnie, bo już nie miał siły, gdy Shane pociągnął jego szyję w dół, a w plecy powbijała mu się kora i drzazga. - Colser i tak z tobą wygra.<br />
Ledwo zdążył to powiedzieć, a już po chwili na palcach Shane'a pojawiły się ogromne, ostre jak brzytwa, pazury. W ułamku sekundy wbił rękę w pierś tamtego.<br />
- Zacznij gadać, tak dla własnego dobra. Bo inaczej wyciągnę z ciebie flaki.<br />
Jednak tamten szedł w zaparte. Shane zaczął obracać wbitą dłoń. <br />
- Możesz mnie zabić, ale ja swoich nie zdradzę - wycharczał i zaśmiał się na tyle, na ile jeszcze mógł.<br />
Dłoń Horwisa znowu się przekręciła. <br />
- Proszę bardzo. I przy okazji... zdaje się, że masz syna. Dopilnuję, żeby szybko do ciebie dołączył. <br />
- Ty sukin... - nie dał rady dokończyć, dyszał ciężko. <br />
- Dbam o zachowanie więzi rodzinnych - wyszczerzył kły w triumfalnym uśmiechu. <br />
Shane poczuł jak jego przeciwnik traci siły i ulatnia się z niego życie. Zaśmiał się szyderczo pod nosem, gdy wraz z dłonią wyciągnął fragmenty wnętrzności wampira. Strzepnął rękę. <br />
- Spieprzaj pierdolić się ze śmiercią. <br />
Po wszystkim pojechał do Scarlett. <br />
<br />
Szatynka siedziała właśnie przed lustrem w swoim pokoju, plotąc warkocz ze swoich długich włosów. Horwis wszedł jak zwykle, czyli nieproszony i bez pukania. <br />
- Co ty tu robisz o tej porze? <br />
Stanęła naprzeciwko niego, krzyżując ręce na piersi. <br />
- Mi też miło cię widzieć. Muszę do łazienki - pokazał na brudne od krwi ręce. <br />
Gdy wrócił ona właśnie przebierała się w szorty i luźną koszulkę. <br />
- Musimy pogadać - spojrzał na nią stanowczo. <br />
Scarlett wywróciła oczami.<br />
- O tej godzinie na pewno nie będę z tobą rozmawiać. Przyjdź kiedy indziej na pogaduszki. <br />
- A co ci przeszkadza o tej porze? <br />
Rzuciła mu zalotne spojrzenie. Zbliżyła się do niego, położyła jedną dłoń na jego klatce piersiowej, drugą przeczesała mu włosy. W mgnieniu oka zniknęła jego stanowczość. <br />
- No chyba wiesz... - spojrzała mu w oczy - o tej porze mam ochotę na coś innego niż rozmowa.<br />
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. <br />
- Ja chyba też - na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. <br />
Jego dłonie wylądowały na zapięciu jej stanika, a jej przy zapięciu jego paska od spodni. Zajęli się sobą, już bez rozmowy. <br />
<br />
Tymczasem w rezydencji Horwisów Lesety kręciła się po salonie w tą i z powrotem, masując lewą dłoń. Ból stawał się nie do zniesienia. "Jaka ja byłam głupia. Po licho mi była ta koperta..." Zaciskała zęby i przeklinała co chwila pod nosem. <br />
Usłyszała dźwięk otwierających się głównych drzwi, a potem ciężkie kroki. Ktoś zbliżał się do salonu. Dwudziestolatka pomyślała, że to Shane pewnie wrócił. Usiadła cicho na sofie, licząc, na to, że nie wejdzie do salonu. Jednak pomyliła się i to w dwóch sprawach... <br />
- Jak się masz, moja piękna? Tęskniłaś? <br />
Uszłyszała szyderczy głos Johnny'ego. Serce zaczęło jej walić jak młotem, poczuła ucisk w żołądku. <br />
- Czego ode mnie chcesz? - Zaczęła się cofać pod okno. <br />
Johnny zaśmiał się ponuro. Był wysoki, dobrze zbudowany. Miał podłużną twarz i ciemne oczy. Brązowe włosy były elgancko ułożone, potraktowane żelem.<br />
- Potrzebuję cię, wiesz... - zniżył głos - muszę cię komuś dostarczyć w prezencie. <br />
Uśmiechnął się złowieszczo. Podeszedł do niej, chwycił za włosy, mocno pociągnął. Zaczęła krzyczeć. Złapał jej koszulkę i rzucił nią o podłogę. Zawyła z bólu.<br />
- Przestań się drzeć. Nie lubię hałasu - postawił ją do pionu. <br />
- Zostaw mnie, sukinsynie! - siłowała się z nim. <br />
- Należysz teraz do mnie. Nie ma Shane'a w pobliżu, ten cały Sebastian też gdzieś wyszedł, jesteś moja. A teraz grzecznie ze mną pójdziesz - zaśmiał się głośno. <br />
Próbowała coś zrobić, ale wszystko było na nic. Objął ją ręką w pasie i siłą prowadził do głównych drzwi. Trzymał ją mocno, zadowolony i pewny siebie. <br />
I nagle poczuł duży ciężar na sobie, gdy Jack się na niego rzucił, powalając go na podłogę i uwalniając Lesety. <br />
- Wziąłeś wszystkich pod uwagę tylko nie mnie. A co myślisz, że nie potrafię przywalić takiemu skurczybykowi jak ty? <br />
Jack ruszał się z trudem, ale miał bardzo dużą siłę. Usiadł okrakiem na swoim przeciwniku, okładając go pięściami po całym ciele. Może i wolno, ale z taką siłą, że bardzo skutecznie. <br />
Lesety stała obok. Była w tak wielkim szoku, że nie miała pojęcia co myśleć, a co dopiero robić... Jack... Ten Jack, który ledwo z kimkolwiek rozmawiał, który się jąkał, który rzadko wychodził ze swojej piwnicy, który się sam siebie wstydził... Ten Jack w tej chwili spuszczał lanie dryblasowi, któy chciał ją skrzywdzić. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wcześniej zauważała u niego głównie dużą nieśmiałość i wstydliwość. Ale nie w tamtej chwili...<br />
Jack podniósł się. Ciężko oddychał. Był zmęczony. Jego przeciwnik stracił dawno przytomność, całą twarz miał we krwi. <br />
Spojrzeli po sobie niepewnie z Lesety. Ona była w szoku, on musiał się uspokoić.<br />
- Ja zabiorę go do piwnicy. Zamknę go tam do przyjazdu Shane'a. On będzie wiedział co z nim zrobić. <br />
- Okay - Lesety pokiwała głową.<br />
"Nie zająkał się." Uśmiechnęła się pod nosem. "Ale skąd ta nagła zmiana?" <br />
- A nic ci nie zrobił? - Zaczął masować sobie nerwowo szyję. <br />
- Trochę mnie poobijał o podłogę, ale wszystko jest w porządku - posłała mu szeroki uśmiech - może napijesz się ze mną herbaty?<br />
Oboje potrzebowali chwili wytchnienia, aby się uspokoić. Jack wpatrywał się w podłogę. Wróciła nieśmiałość.<br />
- Nie, lepiej... nie. Popilnuję go, wskazał głową Johnny'ego. Może.. obudzić się w każdej chwi... chwili - Lesety zauważyła, że znów zaczął się jąkać, jak podczas prawie każdej rozmowy z nią lub kimkolwiek innym, może z wyjątkiem Shane'a. <br />
Chiał odejść, ale dwudziestolatka złapała go za dłoń.<br />
- Dziękuję. Znowu pewnie... by mnie zabrali do jakiejś celi. <br />
- Nie ma sprawy. <br />
Zabrał ze sobą nieprzytomnego wampira i powoli, w swoim tempie, zszedł z nim do piwnicy. Lesety zauważyła, że cały czas masuje sobie dłoń. Nawet tak silne emocje nie były w stanie przytłumić tego bólu. Na dodatek spostrzegła, że dłoń jej się cała trzęsie. <br />
Minęło trochę czasu i Horwis wrócił do rezydencji. Jack wyszedł z piwnicy i wszystko opowiedział bratu. Siedzieli w pokoju Shane'a. Złodziej Krwi krążył po pokoju przyswajając wszystko co się wydarzyło, podczas jego nieobecności. Układał to sobie w głowie. <br />
- A gdzie ona teraz jest?<br />
- Chyba u siebie. <br />
Shane skrzyżował ręce na piersi i pokiwał głową. <br />
- Jak ta fujara odzyska przytomność daj mi znać. Już ja się nim zajmę. <br />
Jack pokiwał głową i wrócił do piwnicy.<br />
Natomiast Horwis skierował się do pokoju Lesety. Nie fatygował się pukaniem, co było w jego stylu. Po prostu wszedł. <br />
Dwudziestolatka siedziała na łóżku, z plecami opartymi o ścianę. Usiadł obok niej, zapalając papierosa. <br />
- Wszystko już wiesz - stwierdziła. <br />
Oparła głowę o ścianę. On zrobił to samo. Przymknęła oczy. <br />
- Wytłumacz mi o co chodzi z twoim bratem. Nie poznawałam go dzisiaj. Znaczy... podczas tej bójki. Nie był taki jak zawsze... Nawet przez chwilę przestał się jąkać. Miał w sobie tyle siły, tyle gniewu.<br />
Shane lekko się uśmiechnął. <br />
- On tak ma jak na kimś mu zależy. Jeżeli ktoś jest dla niego ważny to potrafi nieźle przyłożyć stając w obronie tego kogoś.W takich chwilach odkłada na bok swoje niedoskonałości, dlatego zachowuje się inaczej. Musiał cię polubić. <br />
Lesety spojrzała na niego nieco zdziwiona, a zarazem z małą satysfakcją, że w jakiś sposób udało jej się zdobyć choć namiastkę sympatii jednego z Horwisów.<br />
Zapanowała cisza. Jedyny dźwięk jaki się wydobywał to lekkie poruszenie kołdry pod wpływem trzęsącej się dłoni Lesety. Shane od razu to zauważył. Na jego ustach pojawił się chytry uśmieszek. <br />
- Widzę, że z rączką jest coraz gorzej. Oj biedaczysko - rzucił ironicznie, śmiejąc się. <br />
- Mi jakoś nie jest do śmiechu. <br />
- A mnie tam się podoba... że zależysz teraz głównie od moich zachcianek.<br />
- Słucham?! O co ci chodzi, do cholery?! - rzuciła ze złością. <br />
- No wiesz. Mogę przywrócić ci sprawność tej dłoni. Sprawić, że minie ten palący ból. No, ale nic za darmo.<br />
Podniósł wysoko brwi i oblizał kły. Przełknęła głośno, a on znowu się zaśmiał. Podobała mu się jej bezbronność w stosunku do niego. <br />
- Poczekam aż będziesz tak zdesperowana, że sama do mnie przyjdziesz i będziesz gotowa chodzić przede mną naga bylebym tylko ruszył choćby jednym palcem, aby ci pomóc. <br />
Lesety parsknęła niedowierzając w to co słyszy. <br />
- Po pierwsze cholerny z ciebie cham. A po drugie czy litość z twojej strony byłaby jakimś cudem?<br />
- E tam od razu cud - machnął ręką z rozbawieniem - okazywanie litości to po prostu pewna granica, którą przekraczam bardzo rzadko. Ale w twoim przypadku, jak na razie, jest poza moim zasięgiem.<br />
- Jak na razie - powtórzyła za nim - czyli nadzieję mogę mieć. <br />
- Wmawiaj sobie - parsknął. <br />
Zaciągnął się papierosem. Lesety obróciła głowę w stronę okna, masując lewą dłoń. <br />
- A... On ci coś zrobił? Mam na myśli Johnny'ego.<br />
- Troszkę mnie tylko poobijał. Ale przeżyłam już o wiele gorsze rzeczy u Alexa. <br />
Shane pokiwał głową w zamyśleniu. <br />
- Nie wierzę po prostu! Przejmujesz się mną? - roześmiała się. <br />
- Jeszcze na głowę nie upadłem - jego usta wykrzywił przebiegły uśmieszek - chcę się upewnić, że nadal to ja jestem twoim największym zagrożeniem. <br />
- W obszarze mojej przestrzeni osobistej to na pewno. <br />
Kolejny raz wypuścił dym z ust. <br />
- A co z nim zrobisz? Na razie jest nieprzytomny, ale jak odzyska...<br />
Machnął ręką, przerywając jej. <br />
- Tak się składa, że on współpracuje z moim wrogiem, niejakim Jasonem Colserem. Więc byłoby mi bardzo na rękę, gdyby powiedział mi co nieco o swoim szefie. <br />
- Tak po prostu z własnej woli, to on ci nie nie powie - zerknęła na niego ukradkiem, masując bolącą dłoń. <br />
- Z biegiem lat zauważyłem, że gdy wampira przywiesi się do góry nogami na gałęzi drzewa, pastwiąc się nad nim nożem i gdzieniegdzie używając ostrza, odcinając mu którąś z kończyn i grożąc obcięcięciem tego co dla faceta jest najcenniejsze, a na dowód, że to nie blef obicinając mu jedno ucho i wyłupując oko, zaczyna mu się jakimś dziwnym trafem rozwiązywać język. Albo wybiera śmierć. <br />
Lesety pokiwała głową, zniesmaczona wizją, którą przedstawił Horwis. Johnny był w końcu kiedyś dla niej ważny... "Ale to już przeszłość. On to przeszłość! Byłam głupia. Zasłużył przecież na karę. Choć nie wiem czy tak bolesną..."<br />
- Czyli tortury - westchnęła - a co z czytaniem w myślach?<br />
- Nie biorę tego pod uwagę. Wampiry potrafią chronić to co muszą w umyśle. <br />
Pokiwała głową w zamyśleniu. Shane podniósł się z łóżka, podchodząc do drzwi.<br />
- Przekaż Sebastianowi, że za kilka dni może być mu dane zobaczyć jak zbierasz swoją godność z podłogi. <br />
- Nie znasz umiaru w nękaniu mnie, co? <br />
- Gdy pojawia się umiar kończy się dobra zabawa. <br />
Lesety spojrzała na niego ze złością. <br />
- Jak już będziesz chciała odciąć sobie dłoń, to wiesz gdzie mnie znaleźć - figlarnie się uśmiechnął i wyszedł. <br />
<br />
<div>
<b> ******</b></div>
<div>
<b>Cześć kochani. Szmat czasu. No, ale w końcu udało mi się napisać następny rozdział. Chciałabym go zadedykować Nessie. Nie wiem jak Ty to robisz, że znajdujesz dla mnie tyle czasu, choć wiem, że masz mnóstwo własnych spraw. Bardzo to doceniam :D Dziękuję, że tu jesteś, czytasz i komentujesz. Jesteś po prostu kochana <3 Dajesz mi takiego kopa motywacji. </b></div>
<div>
<b>A co do rozdziału to... ocenę zostawiam Wam. </b></div>
<div>
<b>Chciałam podziękować każdemu kto tu zagląda i czyta, bo to dla mnie ważne. Naprawdę. Więc, jeżeli właśnie to czytasz to wiedz, że z całego serducha jestem Ci wdzięczna za Twój czas i chęci ;D Dziękuję! </b></div>
<div>
<b>Ściskam Was kochani. </b></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-7323822933483864862018-03-04T11:41:00.002+01:002018-07-15T16:44:30.915+02:00Rozdział 12 Minęło kilka dni od ostatnich wydarzeń. Lucy odpoczywała na kanapie w salonie. Była bardzo zmęczona ostatnimi dniami, bo Will zapewniał jej coraz więcej obowiązków. Jednak mimo tego zmęczenia potrafiła docenić to co Złdoziej Krwi jej dał. W końcu była wolna od wampira, który zmuszał ją do robienia tego czy owego w sypialni. Miała dach nad głową, własny pokój i przy Willu czuła się dość bezpiecznie. Nie znali się jeszcze za dobrze, ale widziała do czego Złodziej Krwi jest zdolny i że potrafiłby ją obronić, gdyby zaszła taka potrzeba. <br />
Usłyszała pukanie do drzwi, które nie ustawało, tylko z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze i mniej przyjemne dla ucha. Wyszła na korytarz, aby otworzyć. <br />
- Ty pokurczu, zafajdany... - Jason Colser zamilkł, widząc przed sobą Lucy - Przepraszam, a pani to kto? <br />
Ojczym Willa był wściekły. Stał we framudze, mierząc wzrokiem kobietę od góry do dołu. <br />
- Dzień dobry panie TY POKURCZU, ZAFAJDANY - rzuciła, podkreślając ostatnie słowa - a ja jestem Lucy, służąca w domu Willa. <br />
- Zastałem go? - zapytał oschle. <br />
- Ta... - Lucy zamyśliła się chwilę - jest u siebie. <br />
Wpuściła go do domu. Colser w nadludzkim tempie pokonał korytarz i salon, kierując się do pokoju przybranego syna. Wpadł do pomieszczenia gwałtownie otwierając drzwi. Rzucił się na Willa, objął rękoma jego szyję i zaczął przyciskać go do podłogi. <br />
Złodziej Krwi nie rozumiał o co temu chodziło. Musiała minąć chwila zanim zaskoczył i odpowiedział atakiem, wymierzając ojczymowi mocny cios pięścią w nos. Colser puścił szyję Willa, obejmując rękoma twarz. Złodziej Krwi wykorzystał sytuację, wydostając się spod swojego napastnika. Chwycił go obiema rękoma za koszulę, stawiając do pionu. Pchnął go na ścianę z taką siłą, że tamten nie mógł się pozbierać przez dłuższą chwilę. Jason nie docenił siły swojego przybranego syna. Na czworakach wspiął się na łóżko, siadając i opierając czoło o dłonie. <br />
- Kurwa! Czego ty ode mnie chcesz ?! - Will wrzasnął wściekle. <br />
- Zdradziłeś mnie, ty pieprzony gnojku! <br />
- O czym ty mówisz? - popatrzył na niego z niedowierzaniem i dezorientacją równocześnie. <br />
Jason roześmiał się histerycznie i pokręcił głową. <br />
- Nie rób ze mnie kretyna, Will. Dobrze wiesz o co mi chodzi, gówniarzu.<br />
W Złodzieju Krwi narastała złość. Jason Colser dawał mu kolejne powody, żeby mógł go nienawidzić.<br />
- Wyobraź sobie, kochany tatulku - rzucił z sarkazmem - że nie wiem co sobie znowu ujebałeś w tej starej łepetynie, ale nie przypominam sobie, żebym zrobił coś nie po twojej myśli. <br />
- Wczoraj zginął jeden z moich wampirów. Zgadnij z czyich rąk? <br />
Jason zaczął odzyskiwać siły i wstał z łóżka, podchodząc do Willa. <br />
- Z rąk Horwisa oczywiście! - Colser zazgrzytał zębami - I zostawił mi pewną bardzo "uprzejmą" wiadomość przy zwłokach. Sam zobacz. <br />
Sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej pogniecioną kartkę papieru. Podał ją Willowi. <br />
<i><br /></i>
<i>Witaj Jason. Wyeliminowałem jednego z twoich najwierniejszych komapnów... Nie spodziewałeś się takiej niespodzianki z mojej strony, prawda? Dowiedziałem się, że nasłałeś na mnie tego swojego szczeniaka, który swoją drogą prosi się o konfrontację ze mną także przez swoje inne wybryki. Chciałeś, żeby dostarczył mnie żywego w twoje ręce. Psiamać! Śmiać mi się chce nawet, gdy to piszę... A więc włączam się do twojej gry. Ten, którego się pozbyłem za wiele mi nie powiedział, ale któryś z twoich w końcu puści parę z gęby. Już ja tego dopilnuję. Dowiem się w końcu do czego ci jestem potrzebny i co zamierzasz... Pozbędę się każdego z twoich wampirów, wyciągając z nich to, co chcesz przede mną ukryć. A na końcu zniszczę ciebie. Szkoda tylko, że nie masz jaj, by stanąć ze mną twarzą w twarz, sukinsynie! </i><br />
<i> Ale całusów panience nie prześlę, </i><br />
<i> S.Horwis.</i><br />
<br />
Will skończył czytać, oddał kartkę Jasonowi i próbował pozbierać myśli. "Skąd Shane mógł się dowiedzieć? Cholera jasna! A ja przygotowałem już najlepsze noże do walki.. Przecież..."<br />
- Wytłumaczysz mi skąd on o tym wszystkim wie? <br />
- Przecież dopiero zacząłem działać! Zbierałem informację w co lub kogo najłatwiej uderzyć, przygotowywałem broń... Ale nikomu nie zdradzałem moich planów. Znasz mnie!<br />
"Nikomu z wyjątkiem Scarlett. Cholera!"<br />
Jason roześmiał mu się prosto w twarz, stając bezpośrednio przed nim. <br />
- No właśnie. Znam cię i wiem, że mnie nie cierpisz. Działasz dla mnie tylko ze względu na twoją macochę i kasę, którą ci płacę. Więc jakim problemem byłoby zdradzić mnie przed Horwisem? <br />
- Pewnie żadnym. Ale tak jak powiedziałeś, ze względu na Elizabeth... ze względu na nią bym cię nie zdradził. To twoja żona a moja przybrana matka, na którą zawsze mogę liczyć, która dała mi więcej niż ktokolwiek inny. A ja wiem, że jesteś dla niej ważny. <br />
"Dla mnie też kiedyś byłeś" - powiedział w duchu. Ale zaraz się otrząsnął.<br />
Spojrzeli sobie prosto w oczy. Oboje wściekli, oboje zdeterminowani, wyglądali jakby krew się w nich paliła. Jason przeklął pod nosem i z taką samą gwałtownością jak wcześniej wszedł, teraz opuszczał pokój Willa. <br />
<br />
Scarlett wracała właśnie do domu po bójce z wampirem, na którego sama napadła niedaleko nad urwiskiem. To było w jej stylu. Napaść, obrabować i wypuścić swoją ofiarę. Od najmłodszych lat ojciec ją szkolił, uczył walczyć, nie odpuszczać i brać co można. W pełni wykorzystywała jego naukę, obrabowując przeciwników, z którymi miała szansę w starciu. Zdawała sobie sprawę, że nie z każdym da sobie radę, więc podchodziła z rozsądkiem do każdego działania, do każdego wybryku. <br />
Weszła do swojego pokoju, odpinając pasek z pochwami na noże. Wyciągnęła dwa z nich, uśmiechając się pod nosem. To jej nowy nabytek, te dwa noże właśnie zabrała swojej ofierze. Z kieszeni płaszcza wydobyła zegarek, który także dopiero co nabyła. <br />
Dopiero po chwili zorientowała się, że czuje obcy zapach w swoim pokoju. <br />
- Ty nigdy nie odpuszczasz, co nie? - Will wyszedł zza szafy. <br />
Spojrzał znacząco na noże i zegarek. <br />
- Dalej masz słabość do swoich zachcianek - zaśmiał się pod nosem. <br />
- Kto cię tu wpuścił? - warknęła.<br />
- A jakie ma to znacznie? <br />
- Po cholerę przylazłeś?<br />
Jej głos był szorstki, przepełniony chłodem. Starała się wyprzeć swoje uczucia wobec Willa. <br />
- Gdybyś nie zdradziła mnie przed Horwisem nie musiałbym przyłazić. <br />
Scarlett wybuchła śmiechem.<br />
- Proszę cię! Ja pary z gęby nie puściłam. <br />
- Ostatnio jesteście ze sobą blisko. Czemu miałbym ci wierzyć? <br />
Scarlett parsknęła z niedowierzaniem. <br />
- Słuchaj, nie mam pojęcia kto zdradził Shane'owi twoje plany. Mam wiele wad, to prawda, ale jeszcze niedawno pracowałam z tobą ramię w ramię. Nie zrobiłabym tego. Potrafię być lojalna.<br />
- Nikt poza tobą nie wiedział! - warknął. - A ja teraz mam ci uwierzyć w twoją piękną gadkę szmatkę o lojalności? <br />
- Nie chcesz to nie wierz! Nie popłaczę się. <br />
Will położył dłonie na biodrach, krążąc po pokoju w tą i z powrotem. Sam nie wiedział co ma myśleć. Czy mówiła prawdę? Próbował pogrzebać jej w myślach, ale mu tu uniemożliwiała, wypychając go z własnego umysłu.<br />
- Przyznaj mi po prostu, że mnie zdradziłaś, do cholery! Przecież tak dobrze się dogadujecie. To nasz przywódca, trzymając z nim możesz wiele zyskać. A ty chciałaś się po prostu wkupić w jego łaski moim kosztem.<br />
- Daruj sobie. Gdybym chciała wkupić się w jego łaski już dawno bym to zrobiła. <br />
Skrzyżowała ręce na piersi, stając przed Willem. <br />
- Ale teraz masz idealną okazję. A w dodatku...<br />
Przerwała mu, ciągnąc za bluzę w swoją stronę.<br />
- Naprawdę myślisz, że wydałabym kogoś, kto... -urwała zdając sobie sprawę z tego co chciała powiedzieć.<br />
- Kogoś, kto co? - Spojrzał jej w oczy. <br />
- Jak dokończę to zdanie, ty wyjdziesz bez słowa i będziesz mnie unikał. Obiecaj mi to.<br />
Cały czas patrzyła mu zdecydowanie w oczy. <br />
- Czemu ty wszystko musisz komplikować?<br />
- Obiecasz mi to?<br />
- Nie. <br />
Scarlett spuściła wzrok. Była na niego wściekła. "Dlaczego on musi wszystko utrudniać?"<br />
- W takim razie wyjdź! - rzuciła ostro. <br />
Will przyciągnął ją do siebie, bawiąc się jej warkoczem. Spojrzał jej znowu w oczy i ledwo słyszalnie wyszeptał. <br />
- Kogoś kto jest dla mnie ważny. O to ci chodziło. Ty też jesteś dla mnie ważna, moja mała dziewuszko. <br />
Lekko pocałował jej policzek i już go nie było. <br />
<br />
<br />
Lesety dzięki Sebastianowi w końcu miała normalne, kobiece ubrania, a on przy jej pomocy zabrał swoje rzeczy z domu byłej partnerki. Dwudziestolatka czuła, że ma w wampirze sprzymierzeńca i dobrze się przy nim czuła, zresztą ze wzajemnością. Z Jackiem ciężej jej się było dogadać, ale mimo to, próbowała. Robiła wszystko, by się przed nią choć trochę otworzył. I choć to szło jej dość wolno, to przynajmniej nauka czytania i pisania przybierała tempa. A co Shane'a... Lesety starała się go unikać niczym ognia. Tak dla własnego dobra. Wiedziała, że jemu nie może wchodzić w drogę... <br />
Dwudziestolatka zrobiła pranie i właśnie zaczęła je rozwieszać na suszarce. W domu Horwisów było specjalne pomieszczenie obok salonu przeznaczone na pranie, suszenie i prasowanie. Więc, poza automatem, suszarką, żelazkiem i deską nic tam nie było. <br />
Lesety ta czynność, jak każda inna ostatnio, zajmowała znacznie więcej czasu niż normalnie. Lewa dłoń stała się bezużyteczna. Nadal nie mogła nią ruszać, czuła tylko ból, który z dnia na dzień się nasilał. Starała się go ignorować, ale stawało się to dla niej coraz trudniejsze. <br />
- A gdzie ten przybłęda? <br />
Lesety aż podskoczyła, gdy usłyszała za plecami głos Shane'a. <br />
- Chodzi ci o Sebastiana? <br />
- No a o kogo może mi chodzić jak nie o tego trutnia, który od jakiegoś czasu zaszczyca nas swoją obecnością? <br />
- Wziął twoje auto i pojechał gdzieś, nic więcej nie wiem - spojrzała na niego przelotnie. <br />
Shane zaśmiał się i uniósł znacząco brwi. <br />
- A no tak. Raz mu pozwoliłem wziąć samochód, to chyba potraktował to jako umowę na dłuższy czas. Czasami naprawdę myślę, że jak był mały to ptak mu nasrał przez uszy do głowy i to pełni formę jego mózgu. <br />
- Daruj mu, Shane. Przecież widzisz, że chłopak się miota w swoim życiu. <br />
Horwis skrzyżował ręce na piersi, oparł się o ścianę i obserwował dziewczynę. Lesety poczuła się niezręcznie. "Jeszcze ta jedna dłoń..." <br />
- Nie prościej by ci było używać obu rąk? - Spojrzał na nią nieco rozbawiony spod uniesionych brwi. <br />
- Tak... jest dobrze - wyjąkała, nie wiedząc co mu powiedzieć. <br />
Stał tak jeszcze chwilę patrząc się na nią, a potem zbliżył się do niej. Lesety poczuła jak gula podchodzi jej do gardła. Złapał jej lewą dłoń. <br />
- Zaciśnij palce na mojej dłoni - rozkazał. <br />
- Nie mogę.<br />
Lesety spuściła głowę, przygryzając wargę. Shane uniósł jej głowę, patrząc chłodno w oczy. <br />
- Nie możesz ruszyć dłonią? Co się dzieje? <br />
Serce zaczęło jej walić jak młotem. Strach przejął nad nią kontrolę. <br />
- Nic takiego. <br />
- Nie złamałaś sobie niczego, prawda?<br />
Jego spojrzenie było nie do wytrzymania.<br />
- Nie - wyszeptała.<br />
Chciała się od niego odsunąć, ale szarpnął ją w swoją stronę. Zastanowił się chwilę i zaczął rozumieć. Uśmiechnął się złowieszczo pod nosem. <br />
- Powinien być jeszcze ból. Boli jak cholera, prawda? - poczuła na policzkach jego lodowaty oddech. <br />
Pokiwała twierdząco głową. <br />
- Po licho ruszasz moje rzeczy? - warknął. <br />
- Przepraszam.<br />
- Teraz zapłacisz za swoją ciekawość. Jeszcze trochę pozwolę ci się pomęczyć z tą dłonią. Aż ból zacznie cię palić - spojrzał jej głęboko w oczy z pewnym siebie uśmieszkiem na ustach. <br />
- To ma być forma nauczki? <br />
- A co myślałaś? Że puszczę ci to płazem? <br />
- Jak sobie chcesz - oderwała od niego wzrok. <br />
- Pogadamy za kilka dni, kiedy przez ból nie będziesz mogła jeść, spać, nawet swobodnie myśleć, bo cierpienie wszystko przytłumi. <br />
Odsunął się od niej. Lesety wyrwała się z zamyślenia i dalej wieszała pranie.<br />
- Tylko pamiętaj - nachylił się nad nią i zaczął szeptać do ucha - to co zrobiłem z kopertą to jedna z moich nadludzkich sztuczek. I tylko ja potrafię odwrócić to, co stało się z twoją dłonią.<br />
Lesety przełknęła głośno. <br />
- Znowu mam cię w garści - zaśmiał się. <br />
Została sama. <br />
<br />
<br />
<br />
<b>Cześć :) No i udało się. Jest 4 marca i jest rozdział. A szczerze, to przez ostatnie kilka dni naprawdę wątpiłam, czy mi się uda. Trzymajcie się kochani, ściskam Was wszystkich ;) </b><br />
<b></b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<i> </i><br />
<i> </i><br />
<i><br /></i>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-34615841668628207652018-01-14T11:42:00.000+01:002018-01-14T11:42:18.494+01:00Notka informacyjna.Cześć Wam :D <br />
Wchodzę tutaj tak rzadko, że aż mi wstyd... Wiem, że rozdziały pojawiają się tutaj raz na jakiś czas i z tego powodu bardzo mi głupio. Bo bardzo zależy mi na Was i na tym opowiadaniu. Szanuję każdą osobę, która tutaj zagląda i czas, który poświęca. Bardzo mi zależy na każdym z Was, więc chciałam powiedzieć, że następny rozdział pojawi się najprawdopodobniej na początku marca. Na sto procent nie mogę tego obiecać, ale postaram się zrobić wszystko, żeby tak było :) A piszę ten post, bo chcę, żebyście wiedzieli, że jesteście dla mnie ważni i chcę być wobec Was w porządku. <br />
Trzymajcie się kochani ;* <br />
Do napisania. heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-71444660359487617082017-09-21T14:19:00.002+02:002017-09-22T14:46:55.730+02:00Rozdział 11 Minęło kilka dni od ostatnich wydarzeń. Jednak z dłonią Lesety było coraz gorzej. Nie mogła w ogóle nią ruszać, palce nie chciały ani drgnąć, choć starała się z całych sił. Był jeszcze ból, który pojawiał się i znikał na zmianę. Dwudziestolatka nie miała pojęcia co z tym zrobić. Bała się komuś o tym powiedzieć, bo wiedziała, że musiałaby przyznać się do próby otwarcia tajemniczej koperty. A na myśl o reakcji Shane'a, gdyby się o tym dowiedział, jej żołądek zamieniał się w supeł. <br />
Ostatnie dni mijały jej dość szybko. Zaczęła się już przyzwyczajać do domu Horwisa. Jednak nadal pamiętała zgrzyt łańcuchów, które towarzyszyły jej w celi. Na nadgarstkach miała zarysowane obręcze od kajdan, które zakładał jej Alex. Przyglądała im się. Wiedziała, że te ślady już nigdy nie znikną i przez resztę życia będą jej przypominać, że tak naprawdę nigdy nie była wolna. W domu Horwisa bardzo rzadko pozwalała sobie na takie refleksje. Bała się nad sobą użalać, bo wiedziała, że Shane nie lubi słabych... Wręcz gardzi nimi. W dodatku te wspomnienia ją bolały, więc wracała do nich myślami, ale najrzadziej jak tylko dawała radę. Jednak to wszystko przez co przeszła zostawiło na niej trwały ślad. Ciężko jej było komuś w pełni zaufać. Nie znała też wielu rzeczy, a niektóre niedawno dopiero widziała po raz pierwszy w życiu choć miała już dwadzieścia lat. Alex bardzo ją skrzwydził trzymając ją w celi. I bardzo często to odczuwała.<br />
Obawiała się także, że Johnny może się u niej zjawić. Czasami, gdy siedziała sama w pokoju zerkała niespokojnie na okno, żeby się upewnić, że na zewnątrz nikogo nie ma. Jednak od ostatniego incydentu wampir jakby jej odpuścił i nie zjawiał się. Bardzo ją to cieszyło, ale miała też lekką obawę, czy on, aby nie chce uśpić jej czujności...<br />
Lesety nie mogła znaleźć dla siebie miejsca więc wzięła się za wkładanie naczyń do zmywarki. Przez to, że nie mogła używać jednej dłoni, to zajęcie zajmowało jej sporo czasu, ale nie narzekała. I tak szukała dla siebie zajęcia. Kucharka, która do tej pory zajmowała się gotowaniem obiadów i sprzątaniem w kuchni odeszła z pracy, tłumacząc się wyjazdem do ukochanego, który mieszka szmat czasu od domu Horwisa. Więc od kilku dni przygotowywaniem obiadów zajmował się Sebastian, przy okazji szkoląc Lesety. Trzeba było przyznać, że gotowanie szło mu całkiem nieźle i był dość dobrym nauczycielem dla dziewczyny. Nie mogła robić wszystkich rzeczy przez dłoń, którą nie mogła ruszyć. Powiedziała Sebastianowi, że mocno się uderzyła i ją teraz boli. Widziała, że jej nie uwierzył, ale nie wnikał w sprawę. I za to lubiła go jeszcze bardziej. <br />
W pewnej chwili usłyszała kroki. Odwróciła się od zlewu. <br />
- Cześć piękna, mam dla ciebie pewną propozycję - zobaczyła Sebastiana opierającego się bokiem o blat szafki. <br />
- Tak? <br />
Uśmiechnęła się do niego. <br />
- Pożyczę od Shane'a samochód i pojedziemy kupić ci trochę ciuchów. Bo... Z całym szacunkiem moja droga, ale już nie mogę patrzeć jak cały czas chodzisz w starych, męskich ubraniach. <br />
Lesety uważnie mu się przyjrzała. Kąciku jej ust lekko uniosły się w górę. <br />
- W zamian za?<br />
- Pojedziesz też ze mną do mojego dawnego domu i pomożesz mi zabrać resztę moich rzeczy. Nie chcę się widzieć sam na sam z moją byłą.<br />
Lesety zaśmiała się.<br />
- Okay, zgoda. <br />
- Pogadam z Horwisem i pojedziemy jutro - puścił do niej oko.<br />
"Jeżeli Shane się zgodzi, oczywiście" - pomyślała. <br />
<br />
Dom Scarlett i jej rodziny był starą i okazałą budowlą. Posiadał parter i dwa piętra. Miał co najmniej kilka wejść, a z każdej sypialni wychodził balkon posiadający ornamenty roślinne. Na parterze znajdowała się kuchnia, dwa ogromne salony, okazała łazienka i wyjście na taras. Na piętrach znajdowały się sypialnie. Każda z nich urządzona według upodobań właściciela. <br />
Scarlett mieszkała z matką, dziadkami, kuzynostwem i trojgiem rodzeństwa, z którego ona była najmłodsza. Jej ojciec zginął, gdy miała siedemnaście lat, podczas walki, które toczyły między sobą rody wampirów. Oddał życie w obronie całej rodziny Johnson. Za to Scarlett go podziwiała. Zawsze słuchała tego co do niej mówił, a jego rady brała sobie mocno do serca. Bardzo go szanowała i nawet, gdy na nią krzyczał, podniósł rękę lub dał karę nie sprzeciwiała się. Czuła, że robi to dla jej dobra, że uczy ją żyć. Wszczepił jej także pewną zasadę, której trzymała się kurczowo jak każdej innej, którą jej ustalił. "Nie kochaj nikogo poza rodziną. Nigdy! Nie masz prawa się zakochać. Miłość sprawi, że staniesz się słaba, że chłopiec któremu się oddasz będzie mógł pogruchotać ci kości i napluć w twarz, a ty nic z tym nie zrobisz" - tak jej powtarzał przez kilka lat. Scarlett wzięła tą naukę do siebie i trzymała się jej najbardziej jak tylko mogła. Wiedziała, że jej ojciec kochał swoją rodzinę ponad wszystko, ale z matką ożenił się tylko po to, aby założyć tą rodzinę. Jej rodzice się ze sobą przyjaźnili, ale się nie kochali. Szanowali się, ale nic poza tym. Tata Scarlett jeszcze przed śmiercią pozwolił córce wyjść w przyszłości za mąż, ale tylko za mężczyznę, którego wybierze dla niej rodzina. Chciał, aby związała się z kimś z rozsądku, po to aby mieć dzieci, ale nie chciał pozwolić na to, aby wiązała się z kimś z miłości. "Masz być silna dla siebie, a w przyszłości dla swoich dzieci. Nie dla jakiegoś chłopca. Wyjdziesz za mąż za tego, który umocni nasz ród, a nie za tego, który zawróci ci w głowie." - Miała te słowa wyryte w pamięci niczym wyuczony wiersz. I dobrze wiedziała, że ojciec przed śmiercią wraz z rodziną wybrali już jej kandydata na męża. Tylko nie wiedziała jeszcze kogo. I nie spieszyło jej się, aby się dowiedzieć. "W końcu, tak jak tato mówił, ten śłub to tylko przyszła formalność, nic poza układem i wzmocnieniem rodziny Johnos." - To także miała wyryrte na blachę. <br />
Scarlett siedziała na kanapie w salonie, naprzeciwko Shane'a Horwisa. Oddzielał ich od siebie stolik ze szklanym blatem. <br />
- Czego ode mnie chcesz, Horwis?<br />
- Słyszałem, że współpracujesz z młodym Colserem - obnażył kły, wypowiadając to nazwisko.<br />
- Masz na myśli Willa?<br />
Shane pokiwał lekko głową. Uważnie przyglądał się swojej rozmówczyni. Nie mógł sobie pozwolić na przeoczenie jakiegokolwiek szczegółu w jej zachowaniu. <br />
- Owszem, może pomagałam mu kilka razy w jakichś działaniach, ale możesz być spokojny, mój drogi. To już przeszłość. Wiem, że to twój wróg...<br />
Przerwał jej machnięciem ręki.<br />
- Pomińmy szczegóły mojej zażyłej przyjaźni z twoim chłopczykiem - jego usta wykrzywiły się w cynicznym grymasie, a w jego głosie pobrzmiewał sarkazm. <br />
- Nie nazywaj go moim chłopczykiem, Horwis - warknęła - Nigdy! <br />
Shane zaśmiał się drwiąco. <br />
- Mam uwierzyć, że pomagałaś mu z dobrego serduszka czy z nudy? - Uniósł znacząco brwi, a na jego ustach błąkał się kpiący uśmieszek. <br />
- Płacił mi za zlecenia! - Warknęła przez zaciśnięte zęby.<br />
Wiedziała, że Horwis nie może się dowiedzieć, że Will chce go schwytać, bo miałaby z tego spore kłopoty. Dlatego musiała dokładnie chować swoje myśli w razie, gdyby Shane'owi przyszło do głowy szukać czegoś w jej umyśle. <br />
- Ach tak. A za twoją bliskość też ci płacił? <br />
- O co ci chodzi, do cholery? - Krzyknęła.<br />
- Nie udawaj. Nie wierzę, że tylko razem pracowaliście. Trzymałaś się z nim blisko, bo namieszał ci w głowie, co? - Shane splótł dłonie za głową i odchylił się w tył na oparcie kanapy. <br />
Zauważył, że na wspomnienie o Willu Colserze zabłysły jej oczy. A im dłużej o nim rozmawiali tym więcej dziewczyna bawiła się kawałkiem koszuli, byle tylko ukryć lekkie drżenie rąk. <br />
- Czyżby serduszko kogoś tak wyrachowanego jak ty zabiło szybciej? - W jego glosie było słychać drwinę.<br />
"Tak, zabiło szybciej. Ale nigdy się do tego nie przyznam. Przed nikim, a szczególnie nie przed Horwisem. Tym bardziej nie przed Willem..." <br />
<br />
Jessica zaparkowała pod domem Horwisa. Chciała się z nim zobaczyć, porozmawiać. Już od kilku dni nie miała z nim żadnego kontaktu. I choć obiecała sobie, że w końcu odpuści, że da sobie z nim spokój, to nie mogła wytrzymać. Potrzebowała z nim rozmowy, potrzebowała spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że będzie cierpieć, bo Shane nie dawał im szansy. Czuła, że zachowuje się co najmniej irracjonalnie, że źle podchodzi do sprawy. Tylko, że nie potrafiła tak łatwo zapomnieć o Horwisie. W dodatku miała mu do przekazania ważną informację, którą wykorzystała jako pretekst, aby spotkać się z przywódcą Złodzeji Krwi i zwykłych wampirów.<br />
Drzwi otworzył jej Sebastian. Shane jeszcze nie wrócił od Scarlett. <br />
- Cze... - Urwała w pół słowa, gdy zobaczyła przed sobą jej towarzysza z zaręczyn u Thomasa i Hope - Co ty tu robisz, do cholery?!<br />
Pamiętała, że ich wspólnie spędzony czas na zaręczynach skończył się ostrą kłótnią. Dlatego, gdy zobaczyła Sebastiana poczuła się jakby ktoś poraził ją prądem. <br />
- Tymczasowo mieszkam, a ty jesteś do bólu miła, moja droga - zakpił z niej.<br />
Spojrzała na niego gniewnym i ostrym wzrokiem.<br />
- Przyszłam do Shane'a. Nie wpuścisz mnie? <br />
- Shane'a nie ma - rzucił w nadzieji, że brunetka odejdzie.<br />
Nie chciał po raz kolejny się z nią kłócić. <br />
- Poczekam na niego - staksowała go wzrokiem, licząc, że w końcu zaprosi ją do środka. <br />
Gdy tego nie zrobił parsknęła ze słością i wepchnęła się obok niego do środka.<br />
- Dżentelmen jakich mało! - Rzuciła sarkastycznie do niego, idąc w stronę salonu.<br />
Sebastian uniósł oczy ku górze, modląc się, aby kobieta zniknęła, gdy tylko spuści wzrok. W salonie na kanapie Lesety siedziała z Jackiem, ucząc go czytać i pisać. Oboje wstali, gdy zobaczyli Jessicę i Sebastiana. Wampir przeciągnął się i przerwócił oczami.<br />
- Skoro Horwisa nie ma to jestem zmuszony przejąć jego funkcję - westchnął teatralnie - poznajcie się. To Jessica, siostra Thomasa czyli kumpla Shane'a. A to Lesety, też tu mieszka. <br />
Kobiety podały sobie dłonie. Lesety lekko się uśmiechnęła, ale czuła się niepewnie w takiej sytuacji. Na twarzy brunetki też pojawił się uśmiech, ale był wymuszony. Jack w tym czasie zdążył się ulotnić. Nie znosił przebywać w towarzystwie. Czuł się dobrze tylko przy swoim bracie, przy Lesety i zaczął nabierać zaufania również do Sebastiana. Ale, gdy na horyzoncie pojawił się ktokowiek inny, od razu uciekał. <br />
- To ja zaparzę herbaty - blondynka zasicnęła usta i szybkim krokiem skierowała się do kuchni.<br />
- Masz pięć minut, Les - warknął Sebastian. <br />
Jessica usiadła wygodnie na kanapie.<br />
- Czyżbyś bał się przebywać ze mną sam na sam? - Roześmiała się z drwiną. <br />
Wampir stanął na przeciwko niej z rękoma skrzyżowanymi na piersi. <br />
- Z takimi jak ty róznie bywa. Nie oszukujmy się. Masz coś nie tak z garem - powiedział to z prędkością światła. - A w dodaku masz też problem z oczami, bo tak dziwnie się na mnie gapisz - jego usta wykrzywiły się w grymasie. <br />
- Tak mam od patrzenia na twoją twarz - rzuciła ripostę - i odsuń się ode mnie w końcu, bo jeszcze wryjesz mi się w pamięć, a naprawdę szkoda mi w niej dla ciebie miejsca. <br />
Patrzyli sobie zawzięcie w oczy.<br />
- Pójdę po te herbaty, przy okazji zastanowię się czy podać ci cukier czy trutkę - na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. <br />
Po chwili wrócił razem z Lesety i trzema herbatami. <br />
- Mój brat, Thomas, wspominał mi o tobie. Byłaś wzięźniem Alexa, prawda? - Jessica zagadnęła, chciała uniknąć kolejnej potyczki słownej z Sebastianem. <br />
Jednak gorzej tematu nie mogła wybrać.<br />
- Tak, ale... To już było. Nie rozmawiajmy o tym - Lesety spojrzała na nią błagalnie, chcąc nie poruszać tego tematu.<br />
Za wiele ją to kosztowało. Jessica wykazała się odwagą, ale też lekkomyślnością tym, że w tak prosty sposób poruszyła sprawę, która była dla Lesety naprawdę trudna.<br />
Zapadła cisza, którą przerwał warkot silnika. Shane wrócił. Jessica wzięła łyk gorącej herbaty. Czuła, że zaczyna boleć ją brzuch ze zdenerwowania. Dłonie jej drżały. Zawsze tak miała przed rozmową z Horwisem. Zbyt wiele dla niej znaczył, aby z dnia na dzień mogła go traktować jak każdego innego mężczyznę. <br />
Shane po wejściu do salonu zmierzył wzrokiem całą trojkę siedzącą na kanapie. Wszyscy milczeli.<br />
- Zamroczyło was czy języki wam poodcinali? - Warknął kąśliwie Horwis. <br />
Sebastian zachrząkał i oczy wszystkich zwróciły się w jego stronę<br />
- Jak widzisz mamy w domu intruza - wskazał ręką na Jessicę - więc chyba już rozumiesz nasze jakże niefortunne położenie.<br />
- Skończysz marnie, mój drogi! - Warknęła brunetka. <br />
- Oj - cmoknął - bez wątpienia ty jeszcze gorzej. Ja się ulatniam - puścił oko do Lesety i czmychnął z salonu. <br />
Shane roześmiał się. Zajął miejsce na kanapie pomiędzy obiema kobietami. Lesety zastanawiała się jak w najłatwiejszy sposób opuścić salon.<br />
- Chciałam z tobą porozmawiać, ale bez świadków - Jessica dotknęła delikatnie dłoni Shane'a.<br />
"Jak dobrze" - pomyślała Lesety.<br />
- To nie jest dobry pomysł, Jess - spojrzał na nią dość surowo.<br />
Znowu mu się narzucała. I wkurzało go to coraz mocniej. Musiał postawić sprawę jasno. Była siostrą Thomas'a, jego kumpla. Nie mógł robić jej fałszywych nadziei. Nie chciał być dla niej też zbyt okrutny ze względu na Thomas'a. I dlatego nie do końca też wiedział jak ma z nią postępować.<br />
- Mam ci coś ważnego do powiedzenia - mówiła dość stanowczo, choć on odbierał jej dużo pewności siebie.<br />
Lesety podniosła się z kanapy, kierując w stronę wyjścia, ale w ostatniej chwili Shane złapał jej dłoń, ciągnąc z powrotem.<br />
- Usiądź - nakazał stanowczo - nie pozwoliłem ci wyjść - spojrzał jej twardo w oczy.<br />
Lesety przęknęła głośno. W Jessice rosła złość. Znowu siedziały obok siebie na kanapie. Shane stanął na przeciwko brunetki, krzyżując ręce na piersi. <br />
- Mówisz teraz, albo w ogóle nie mówisz - postawił jej warunek. <br />
"Zależało mi na tym żebyśmy zostali sami" - pomyślała Jessica. "Dlaczego zakochałam się akurat w tym durniu? Dlaczego jest taki a nie inny?" Rozczarowało ją zachowanie Horwisa. Choć wiedziała, że na wiele liczyć nie może, to ciągle miała nadzieję. <br />
- Skoro tak stawiasz sprawę - zebrała w sobie całą pewność siebie, która jej pozostała i całą stanowczość, aby jej głos brzmiał obojętnie - Mój brat i Hope wyprowadzają się. Jutro już ich tu nie będzie. A dzisiaj wieczorem przyjadą się z tobą pożegnać. To znaczy... Nie wiem czy Hope przyjedzie, ale Thomas na pewno. <br />
Shane podszedł do okna, aby nie być blisko z Jess.<br />
- Dlaczego się wyprowadzają?<br />
- Zaręczyli się. Niedługo wezmą śłub. Chcą... Chcą ułożyć sobie życie daleko stąd, bliżej rodziny Hope, aby mogli liczyć na ich pomoc w przyszłości, jeśli będą jej potrzebować. Wiesz niedługo taka pomoc może być im niezbędna, gdy pojawią się dzieci. A prędzej czy później pewnie się pojawią. <br />
Jesscia spojrzała na Horwisa, który był odwrócony do niej plecami i nieobecnym wzrokiem patrzył na dwór przez szybę w oknie. <br />
- Thomas cię przysłał, żebyś mnie poinformiwała o ich wyjeździe? Powiedziałaś przecież, że przyjedzie wieczorem. Co za różnica czy dowiedziabym się o tym teraz od ciebie czy za kilka godzin od niego? - Popatrzył na nią, a w jego spojrzeniu była pewna przebiegłość, która przyprawiła Jessicę o ciarki. <br />
Spuściła wzrok. Lesety siedziała obok niej w milczeniu, obserwując całą sytuację. <br />
- To był twój pretekst, żeby tu przyjechać - parsknął - mówiłem ci już coś na te temat. <br />
- Myślisz, że tak łatwo mi jest o tobie zapomnieć? - Krzyknęła, stając z kanapy. <br />
Obrócił się twarzą do niej i spojrzał na brunetkę niewzruszony. <br />
- Nie mam pojęcia jak mam z tobą postępować - rozłożył ręce i uniósł brwi. <br />
- Ale dobrze wiesz jak postępować ze Scarlett - rzuciła kąśliwie, ocierając pierwsze łzy. <br />
Patrzyli na siebie przez chwilę. Gdy nic nie powiedział parsknęła histerycznym śmiechem i wyszła z salonu. Było słychać trzask zamykanych drzwi i to jak z impetem ruszyła z podjazdu. <br />
- Kurwa! - Warknął Shane, waląc pięścią w parapet. <br />
- To nie jest jej wina, że jesteś dla niej ważny - powiedziała Lesety - niszczysz ją, a nawet tego nie zauważasz - parsknęła.<br />
Horwis podszedł do niej. Położył dłonie na oparciu kanapy, po obu stronach jej głowy. Nachylił się nad nią. Jego twarz znajdowała się na wysokości jej twarzy, dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów.<br />
- Ty nie za wiele sobie pozwalasz? - Patrzył jej w oczy, a jego głos był ostry, trochę chrypliwy, co sprawiło, że serce Lesety zaczęło walić jak młotem. <br />
- Przepraszam - wyszeptała, spuszczając wzrok. <br />
Była na niego wściekła za to jak traktował innych, ale nie miała odwagi mu się postawić. Bała się go, po prostu. Złapał dwoma palcami jej brodę, unosząc do góry. Nie miała wyjścia. Musiała patrzeć mu prosto w oczy. Uśmiechnął się figlarnie. <br />
- W dalszym ciągu nie wiem co mam z tobą zrobić, znajdo - przejechał wierzchem dłoni po jej policzku i szyi.<br />
Lesety zaczęła drżeć ze strachu. <br />
- Jak ja mam z tobą rozmawiać, skoro trzęsiesz się przede mną jak osika... - Westchnął, wywracając oczami. <br />
- Myślę, że... Powinieneś być - przełknęła ślinę - nieco łagodniejszy dla Jessici.<br />
- To moja sprawa jak z nią postępuję - cały czas patrzył jej w oczy.<br />
Okręcił sobie pasmo jej blond włosów wokół palca. <br />
- Seba? Chodź tu, ty darmozjadzie! - Odsunął się od Lesety, ale nie spuszczając z niej wzroku. <br />
Sebastian wbiegł do salonu.<br />
- Siadaj! - Shane wskazał mu ręką miejsce obok dwudziestolatki, <br />
Tamten usiadł nieco zdezorientowany. Spojrzeli na siebie z Lesety z widocznym na ich twarzach zdziwieniem. <br />
- Dziś wieczorem Thomas prawdopodobnie z Hope przyjadą się ze mną pożegnać. Przydajcie się na coś i zróbcie coś dobrego do jedzenia. <br />
- Oczywiście, szefie. Nasza dwójka jest niezawodna - powiedział, opierając się łokciem o ramię Lesety.<br />
- Tak samo niezawodna jak prezerwatywy twojego ojca, a jednak proszę, istniejesz - Shane uniósł brwi i drwiąco się uśmiechnął. <br />
- Grabisz sobie, przyjacielu.<br />
Horwis wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni, zapalając jednego. <br />
- Do roboty! I to ma być jadalne - rzucił im, wychodząc na dwór. <br />
<br />
<b>Dzień dobry :D Trochę czasu minęło, odkąd tu byłam po raz ostatni. To przez to, że za dużo na siebie wzięłam. No i trochę mi się w życiu namieszało. Dobra, ale dosyć o mnie. </b><br />
<b>Nie chcę się wypowiadać na temat tego rozdziału, bo... Jakoś nie potrafię. Po prostu nie mam o nim określonego zdania. Z jednej strony mi się podoba, ale z drugiej jakby czegoś brakowało.</b><br />
<b>Cieszę się, kochani, że Was tu mam :> Każda osoba jest dla mnie bardzo ważna.</b><br />
<b>Ściskam Was. </b><br />
<b><br /></b>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-83530864367593196992017-06-18T23:19:00.001+02:002018-07-15T16:36:37.613+02:00Rozdział 10 Lesety leżała na sofie w salonie, choć już nie spała. Zresztą, tej nocy i tak mało co udało jej się przespać. Spojrzała na zegarek było kilka minut po szóstej. Usiadła na łóżku, gdy nagle poczuła, że dostaje czymś w twarz. Wzięła w dłonie materiał, który został na nią rzucony. Po dokładnych oględzinach uświadomiła sobie, że ma w rękach męski, szary płaszcz. <br />
- Ubieraj się, wychodzimy - usłyszała rozkaz z ust Shane'a. <br />
- Jest trochę wcześnie - skrzywiła się. <br />
Nie miała ochoty wychodzić na zewnątrz o tej porze.<br />
- Wisisz mi pewne wyjaśnienia, już nie pamiętasz?<br />
Horwis stanął przed nią, krzyżując ręce na piersi i wbijając w nią wzrok, który mówił, że nie ma wyjścia i musi spełnić jego rozkaz. Lesety wstała z sofy, wynosząc pościel do swojego pokoju. <br />
- Skoro się upierasz to chodźmy - wymamrotała.<br />
Złodziej Krwi przyglądał się jak składa prześcieradło i kołdrę w swoim pokoju, a następnie wkłada na siebie podany jej płaszcz. Widział grymas niezadowolenia na jej twarzy. Nie miała ochoty wstawać tak wcześnie i od razu wychodzić na zimno. "Chętnie wyjdę, ale później..." - Pomyślała, ale widząc surowy wyraz twarzy Horwisa, wolała mu się nie sprzeciwiać.<br />
Szli obok siebie przez las. Lesety wbiła ręce w kieszenie płaszcza, aby nie zmarzły jej dłonie. Przez całą drogę miała spuszczoną głowę, aby tylko nie musieć patrzeć na Shane'a. <br />
- A więc? - Spojrzał na nią badawczo - co przede mną ukrywasz? <br />
Lesety wzięła głęboki oddech.<br />
- Ja... Ja - zająkała się - znam tego wampira, który w nocy mnie wystraszył. Ma na imię Johnny. To młodszy brat Alexa. <br />
Zapadła chwila ciszy. Lesety poczuła jak zimno atakuje jej policzki.<br />
- Coś mi mówi, że to dłuższa historia. Nie mam zamiaru nadwyrężać nóg - parsknął Shane. <br />
Usiadł na wielkim pieńku po czym wskazał jej miejsce obok siebie. Stykali się ramionami. <br />
- Dla jasności, chcę wiedzieć wszystko od początku - spojrzał na nią ostrym wzrokiem.<br />
Pokiwała głową, rozumiejąc że nie może nic przed nim zataić. Wzięła głęboki wdech, a potem zaczęła.<br />
- Po raz pierwszy spotkałam go trzy lata temu. Przyszedł do mojej celi. Mówił, że wrócił do domu z bardzo daleka. Był dla mnie wtedy miły, nawet bardzo. Zaczął przychodzić do mnie codziennie. Rozmawialiśmy o wszystkim o czym się dało. Przynosił mi jedzenie, gdy widział, że Alex mnie głodzi. Załatwiał dla mnie książki, które mogłam czytać w tajemnicy przed jego starszym bratem. A potem... - Lesety wzięła kolejny głęboki wdech - chciał mojej krwi. A ja mu na to pozwoliłam. I od chwili, gdy po raz pierwszy się jej napił coś się zmieniło. Zaczął przychodzić o wiele rzadziej, ale za każdym razem chciał, żebym go nakarmiła. Nagle przestał ze mną rozmawiać tak jak wcześniej. Stał się zimny i opryskliwy. Zaczął przychodzić tylko po moją krew. A ja jak głupia zawsze czekałam, żeby tylko się ze mną zobaczył. <br />
Horwis westchnął i popatrzył na nią nieco zdezorientowany. <br />
- Jeżeli zaczął cię tylko wykorzystywać to dlaczego mu pozwalałaś na to, żeby pił? I czemu chciałaś, żeby przychodził?<br />
Lesety zarumieniła się, wbijając wzrok w śnieg. <br />
- Bo... byłam... nim zauroczona.<br />
Dwudziestolatce po tych słowach zrobiło się tak głupio, że miała ochotę zapaść się pod ziemię. Po kilku minutach w końcu przemogła się, żeby mówić dalej. <br />
- A on najzwyczajniej w świecie taki miał plan od samego początku. Był dla mnie miły, troszczył się o mnie, tylko dlatego, aby potem mnie wykorzystać. Od samego początku chciał mnie omamić i udało mu się. A potem... Przestał udawać i pokazał swoją prawdziwą twarz. Tak zwyczajnie - parsknęła sarkastycznie.<br />
Pokręciła głową niedowierzając jaka była głupia.<br />
- Gdy Alex się o wszystkim dowiedział to razem ze swoim synem spuścili mu łomot i wygonili z domu. Alex nie godził się na to, aby ktoś poza nim pił moją krew. Nie widziałam Johnny'ego od jakiegoś roku aż do dzisiejszej nocy. <br />
Shane wbił dłonie w kieszenie spodni i zmarszczył brwi. Musiał sobie to wszystko poukładać w głowie. <br />
- Pamiętasz co ci kiedyś powiedziałam? Jeśli ktoś dobrze udaje, to ten drugi jest bezbronny.<br />
Shane pokiwał głową w zamyśleniu. <br />
- Czyli cię uwiódł? - Spojrzał na nią, chcąc wychwycić jej reakcję. <br />
Lesety przygryzła dolną wargę. Czuła się jeszcze bardziej zawstydzona. <br />
- Można tak powiedzieć. <br />
Zapadła kilkuminutowa cisza. Horwis analizował to czego się dowiedział, a Lesety próbowała pozbyć się wstydu, który ją ogarniał. Zaczęła bawić się kosmykiem włosów. Ukradkowo na niego spojrzała, ale Shane zdążył zarejestrować to spojrzenie. <br />
- Głupia byłam co? - Wyszeptała. <br />
- Naiwna - skwitował, patrząc jej w oczy - ale tak bywa. <br />
Oboje wstali z pieńka. Horwis przyglądał się jej uważnie.<br />
- A co jeśli on nie odpuści? I dalej będzie mnie nękał... - spojrzała na niego nieco niepewnie.<br />
- Boisz się go, co?<br />
Pokiwała lekko głową w odpowiedzi i wbiła wzrok w pieniek, na którym przed chwilą siedzieli. <br />
- Mogę ci obiecać, że następnym razem gdy się pojawi, to ja się nim zajmę. Póki co to myślę, że najbardziej powinnaś bać się mnie. W końcu, nadal jesteś zdana na moją łaskę - na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. <br />
Dwudziestolatka lekko się skrzywiła.<br />
- Dzięki, że mi o tym przypomniałeś - powiedziała z wyrzutem.<br />
- To tak na wszelki wypadek - zaśmiał się - wiesz, skleroza nie boli. <br />
Wracali obok siebie. Całą drogę przeszli w milczeniu. Mimo, że Lesety nie chciało się tak wcześnie wychodzić na zewnątrz to w tej chwili była wdzięczna Horwisowi, że kazał jej wyjść. Było zimno i trochę jeszcze ciemno, ale mimo to podobało jej się na dworze. Zwłaszcza, że jeszcze nie tak dawno w ogóle nie mogła wychodzić na zewnątrz. Więc w takich chwilach patrzyła na wszystko z większą fascynacją niż inni. <br />
- Wejdź do środka, a ja muszę jeszcze coś załatwić - powiedział Shane, gdy znaleźli się pod rezydencją. <br />
Lesety od razu przeszło przez myśl, że Johnny może wykorzystać sytuację, że Horwisa nie ma w domu. Trochę się przestraszyła.<br />
- To ja... Pójdę do Jacka - wymamrotała, wchodząc do środka.<br />
Nie chciała zostawać sama. <br />
Shane udał się do najbliższego miasta. Był głodny. Przemierzał autem ulice, poszukując swojej przyszłej ofiary. Był wściekły, gdy nie mógł znaleźć pojedynczej osoby. Nie mógł zwracać na siebie czyjejś uwagi, dlatego omijał zbiorowiska ludzi. <br />
Myślał także o Lesety, o tym co mu powiedziała. Było dla niego jasne, że Johnny ją po prostu uwiódł dla własnego celu. Pijąc jej krew stawał się silniejszy, korzystał z siły Horwisa, bo przecież Lesety miała w sobie cząstkę serca Horwisa. Zacisnął mocniej palce na kierownicy. Wkurzało go to, że Johnny i Alex mieli dostęp do jego prywatnej siły, że osłabiali go, używając tej siły. <br />
Zaparkował za miastem, udając się nad pobliskie jezioro. "Jest grudzień, więc może tam będę mógł zaspokoić głód. W końcu chyba za dużo ludzi tam nie będzie. A może właśnie jakieś pojedyncze osoby..." Przechodził przez plażę zasypaną śniegiem, a na jego twarzy pojawił się charakterystyczny uśmieszek, gdy zauważył kobietę, siedzącą na pomoście. Zakradał się do niej. Ona siedziała skulona. Kolana miała podciągnięte pod brodę. Słyszał, że płacze. Zauważył, że jej zimno, ale niezbyt się tym przejmowała. Zaczął czytać w jej myślach. Kucnął za jej plecami, odgarnął włosy z szyi za ucho i wyszeptał tuż nad jej policzkiem : <br />
- Sprawię, że to minie, że przestanie boleć, że już nigdy nie zapłaczesz... <br />
- Kim je... - nie dał jej skończyć, wbijając kły w jej szyję. <br />
Przycisnął jej plecy do swojego tułowia i pił. Chciała krzyknąć, ale zasłonił jej usta dłonią. Po chwili przestała się z nim szarpać. Stała się bezsilna, aż w końcu opadła w jego ramiona, już martwa. Wstał, przeciągnął się i przyjrzał się twarzy kobiety. Wyglądała na młodą. Miała jasną cerę i długie, czarne włosy. <br />
- I tak byłaś nieszczęśliwa - powiedział sam do siebie i odszedł, zrzucając ciało do jeziora, w miejscu, gdzie lód był stosunkowo słaby. <br />
<br />
Lesety siedziała w salonie, dalej czytając wybraną ostatnio książkę. Czuła się bezpiecznie, ponieważ Jack znajdował się w kuchni, czyli za ścianą. Sama nie chciała siedzieć w swoim pokoju. Przynajmniej nie wtedy, gdy Shane'a nie było w pobliżu. <br />
Nagle spomiędzy kartek coś jej wyleciało. Podniosła z podłogi białą kopertę, szczelnie zaklejoną. Obejrzała ją z każdej strony. Nic nie było na niej napisane, żadnych danych, zupełnie nic. Korciło ją, żeby otworzyć kopertę. "Jeżeli leżała zaniedbana w jednej z książek to chyba nie jest jakaś ważna."<br />
Toczyła wewnętrzną walkę. "A jeżeli naruszę czyjąś prywatność?" Ściskała kopertę palcami, zastanawiając się co zrobić. "Mogę mieć potem wyrzuty sumienia." Odłożyła kopertę na bok i czytała dalej. Jednak niewiedza co jest w środku nie przestawała jej dręczyć."Tylko zerknę, to chyba nic takiego." Wzięła głęboki oddech, rozejrzała się czy nikt na nią nie patrzy i pospiesznie zaczęła majstrować, żeby otworzyć kopertę. Jednak na nic. Klej był bardzo mocny i nie chciał ustąpić. Próbowała jeszcze raz, gdy nagle usłuszała, że ktoś otwiera drzwi. Szybkim ruchem włożyła kopertę między kartki książki. "Żeby to tylko nie był Shane, błagam..." Spadł jej kamień z serca, gdy zobaczyła, że to Sebastian wrócił. "Całe szczęście, ale by mi się dostało."<br />
- Jak tam leci, Les? - Zagadnął wchodząc do salonu. <br />
- W porządku, ale... Coś ty tak późno wrócił z tych zaręczyn?<br />
Wampir usiadł obok niej na sofie. Lesety poczuła, że strasznie bolą ją place dłoni, którą próbowała otworzyć kopertę. "Co jest?" <br />
- Pytasz, bo jesteś o mnie zazdrosna, czy pytasz bo się o mnie martwisz? - Uśmiechnął się do niej figlarnie. <br />
Lesety zaśmiała się. <br />
- Jeszcze się pytasz! Dobrze wiesz, że jestem troszczącą się o ciebie zazdrośnicą - zażartowała. <br />
Sebastian parsknął śmiechem. <br />
- Poznałem wczoraj taką jedną. Trochę z niej zołza. Piliśmy razem, potem tańczyliśmy, a potem...<br />
Lesety spojrzała na niego pytająco. Uniosła znacząono brwi.<br />
- Nie, nie, nie, moja kochana. Nie robiliśmy nic z tych rzeczy, które do ślubu są zabronione - parsknął śmiechem - tylko... Pokłócilićmy się i to bardzo. Ta kobieta nie nadaje się do rozmowy. Przynajmniej nie ze mną.<br />
Lesety zaśmiała się. <br />
- Skoro tak mówisz. <br />
Poczuła, że palce i cała lewa dłoń zaczynają ją coraz bardziej boleć. Lekko się skrzywiła, odwracając twarz od Sebastiana, aby tego nie zauważył. <br />
- A ty nie czytaj tyle, bo fantazja sprawi, że w prawdziwym życiu zaczniesz wyobrażać sobie Bóg wie co - uniósł znacząco brwi.<br />
- A może właśnie o to chodzi? Żeby wymagać od siebie i od życia czegoś więcej niż mamy - posłała mu lekki uśmiech. <br />
Sebastian zastanowił się przez chwilę. Westchnął i skierował się do wyjścia z salonu. W drzwiach odwrócił się jeszcze do Lesety.<br />
- Coś w tym chyba jest - rzucił, zostawiając ją samą. <br />
Lesety z przerażeniem zauważyła, że nie może w ogóle ruszyć lewą dłonią. Jakby straciła nad nią kontrolę, tylko cały czas czuła w niej ból. "To ta koperta" - przygryzła dolną wargę, nie wiedząc co zrobić z tym fantem. <br />
<br />
Lucy robiła porządki w domu Willa. Jeszcze nie przyzwyczaiła się do nowego miejsca, ale miała nadzieję, że będzie jej tu lepiej niż tam gdzie mieszkała do tej pory. "Chyba każde miejsce jest lepsze od tego gdzie musiałam znosić tego drania." Zawsze, gdy sobie o tym przypominała od razu zmieniała tor myślenia. Nie chciała o nim pamiętać. Nie chciała pamiętać o tym co się wtedy działo, o tym do czego ją zmuszał... Nie chciała już więcej płakać przez niego i postanowiła tego nie robić. Obiecała sobie, że nie będzie o tym myśleć i pilnowała się, aby tak było.<br />
- Dzień dobry - rzuciła, gdy zobaczyła Willa, wchodzącego do kuchni. <br />
Starała się być dla niego miła. Nie znała go, ale zawdzięczała mu życie, więc próbowała się w jakiś sposób odwdzięczyć.<br />
- Cześć - posłał jej lekki uśmiech - mam dla ciebie prezent. Zażaleń nie przyjmuję. <br />
Rzucił jej na stół parę roboczych rękawic. Były już trochę zużyte, brudne, a materiał był nieco zniszczony.<br />
- Pomożesz mi - rzucił tonem, który nie liczył się ze sprzeciwem.<br />
Will założył na dłonie drugą parę rękawic, jeszcze bardziej zniszczonych niż te, które dał Lucy. Dwudziestolatka założyła buty i kurtkę, a potem rękawice i ruszyła za Złodziejem Krwi. Wyszli na podwórko i udali się do drewnianej szopy. Była dość duża. W jedenym z jej kątów, po prawej stronie, leżały stare, nieużywane już rzeczy. W drugim stał metalowy stół z krzesłami, które wyciąga się na zewnątrz na wiosnę. Po lewej stronie od wejścia znajdował się pieniek z wbitą w niego siekierą. A pod przeciwną do wejśca ścianą leżały idealnie ułożone kupki drewna. <br />
Lucy spojrzła pytająco na Willa. <br />
- Robimy tak, ja rąbię drewno siekierą, a ty te porąbane układasz w kupki pod ścianą w taki sposób jak ja robiłem to do tej pory. Większość już sam załatwiłem, została końcówka. <br />
Kobieta pokiwała lekko głową. <br />
Praca na początku szła im dość sprawnie. Will z niczym się nie cackał i swoje zajęcie wykonywał szybko i precyzyjnie. Lucy starała się za nim nadążyć. I choć na począku szło jej naprawdę nieźle, to po jakimś czasie poczuła zmęczenie. Musiała brać tyle kawałków drewna ile była w stanie udźwignąć, a potem jak najszybciej zanosiła je pod ścianę, gdzie starała się układać w taki sposób jak Will robił to wcześniej, ale nie wychodziło jej to tak dobrze.<br />
- Litości! Kobieto, czy ty kiedykowielk wcześniej miałaś do czynienia z drewnem? - Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na nią z politowaniem<br />
- Trzeba było mnie nauczyć - powiedziała z wyrzutem.<br />
- Trzeba było uprzedzić, że masz dwie lewe ręce.<br />
Podszedł do niej i pokazał jej jak ma dalej układać. Zaśmiał się pod nosem, gdy zobaczył niektóre kawałki porzucane w taki sposób, że się krzyżowały i choć długośćią były prawie równe to Lucy niektóre kładła pod samą ścianą, a niektóre znacznie od niej odstawały. W efekcie powstały nieregularne, trochę porozrzucane kupki drewna.<br />
- Pozostało mi tylko się modlić, żeby to nie runęło - parsknął śmiechem.<br />
Każde z nich wróciło do swojego zajęcia. Po ponad godzinie Lucy miała już dosyć. <br />
- Ja muszę chwilę odpocząć. Proszę - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. <br />
- Zostało już niewiele, sam to skończę. Ty idź do domu.<br />
Lucy poczuła się niepewnie.<br />
- Przecież ja zaraz... - nie dał jej skończyć.<br />
- Do domu, już! - Spojrzał na nią stanowczo - wykazałaś już się swoją niezręcznością - dodał śmiejąc się. <br />
Posłuchała się go i poszła odpocząć. Zrobiła sobie herbaty, siadając w kuchni przy stoliku. Wzięła jedną z gazet leżących na stole i zaczęła ją przeglądać. Po kilku minutach usłyszała zgrzyt otwieranych drzwi. Podniosła wzrok znad gazety, gdy Will pojawił się w kuchni. Ściągnął rękawice, rzucając je w kąt kuchni na podłogę. Ściągnął bluzę, którą miał na sobie i usiadł na przeciwko Lucy. <br />
- Musiałem poprawić jakoś tą katastrofę, którą tam urządziłaś - parsknął śmiechem - dobrze, że chociaż gotować umiesz.<br />
Lucy posłała mu uśmiech. <br />
- Myślisz o tym gnoju? - Zapytał nagle.<br />
Na twarzy kobiety pojawił się natychmiastowy grymas. <br />
- Nie chcę ani o tym mówić, ani o tym myśleć. Zawsze, gdy przychodzą wspomnienia, od razu staram się myśleć o czymś innym. Więc proszę cię, nie mówmy o tym. <br />
Will pokiwał głową. Widział po niej, że ten temat ją bardzo boli, więc postanowił go już nie poruszać. Chociaż uczucie współczucia nie było dla niego czymś codziennym, to gdy w tamtej chwili na nią patrzył... Po prostu dostrzegał jej ból, z którym sama się zmagała, który próbowała ukryć. Jakby myślała, że sama jest zdolna wszystko udźwignąć. Choć... W gruncie rzeczy właśnie to robiła. I chociaż uczucie współczucia, które poczuł nie było jakieś wielkie i wszechogarniające, tylko leciutko go dotknęło, to jednak dotknęło... <br />
Początek ich znajomości był dość dobry, choć dwudziestolatka nadal nie wiedziała czego ma się spodziewać po Willu. Cieszyła się, że ma on tak duże poczucie humoru. Choć w głębi duszy wiedziała, że potrafi być bardzo niebezpieczny, czego najlepszym dowodem jest to, co widziała, gdy ją uratował przed śmiercią. Była mu naprawdę wdzięczna za to, co dla niej zrobił. Dzięki niemu żyła i wydostała się z niewoli tamtego wampira. <br />
Will podszedł do lodówki, przeglądając jej zawartość. Gwizdał sobie pod nosem.<br />
- Jestem cholernie głodny. A tu sama surowizna albo warzywa - przewrócił oczami z irytacją. <br />
Lucy uśmiechnęła się pod nosem, wiedziała, że chce żeby mu coś przygotowała, bo samemu mu się nie chciało.<br />
- A co powiesz na pierogi? - Spojrzała na niego pytająco. <br />
Oparł się bokiem o lodówkę.<br />
- Zależy jaki farsz robisz.<br />
- Taki, że przeprosisz mnie za drwiny dotyczące moich kupek drewna - rzuciła pewnym siebie głosem.<br />
Will zaśmiał się.<br />
- Wysoko ustawiłaś poprzeczkę, ale niech będzie. <br />
Lucy dopiła do końca herbatę, przygotowując sobie miejsce na blacie do pracy.<br />
<br />
<b>Cześć Wam :) Wiem, że rozdział dodaję znowu ze znacznym odstępem od poprzedniego. Przepraszam. Miałam z tym rozdziałem duży problem. I musiałam się z nim trochę zmagać. Bo były rzeczy, które musiałam tu umieścić, a niekoniecznie wiedziałam jak zrobić to we właściwy sposób. Ciężko mi jest powiedzieć co myślę o tym rozdziale. Coś wyszło, zobaczymy jak będzie dalej :> </b><br />
<b>Chciałam każdemu z Was szczerze podziękować za czytanie, za komentowanie, za bycie tutaj. </b><br />
<b>Jeżeli to czytasz to wiedz, że jesteś dla mnie bardzo ważny i doceniam Twój czas, który dla mnie poświęcasz.</b><br />
<b>Trzymajcie się, kochani. </b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-25823332570034425382017-05-20T23:45:00.000+02:002018-07-15T16:45:39.524+02:00Rozdział 9 Była już późna noc. Lesety jednak jeszcze nie spała. Czytała książkę, którą zabrała do swojego pokoju. Akcja pochłonęła ją do tego stopnia, że nie mogła się oderwać i nie zważała już na to, że nastała noc. <br />
Po nauce czytania, Jack, zostawił ją samą i wrócił do siebie. Czas, który razem spędzili był przyjemny dla obojga. Coraz lepiej się rozumieli, choć Jack nadal był bardzo zamknięty w sobie.<br />
Nagle usłyszała hałas za oknem. Spojrzała się w tamtą stronę, ale nie zauważyła nic niepokojącego. Zlekceważyła to. Wróciła do czytania. Po chwili ktoś uderzył kilka razy pięścią w okno. Lesety natychmiast podniosła się z łóżka, chowając książkę pod poduszkę. Podeszła bliżej parapetu. Popatrzyła na zewnątrz, ale nikogo nie widziała. Po chwili znowu rozległo się głośne walenie pięścią. Tylko, że tym razem wyraźnie widziała czyjąś dłoń. Serce zaczęło bić jej o wiele za szybko. Okno było uchylone, więc bez problemu usłyszała szyderczy głos jej dręczyciela. <br />
- Jak się czujesz, moja kochana blondyneczko? Pamiętasz mnie?<br />
Lesety coraz ciężej było złapać oddech. Znała ten głos... Znała aż za dobrze. Brzuch ją zaczął boleć ze zdenerwowania. Zobaczyła twarz za oknem i poczuła słabość w nogach, gdy uświadomiła sobie, że się nie pomyliła. Usłyszała śmiech. "To on..." Wybiegła z pokoju i skierowała się do kuchni. "Nie wrócę tam!" Była przerażona.<br />
<br />
Will posadził przyprowadzoną kobietę przy stole w kuchni. Dowiedział się od niej, że ma na imię Lucy i z przymusu była kochanką jednego z wampirów, którego Will zabił w lesie. <br />
- To dlaczego oni chcieli cię zabić? - Usiadł po drugiej stronie stołu, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. <br />
- Bo powiedziałam jego żonie prawdę. O tym, że ją zdradza i to nie tylko ze mną. <br />
Kobieta spuściła głowę. Wspomnienia do niej wracały. Przypominały jej się te wszystkie noce, kiedy tamten wampir nie dawał jej spokoju, kiedy zmuszał ją do robienia rzeczy, których nie chciała. Pragnęła zapomnieć o tym... <br />
- A musiałam powiedzieć jej prawdę, bo ona na to zasługiwała. Nie mogłam już wytrzymać tego wszystkiego. <br />
Po jej policzkach spłynęło parę łez, ale zaraz je wytarła. Will odgarnął włosy, które opadały mu na czoło, aby lepiej się przyjrzeć Lucy. Była średniego wzrostu szatynką. Włosy sięgały jej lekko za ramiona. Miała duże, czarne oczy. <br />
- Ile masz lat?<br />
- Dwadzieścia - szepnęła. <br />
Will stanął przed nią, podnosząc dłonią jej głowę do góry. Patrzył jej prosto w oczy. <br />
- Zostaniesz moją służącą. Będziesz wypełnia moje polecenia w ramach rekompensaty za uratowanie życia, rozumiesz?<br />
Lucy pokiwała twierdząco głową. Na twarzy Willa pojawił się chytry uśmieszek. <br />
- Ja muszę wyjść, a ty zrób mi coś do jedzenia, w przeciwnym razie - spojrzał na nią znacząco - sama się nim staniesz. <br />
Złodziej Krwi wyszedł z domu. Podobał mu się zapach Lucy. Myślał o smaku jej krwi, która z pewnością by mu posmakowała. "Zawsze mogę jej spróbować" - zachichotał w myślach. <br />
<br />
Horwis właśnie wychodził z auta. Już miał wejść do swojej rezydencji, gdy zauważył przed wejściem Francka Crasa.<br />
- Dowiedziałem się czegoś ciekawego o naszym ulubionym wrogu, czyli Willu - Franck uśmiechnął się szyderczo. <br />
- Co wiesz? - Shane popatrzył na niego badawczo. <br />
- Znasz małżeństwo Colser?<br />
- Mówisz o Elizabeth i Jasonie. Tak, znam. To rodzice Willa. <br />
Franck zaśmiał się pod nosem.<br />
- Właściwie to nie do końca - skrzyżował ręce na piersi - dowiedziałem się, że to nie są jego prawdziwi rodzice. On jest ich przybranym bachorem. <br />
Franck i Shane pojrzeli na siebie porozumiewawczo. <br />
- A to ciekawe - Shane zmrużył oczy, analizując to czego się dowiedział - jakoś nigdy nie chwalili się tą informacją. <br />
- Postaram się dowiedzieć o co w tym chodzi. Ale jest jeszcze coś - Franck westchnął - twoja znajoma Scarlett dość często widuje się z Willem. <br />
Shane zaśmiał się głośno. "Wiedziałem, że z niej niezłe ziółko" - pomyślał. <br />
- Zajmę się tym - rzucił Horwis - dobrze się spisałeś, stary. <br />
Pożegnali się i Shane wszedł do środka. "Muszę się dowiedzieć co Scarlett ma wspólnego z Willem. Chyba jej nie doceniłem."<br />
Horwis spostrzegł światło w kuchni, wiec udał się tam. Zobaczył Lesety, siedzącą pod ścianą, skuloną, z nogami dociśniętymi do tułowia. Oparła głowę na kolanach i miała zamknięte oczy. Otworzyła je w chwili, gdy usłyszała, że ktoś wchodzi do kuchni. <br />
Shane stanął nad nią z rękoma skrzyżowanymi na piersi. <br />
- Co tutaj się dzieje?<br />
Lesety milczała. Shane kucnął naprzeciwko niej, aby mieć twarz na wysokości jej twarzy. <br />
- Jest późno. Idź spać. <br />
Dalej milczała. Horwis westchnął głośno.<br />
- Odezwij się! Cholera jasna - warknął.<br />
- Nie wrócę na noc do tego pokoju - wymamrotała. <br />
Wiedziała, że on nie odpuści tak łatwo, ale bała się teraz tam spać. Była naprawdę przerażona.<br />
- Tam ktoś jest za oknem, walił w nie pięścią. Widziałam czyjąś twarz - nie chciała mu powiedzieć, że znała tego wampira, który ją tak przestraszył.<br />
Chciała mu to przekazać później.<br />
- To pewnie jakiś debil próbował cię przestraszyć - westchnął.<br />
Lesety schowała twarz w dłoniach. Nie chciała wracać do tego pokoju. "W innych pomieszczeniach chyba on się nie pojawi. Nie odważy się ze względu na Horwisa..." - Pomyślała. Shane wstał, wyprostował się i zapalił papierosa. Oparł się o blat kuchennej szafki, co chwilę spoglądając na dziewczynę, która nie zmieniała swojej pozycji. <br />
- Czyli po dobroci nie pójdziesz do siebie? - Wypuścił dym z ust. <br />
Lesety podniosła głowę i spojrzała na niego. Widziała pewność siebie w jego oczach. Przeszywał ją wzrokiem. Poczuła się przez niego jeszcze gorzej. <br />
- Nie chcę tam iść spać - wyszeptała. <br />
Złodziej Krwi zgasił papierosa. Znowu kucnął naprzeciwko niej. <br />
- Skoro sama nie chcesz, to ja ci chętnie pomogę - zaśmiał się, po czym chwycił ją oburącz, zarzucił sobie jej ciało na ramię i przemieszczając się w nadludzkim tempie znalazł się w jej pokoju.<br />
Rzucił ją na łóżko, a sam wychylił się przez okno.<br />
- Nikogo tu nie ma - rzucił. <br />
- Shane, ja... - wbiła wzrok w podłogę - naprawdę nie chcę tu zostawać sama dzisiejszej nocy. <br />
- Mam to potraktować jako zaproszenie? - Uniósł brwi. <br />
Lesety zrobiła się cała czerwona. Nie chciała, żeby to tak zabrzmiało. Ale bała się. Jej łóżko stało jeszcze tak blisko tego okna. "Nie dam rady..."<br />
- Nie o to chodzi, tylko... Może mogłabym spać w salonie? <br />
Spojrzał na nią zdziwiony. "Ktoś musiał ją naprawdę solidnie nastraszyć, albo..."<br />
- Coś przede mną ukrywasz - rzucił stanowczo - O co chodzi?<br />
Podszedł do niej, odgarnął jej grzywkę do tyłu i spojrzał w oczy. Zaczęła się wić pod jego wzrokiem.<br />
- Powiem, ale nie dzisiaj, proszę - spojrzała na niego błagalnie. <br />
Shane zmrużył oczy, nie odrywając od niej wzroku ani na chwilę. <br />
- Dobra, ale... Pamiętaj, że drogo zapłacisz za moją cierpliwość - na jego twarzy pojawił się diabelski uśmieszek. <br />
Poszli do salonu. Lesety położyła się na sofie. Naciągnęła na siebie koc. Dziwnie się czuła, gdy Horwis obserwował każdy jej ruch. Krępowała się przy nim. W końcu on był istotą nadnaturalną, więc miała prawo odczuwać wobec niego respekt. Częściowo się go bała, częściowo czuła się nikim wobec niego i nadal mu do końca nie ufała. Ale musiała sama przed sobą przyznać, że było coś w nim, co ją choć trochę fascynowało. Nie wiedziała tylko co.<br />
- Trochę mnie zawstydzasz - wymamrotała, gdy cały czas na nią patrzył, oparty o ścianę.<br />
Horwis zaśmiał się pod nosem, wkładając ręce w kieszenie.<br />
- W takim razie do zobaczenia rano. <br />
Opuścił salon i udał się do siebie. Lesety ułożyła się wygodnie i próbowała zasnąć. Ale nie mogła przez tego drania, który wrócił, aby ją dręczyć.<i> Jak się czujesz, moja kochana blondyneczko? </i>- Jego słowa krążyły jej po głowie. Nie chciała o nim myśleć. Potrzebowała snu. Bardzo chciała zasnąć, aby już nie myśleć o niczym. <br />
<br />
Scarlett wracała w nocy do domu. Shane miał ją odwieść autem, ale gdy została połowa drogi do jej domu, wysiadła z samochodu. Powiedziała Złodziejowi Krwi, że dalej pójdzie pieszo, bo potrzebuje się przejść. Pogrążyła się w myślach do tego stopnia, że nie zauważyła w ciemnościach, że ktoś ją śledził. <br />
Szatynka weszła po schodkach na weradnę. Wyciągnęła klucze z torebki. Już miała włożyć je do zamka, gdy usłyszała czyjś śmiech. Rozejrzała się dookoła siebie. Zeszła po schodkach na dół i znów usłyszała ten sam szyderczy śmiech. Zauważyła jakąś postać, opierającą się o ścianę jej domu. Podeszła bliżej, by przekonać się, że to Will. Spojrzał na nią wyzywająco, miał rozbawiony wzrok. <br />
- Co cię tak bawi? - Warknęła. <br />
Złodziej Krwi stał oparty plecami o ścianę. Między palcami trzymał papierosa. <br />
- Śledziłem cię, nie zauważyłaś? - Uniósł znacząco brwi. <br />
- Nawet jeśli, to co z tego? - Skrzyżowała ręce na piersiach. <br />
Will zaciągnął się papierosem. Scarlett patrzyła na niego z wściekłością. "Po co znowu przyszedł? Chce mi jeszcze bardziej namieszać w głowie? Po moim trupie!"<br />
- Przez całą drogę oddawałaś się intensywnej refleksji. A ja trochę poszperałem w twoich myślach - Rzucił jej wyzywające spojrzenie. <br />
Zgiął jedną nogę w kolanie, stopę opierając o ścianę. Scarlett zacisnęła pięści.<br />
- Czytałeś w moich myślach? <br />
Will uśmiechnął się figlarnie. Rzucił papierosa w śnieg. Podszedł bliżej niej. Złodziej Krwi położył dłonie na jej biodrach, przyciągając ją do siebie. Ich twarze dzieliły centymetry. <br />
- Wiem, że zlekceważyłaś moje zadanie. Ale tak jak mówiłem, poradzę sobie i bez ciebie. Masz szczęście, że nie wydałaś tego co planuję. <br />
Patrzyli sobie w oczy. Serce Scarlett biło o wiele za szybko... "Tylko nie to!" - Skarciła siebie w myślach. <br />
- Odsuń się ode mnie - rzuciła ostro. <br />
Will zaśmiał się. Odgarnął sobie włosy z czoła, bo cały czas mu przeszkadzały. Już dawno się nie strzygł. "Muszę wreszcie ściąć to cholerstwo". <br />
- Wiem dobrze, że nie chcesz, abym się odsuwał. Podoba ci się ta bliskość.<br />
- Wcale nie! - Wyszarpała mu się, ale nie na długo.<br />
Złodziej krwi przyciągnął ją do siebie. Jej plecy stykały się teraz z jego tułowiem. On jedną ręką złapał ją w talii, mocno ściskając, a drugą bawił się jej włosami. Przybliżył usta do jej ucha.<br />
- Widziałem co dzieje się w twojej głowie, dużo tam mnie, prawda? - Wyszeptał.<br />
Scarlett dostała gęsiej skórki.<br />
- Zadziwiasz mnie, wiesz? Myślałem, że nie potrafisz odczuwać w stosunku do innych pozytywnych emocji - dalej szeptał, gładząc dłonią jej włosy - a tu proszę... <br />
- Daj mi spokój! - Rzuciła zdenerwowana.<br />
"Wcale nie podoba mi się jego bliskość... Ani jego dotyk, ani szept... Nie może mi się to podobać."<br />
- A jednak podoba - zaśmiał się nad jej uchem. <br />
- Znowu czytasz moje myśli - warknęła. <br />
Zaczęła wierzgać na wszystkie strony, ale to nic nie dało. Jego uścisk na jej talii stał się tylko coraz mocniejszy. Poczuła jak jej plecy silniej przylegają do jego tułowia. <br />
- Wiesz, co mnie jeszcze zadziwia? - Oparł głowę na jej ramieniu, ponownie zbliżył usta do jej ucha, jednocześnie odgarniając na bok jej włosy - to, że przespałaś się z Horwisem, choć cały czas myślałaś o mnie.<br />
Scarlett ponownie zacisnęła dłonie w pięści. Była wściekła na niego. Chciała się od niego uwolnić, przestać do niego cokolwiek czuć, a on jej to bardzo utrudniał. <br />
- Zostaw mnie - rozkazała.<br />
- Uspokój się, Scar - wyszeptał, delikatnie całując ją pod uchem.<br />
Poczuła dreszcze na całym ciele. "Tego już za wiele" - pomyślała. Zaczęła się z nim szarpać. W końcu ją puścił. Ponownie spojrzeli sobie w oczy. Scarlett pokręciła głową z dezaprobatą i wbiegła do domu. <br />
Will włożył ręce w kieszenie, kopiąc nogą śnieg. Wiedział co Scarlett do niego czuje, ale wiedział też, że ona nigdy się do tego nie przyzna. "Będzie się wypierać, aż do skutku." - Pomyślał. A on sam nie wiedział co do niej czuje. Było coś w niej co mu się bardzo podobało i nie mógł temu zaprzeczyć. "Coś jednak mnie ciągnie do tej zawziętej istoty." Ale on także nie miał zamiaru jej tego powiedzieć. <br />
<br />
<b>Cześć Wam. Miałam trochę problem z tym rozdziałem, bo miałam kilka wizji jak poprowadzić poszczególne sceny. No, ale w końcu jakoś powstał. Jest w nim wszystko co chciałam zamieścić.</b><br />
<b>Nesso i Adno, dziękuję Wam za to, że dodałyście mi skrzydeł i dzięki Wam nabrałam przekonania co do tego, co ostatnio tu stworzyłam. :) </b><br />
<b>To do napisania. Trzymajcie się, kochani ^^ Ściskam Was. </b><br />
<b></b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-90162325899303102442017-04-29T23:59:00.001+02:002017-04-30T00:01:07.770+02:00Rozdział 8 Scarlett była osobą, której Will płacił za pewne zlecenia. Zawsze była niezawodna. Złodziej Krwi mógł na nią liczyć. Cechowała ją przede wszystkim determinacja, asertywoność i to, że wykonując "brudną" robotę potrafiła odrzucić na bok wszelkie swoje uczucia. Często postrzegano ją jako bezduszną. A wzięło się to z tego, że w wielu sytuacjach była bezwględna tak samo wobec innych, jak i wobec samej siebie. <br />
Kolejny raz miała wykonać zadanie dla Willa. Musiała zdobyć jak najwięcej informacji o Horwisie, a przede wszystkim znaleźć jego słaby punkt. Tylko tym razem coś się zmieniło. Czuła jakąś presję w sobie i bardzo jej się to nie podobało. Czuła, że nie może zawieść Will'a. Nigdy tego nie zrobiła, ale nigdy też nie obawiała się, że nie podoła jakiemuś z jego zadań. To dlaczego tym razem czuła strach, że go rozczaruje? <br />
"Dlaczego tak bardzo chcę mu zaimponować? Dlaczego w ogóle kolejny raz o nim myślę?" W jej głowie cały czas pojawiały się pytania. Wiedziała, że Will jej się spodobał, że chyba coś do niego czuła. Ale wypierała to z siebie całą sobą. Była wściekła na siebie, że na jego widok traciła nad sobą panowanie, że nie potrafiła uspokoić serca. Nie chciała się zakochiwać. W nikim, a już szczególnie nie w nim... <br />
"To przejściowe. Przejdzie mi! Musi.... Powinnam tylko zająć czymś głowę, żeby on nie zajmował tam za dużo miejsca". Postanowiła nie myśleć o nim więcej. Musiała jakoś pozbyć się tego dziwnego, nowego dla niej uczucia. "Miłość? Nie, nie, to nie wchodzi w grę!"<br />
- Cześć śliczna, zatańczysz ze mną? - Głos nieznanego Scarlett Złodzieja Krwi wyrwał ją z zamyślenia. <br />
Siedziała przy stole obok Shane'a. Naprzeciwko nich byli narzeczeni - Thomas i Hope. Szatynka popatrzyła z dezorientacją na obcego jej bruneta. Ten przeczesał ręką włosy i mrugnął do niej porozumiewawczo. <br />
- Nie mam ochoty - Scarlett spojrzała mu w oczy. <br />
- Tak? No to gwarantuję ci, że będziesz żałować - roześmiał się jej w twarz.<br />
"Chyba komuś trzeba utrzeć noska" - pomyślała.<br />
- A wiesz, chyba jednak zatańczę. Ale, żebyś mi nie zrobił wstydu na parkiecie to pójdę z Horwisem. <br />
Uśmiechnęła się do niego chytrze. Złodziej Krwi na chwilę stracił rezon. Zacisnął pięści.<br />
Scarlett chwyciła Horwisa za rękę i poprowadziła na parkiet. Palce jednej dłoni spletła z jego palcami, a drugą położyła mu na ramieniu. Spojrzała z triumfem na bruneta, który chciał z nią zatańczyć, ale tamten zdążył już się odwrócić plecami do niej. Zaśmiała się pod nosem i starała się skupić na tańcu. Gdy popatrzyła na Horwisa przypomniało jej się o zadaniu od Willa, które coraz mniej miała ochotę wypełnić. Miała dość tego, że tamten w jakiś sposób siedział jej ciągle w głowie.<br />
Popatrzyła znowu na Shane'a, a ten wywrócił oczami. <br />
- No co? - Uśmiechnęła się. <br />
"Skupię się na tańcu z Horwisem i zapomnę o Willu. Wcale nie chcę mu zaimponować. Nie potrzebuję tego!"<br />
- Zawsze musisz być górą? - Uniósł wymownie brwi. <br />
Szatynka obnażyła kły, mrużąc oczy. <br />
- Lubię stawiać na swoim. Nie znoszę, gdy ktoś mi mówi co mam robić. <br />
"Zwłaszcza nie znoszę, gdy to Will mówi mi co mam robić..."<br />
Shane parsknął. <br />
- To tak jak ja. Dlatego to z tobą tutaj przyszedłem. <br />
- A ja dlatego się zgodziłam - posłała mu chytry uśmieszek.<br />
Odzwajemnił jej gest. Potem uniósł rękę do góry, a Scarlett się obróciła wokół własnej osi. <br />
Nie znali się jeszcze za dobrze, ale szatynka zdążyła już polubić Horwisa. Czuła, że są do siebie bardzo podobni. I przy nim mogła przestać myśleć o Willu. Podobało jej się to, że Shane nie wzbudzał w niej żadnych ważniejszych uczuć, poza zwykłą sympatią. "Pieprzyć Willa! Mam gdzieś jego zlecenie. Dzisiaj stawiam na dobrą zabawę. Nie chcę się już martwić tym, że mogę go rozczarować." Zdawała sobie sprawę, że pierwszy raz go zawiedzie. Ale czuła, że musi tak postąpić. Nie chciała pozwolić, aby on miał wpływ na jej uczucia. Nie chciała, żeby myślał, że zależy jej na jego uznaniu. Postanowiła zlekceważyć powierzone jej zadanie. Tak po prostu... <br />
- Znam cię z zaledwie kilku przypadkowych spotkań, które zaliczyliśmy, ale słyszałem o tobie różne opinie. <br />
Przybliżyli się do siebie. Ich ciała przylegały do siebie, a oni poruszali się powoli w rytm muzyki. <br />
- Na przykład? - Spojrzała na niego badawczo.<br />
- Ponoć jesteś bezwzględna i nie masz hamulców w wielu sprawach - na jego twarzy pojawił się diabelski uśmieszek. <br />
- No to dobrze słyszałeś. <br />
- W takim razie się dogadamy.<br />
Spojrzeli sobie w oczy, uśmiechając się do siebie i myśląc o tym samym... Musieli tylko poprosić Thomasa i Hope o wolny pokój. <br />
<br />
Zaręczyny odbywały się w domu Thomasa i Hope. Ogromny salon był specjalnie wystrojony na tę uroczystość. Stół sięgał od jednego końca pomieszczenia do drugiego, a ilość jedzenia znacznie przerastała możliwości zaproszonych gości. Przy kominku stało kilka osób, popijając drinki. Reszta, albo siedziała przy stole, albo bawiła się w części salonu, z której uczyniono parkiet. Cała uroczystość była bardzo huczna, przypominała nawet wesele, a nie tylko zaręczyny.<br />
Jessica stała przy kominku już dobrą chwilę. Zapatrzyła się w Horwisa i Scarlett, którzy właśnie skończyli tańczyć i rozmawiali z Thomasem. Było tak głośno, że Jess nie mogła usłyszeć o co chodziło, nawet pomimo świetnego słuchu. Uważnie przyglądała się każdemu ruchowi Shane'a, jakby zapisując je w głowie. <br />
Nagle poczuła jakiś ciężar na ramieniu. Obróciła twarz w tamtą stronę i zobaczyła Sebstiana, który oparł się o nią jak gdyby nigdy nic, choć w rzeczywistości w ogóle się nie znali. <br />
- Mógłbyś z łaski swojej się ode mnie odsunąć? - Powiedziała pretensjonalnie. <br />
- Sorry, zamyśliłem się - uśmicehnął się do niej.<br />
- I przystopuj z alkoholem, cuchnie od ciebie - rzuciła z dezaprobatą. <br />
Wampir zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, w końcu natykając się na jej wściekłe spojrzenie. Tyle, że to nie na Sebastiana była tak wściekła, tylko na Horwisa. Złodziej Krwi był z nią ostatnio szczery i dał jej do zrozumienia, że nigdy jej nie pokocha. Nie mogła mieć o to do niego pretensji, jednak czuła rozczarowanie... Przecież zapomnieć o kimś ważnym jest bardzo trudno. Jak można kazać sercu, żeby przestało bić tak szybko dla tej jedenj osoby? Jessica nie potrafiła sobie z tym poradzić, a swą złość wyżywała na Sebastianie.<br />
- Kim ty jesteś, żeby mówić mi co mam robić?<br />
- A ty kim jesteś, żeby się na mnie tak obleśnie gapić?<br />
Sebastian westchnął poirytowany.<br />
- Nie gapię się obleśnie, tylko sprawdzam z kim mam do czynienia. <br />
Jessica wywróciła oczami. <br />
- I do jakiego wniosku doszedłeś?<br />
Spojrzeli sobie twardo w oczy.<br />
- Do takiego, że mam do czynienia z szurniętą laską, która gapi się na Horwisa jak zahipnotyzowana i pewnie wydaje jej się, że to jej książę na białym koniu. Sorry, ale on nie przyjedzie, bo Shane Horwis to nie typ romantyka, o którym można marzyć, a ja idę się napić. <br />
Zostawił ją samą. Jess ponownie spojrzała w stronę Shane'a i Scarlett i widziała jak Thomas coś im tłumaczył, a potem jak Horwis z kobietą wyszli z salonu. Dobrze wiedziała co się święci. "Poszli zająć się sobą nawzajem" - pomyślała ze smutkiem. Dosiadła się do Sebastiana. <br />
- Napiję się z tobą. <br />
Spojrzał na nią zdezorientowany.<br />
- To już nie cuchnę alkoholem? <br />
- A ja nie jestem szurniętą laską, gapiącą się na Horwisa?<br />
Spojrzeli sobie w oczy. <br />
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam, wybacz - uśmiechnęła się do niego.<br />
Odwzajemnił jej gest. <br />
<br />
Lesety, korzystając z nieobecności Shane'a, przeglądała książki w salonie. Ułożyła je przed sobą na stoliku, wygodnie siadając na sofie. Czytała opisy umieszczone na okładach i układała sobie książki w kolejności od tej, która najmniej jej się spodobała. Najbardziej zainteresowało ją jedno z dzieł pani Fitzpatrick. Przebiegła szybko do swojego pokoju, chowając książkę pod poduszkę. Nie zauważyła, aby ktokolwiek z domowników w jakiś sposób interesował się czytaniem, ale jednak wolała, aby to jedno puste miejsce na regale pozostało niezauważone. <br />
Gdy wychodziła ze swojego pokoju wpadła na Jacka. <br />
- Przepraszam, nie zauważyłam cię - uśmiechnęła się niepewnie do niego. <br />
- Jesteś zdenerwowana - wyszeptał, spuszczając głowę. <br />
Lesety chciała ukryć zmieszanie, zaczęła odruchowo przeczesywać ręką włosy. <br />
- Wydaje ci się - skłamała. <br />
Minęła go i skierowała się do salonu. Poszedł za nią. <br />
- Pamiętasz co mi ostatnio powiedziałaś o samookaleczaniu i o moim bracie? <br />
Lesety skinęła potakująco głową. Jack wbił wzrok w podłogę, ręką nerwowo masując szyję.<br />
- Pomogło - lekko się uśmiechnął - dziękuję. Tylko o nic nie pytaj, bo ja... Nie chcę więcej o tym mówić.<br />
- No... dobrze. <br />
Spojrzeli sobie nieśmiało w oczy. Zaczynali się lubić. Ona przy nim czuła się bezpieczniej i swobodniej niż przy Shane'ie. A on miał poczucie, że jest ktoś, kto nim nie gardzi, kto w jakiś sposób choć trochę go rozumie. <br />
- Co robisz? - Spytał spoglądając na książki i zmieniając temat rozmowy. <br />
- Układam je w kolejności od tej, która najmniej mnie interesuje z opisu. Lubię czytać. Siedziałam przez lata w zamknięciu, ale poznałam pewnego przyjaznego wampira, który nauczył mnie podstawowych rzeczy, w tym czytania. <br />
Jack uśmiechnął się smutno, patrząc na książki. <br />
- Wstyd się przyznać, ale ja nie... - Nagle urwał, odwracając wzrok.<br />
- Nie potrafisz czytać, tak? - Dotknęła delikatnie jego ramienia. <br />
Pokiwał twierdząco głową. <br />
- Mam wielkie problemy z koncentracją i też... Wie... Wiele rzeczy jest dla mnie za... za trudnych - zaczął się trochę jąkać. <br />
Każdy nauczyciel jakiego kiedykolwiek miał po kilku godzinach rezygnował. Jack miał naprawdę duże problemy z przyswajaniem wiedzy. <br />
- Myślę, że we dwójkę damy radę, co? - Posłała mu olśniewający uśmiech - nauczę cię czytać. <br />
- Możemy spróbować.<br />
<br />
Will opierał się o jedno z drzew. Znajdował się mniej więcej w środku lasu. Złodziej Krwi uważnie przyglądał się grupie wampirów, które znalazły się niedaleko niego. Nie widzieli go, bo stał ukryty w cieniu, kawałek od nich, poza tym drzewa znajdowały się tam blisko siebie, trudno było cokolwiek zauważyć. W dodatku oni niezbyt interesowali się otoczeniem, mieli głowy zajęte czymś innym. Było ich siedmiu i prowadzili ze sobą jakąś kobietę, śmiertleniczkę. Will poczuł jej zapach. Spodobał mu się. <br />
Jeden z wampirów, rzucił kobietę na ziemię, wylądowała twarzą w śniegu. Gdy próbowała się podnieść inny z nich zaczął kopać ją w plecy. Zaczęła głośno płakać, wręcz ryczeć z bólu. Kolejny z wampirów zaczął zaciskać rękę wokół jej gardła.<br />
- Zapłacisz mi, zdziro! Za wszystko - zaśmiał się okrutnie. <br />
Ściągnął z niej kurtkę, pozostawiając w koszulce z krótkim rękawem, podczas gdy panowała sroga zima. Kobieta zaczęła dygotać. Było jej okropnie zimno. Tamci jednak na to nie zważali. Śmiali się z niej. Chcieli, żeby cierpiała. <br />
Will bezszelestnie przybliżył się do nich. <br />
- Zrobię tak, aby twój ból trwał jak najdłużej - odezwał się ten sam, który mówił wcześniej. <br />
- Podoba mi się ta zabawa, chętnie się przyłączę - rzucił Will, wychodząc przed nich - tylko nie obraźcie się, ale zmienię trochę reguły - zaśmiał się. <br />
Zapanowała cisza. Wampiry patrzyły się po sobie. Byli zaskoczeni czyjąś obecnością w tym miejscu. <br />
- Odpieprz się, szczeniaku! - Warknął jeden z nich. <br />
Will był jeszcze młodym Złodziejem Krwi i to było widać. Wyglądał na około dwadzieścia pięć lat. Dlatego nie zdziwiło go, że tamten nazwał go szczeniakiem. <br />
- Ile mam wam dać czasu na ucieczkę, co? Tylko tak, żebyście sobie nóg po drodze nie połamali. Szkoda by było - parsknął. <br />
- Jesteś jeden, a nas siedmiu - wybuchnęli śmiechem - zajmij się lepiej czymś pożytecznym, młody. <br />
Will przekrzywił lekko głowę, a jego wargi wykrzywił figlrny uśmieszek. Skrzyżował ręce na piersi. <br />
Spojrzał na tego wampira, który rękoma przytrzymywał kobietę. Zmrużył oczy, a tamten zaczął się palić. Ogień zajął całe jego całego. Will przeniósł spojrzenie na kolejnego wampira i uczynił z nim to samo. Krzyki tej dwójki rozniosły się po lesie. Krzyczeli z bólu, wyli. Obaj padli na kolana, nadal płonąc. Od zwykłego ognia by nie umarli, ale ten który był wyzwalany przez wzrok Willa miał nadzwyczajne możliwości. Po kilku minutach na śniegu leżały dwa trupy. W powietrzu unosił się smród spalenizny. Will popatrzył na pozostałą piątkę wampirów i uniósł znacząco brwi, śmiejąc się. <br />
- No tak jak? Wiejecie? - Parsknął.<br />
Popatrzyli na niego zdumieni. Nie minęło dziesięć sekund, a ich już nie było. Will dysponował podobnymi mocami jak Shane, tylko do tej pory oprócz niego samego i jego zastępczych rodziców, nikt o tym nie wiedział. On tak samo jak Horwis mógł wzniecać ogień wzrokiem czy zamrażać samym oddechem. <br />
W lesie pozostał tylko on i kobieta, nad którą przed chwilą się znęcano. Złodziej Krwi zbliżył się do niej. Stanął przed nią i odgarnął jej włosy z oczu. Ona była tak przerażona, że nie była w stanie się ruszyć. Jej oddech stał się niespokojny. Złodziej Krwi podniósł z ziemi jej kurtkę i założył jej na ramiona.<br />
- Pójdziesz za mną! - Spojrzał jej twardo w oczy - należy mi się zapłata za uratowanie ci tyłka. <br />
Kobieta skinęła lekko głową. Nie była w stanie niczego powiedzieć. Ruszył przed siebie, a ona za nim. <br />
- I radzę ci się pospieszyć, bo zamarzniesz - obrócił się do niej z figlarnym uśmieszkiem na twarzy.<br />
<br />
<b>Cześć Wam :) Chciałabym ten rodział zadedykować White And Red Rose i Nessie. Jestem Wam wdzięczna za samo to, że Was mam, za to, że czytacie, że mi pomagacie, za Wasze komentarze i motywację, którą mi w nich dajecie :> Jesteście wspaniełe, dziewczyny. Dziękuję.</b><br />
<b>Bardzo dziękuję.</b><br />
<b><br /></b>
<b>A co do rozdziału to, sama nie wiem, co mam napisać. Na początku nawet mi się podobał. Ale teraz, gdy go czytam, to tak nie do końca jestem zadowolona. A w dodatku od poprzedniego rozdziału czuję, że coś robię nie tak. Coś chyba psuję... </b><br />
<b>Mam mętlik w głowie. Powiedzcie mi prawdę, nawaliłam? Bo już nie wiem czy to tylko moje przeczucie czy naprawdę tak jest. </b><br />
<b>Jeżeli tu jesteś i to czytasz to wiedz, że to bardzo doceniam i dziękuję Ci. </b><br />
<b>Trzymajcie się, kochani. </b><br />
<b><br /></b>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-3441055826750202402017-04-08T11:07:00.003+02:002017-04-28T19:20:33.116+02:00Rozdział 7 Jessica, siostra Thomasa, stała przed Shane'em z rękoma skrzyżowanymi na piersi i spuszczonym wzrokiem. Chciało jej się płakać, ale nie mogła pozwolić sobie przy nim na taką słabość. Udawała, że poprawia sobie włosy.<br />
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że idziesz na zaręczyny ze Scarlett? - Robiła wszystko, aby tylko głos jej się nie załamał. <br />
Horwis przygryzł dolną wargę. Podszedł do dziewczyny i uniósł jej podbródek. <br />
- Miałam nadzieję, że pójdziesz tam ze mną - rzuciła z żalem. <br />
Patrzył jej prosto w oczy, a jej ciężko było wytrzymać taką presję. Za bardzo jej na nim zależało.<br />
- Wiesz dlaczego poprosiłem Scarlett, a nie ciebie? Bo ona i tak ma to gdzieś. A ty... - Odwrócił wzrok.<br />
- Ja co?<br />
Zaczął się kręcić po salonie. Lekko się zgarbił, gdy sprawdzał na termometrze temperaturę za oknem. Był Złodziejem Krwi, nie odczuwał zimna, ale w tamtym momencie wszystko było lepsze od rozmowy z zakochaną w nim dziewczyną. Nawet interesowanie się temperaturą, która na niego nie wpływa. <br />
- Widzę co do mnie czujesz i nie chcę dawać ci nadziei. Dla mnie zawsze pozostaniesz siostrą mojego kumpla. <br />
Odwrócił się od niej, wkładając ręce w kieszenie spodni ze wzrokiem utkwionym za oknem. Jessica czuła napływające do oczu łzy. Nie rozumiała, dlaczego nie ma się wpływu na to, co się czuje do kogoś innego.<br />
- Tylko mi tu nie płacz i daj sobie ze mną spokój - powiedział obojętnie.<br />
- Jesteś podły, wiesz? Mówisz o tym wszystkim zupełnie bez emocji - zaczęła płakać, nie wytrzymała.<br />
Podeszła do parapetu i stanęła przed Shane'em. Czuła się bardzo zraniona, a jego podejście do tego wszystkiego bolało ją jeszcze bardziej. <br />
- Jestem podły, bo wykorzystałem do własnych celów już wiele dziewczyn, które też prawiły mi o uczuciach. Zawsze to zlewałem. Miałem je gdzieś. A jeżeli chodzi o ciebie to przyznaję się, że czasami miałem ubaw z twoich zagrywek, wybacz mi. Ale twoich uczuć, do cholery jasnej, nigdy nie wykorzystałem! Za bardzo cię szanuję, nie widzisz tego? - Przeszywał ją wzrokiem. <br />
Jessica spuściła głowę. Pozwoliła, żeby włosy leciały jej na twarz, chciała się pod nimi schować. Shane był zły na siebie, że doprowadził ją do takiego stanu. Złodziej Krwi złapał dłonie brunetki i nachylił się nad jej uchem.<br />
- Nie płacz już - wyszeptał - kiedyś będziesz szczęśliwa, zobaczysz. <br />
Odgarnął jej włosy z twarzy i uśmiechnął się lekko. Jessica spojrzała na niego. <br />
- Nie do twarzy ci ze łzami - zaśmiał się. <br />
<br />
<br />
Will wraz ze Scarlett znajdowali się na polance, obok miejsca gdzie jeszcze nie dawno młody Złodziej Krwi dokonał zbrodni, zostawiając za sobą dziesięcioro ofiar.<br />
Scarlett była wysoką szatynką o niebieskich oczach. Miała ciemną karnację. Ubrana była w szary płaszczyk, sięgający jej do kolan i długie, ciemne kozaki. <br />
- Wiem, że wybierasz się dzisiaj na zaręczyny wraz z Shane'em Horwisem. <br />
Will zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu. <br />
- Owszem, idę. A czego chcesz ode mnie tym razem? - Scarlett spojrzała badawczo na swego rozmówcę. <br />
- Informacji. Masz cały wieczór. Musisz dowiedzieć się o Horwisie jak najwięcej. A przede wszystkim chcę wiedzieć jaki jest jego słaby punkt. Dasz radę? - zmrużył oczy, uważnie się jej przyglądając.<br />
Szatynka przygryzła dolną wargę, patrząc między drzewa. Wzruszyła lekko ramionami w odpowiedzi na jego pytanie. <br />
- Co będę miała w zamian?<br />
- Dobrze ci zapłacę. <br />
Scarlett skrzyżowała ręce na piersiach. Wpatrywała się intensywnie w jeden punkt, jakby coś analizując. Wiał wiatr, który stawał się coraz mocniejszy i miotał włosami szatynki.<br />
- To nasz przywódca, nie wiem czy chcę działać przeciwko niemu. <br />
Will roześmiał się jej prosto w twarz.<br />
- Zwisa mi to kim on jest. Dorwę go z twoją lub bez twojej pomocy. <br />
Scarlett spojrzała mu twardo w oczy.<br />
- W takim razie chcę dwa razy tyle co poprzednio.<br />
- Jeszcze jakieś rządania? - Will zaśmiał się pogardliwie.<br />
- Mówię poważnie - obnażyła kły. <br />
Odwróciła się na pięcie i nie zdążyła zrobić dwóch kroków, kiedy ręce Złodzieja Krwi złapały ją w pasie. Przyciągnął ją do siebie, w ten sposób, że jej plecy opierały się na jego brzuchu i klatce piesiowej. Odgarnął jej włosy za ucho i nachylił się nad jej twarzą.<br />
- Wydaj mnie, a obiecuję, że będziesz jeszcze błagała mnie o litość - wyszptał jej do ucha - rozumiemy się? <br />
Poczuła jego odedech na szyi. Lekko się wzdrygnęła. <br />
- No jasne. Puść już mnie - rozkazała. <br />
Przez jego bliskość zaczęłą się nieco denerwować, jej oddech stał się niespokojny. <br />
- Czyżbyś miała do mnie słabość? - zaśmiał się pod nosem. <br />
Obrócił ją, tak, aby była przodem do niego. Scarlett przełknęła głośno. Wiedziała, że on miał rację. Ciężko było jej ukryć uczucia.<br />
- Kto jak kto, ale ty? Zawsze byłaś bezwzględna. Nie sądziłem, że potrafisz coś czuć. <br />
Patrzyli sobie w oczy. Czekał, aż coś powie. Ale ona przez cały czas tylko milczała. W końcu ją puścił. Spojrzała na niego po raz ostatni i uciekła. <br />
<br />
Lesety przyglądała się jak Sebastian czyści sobie buty. Ubrał na siebie czarną marynarkę, pod spodem miał białą koszulę. W końcu założył buty. <br />
- Jak myślisz, będzie dobrze? - Stanął przed nią, prezentując się.<br />
- Tak, wyglądasz naprawdę bardzo dobrze - uśmiechnęła się do niego - nie wiedziałam, że też idziesz na zaręczyny. Co Shane na to?<br />
- On jeszcze o tym nie wie.<br />
- Słucham? - Dwudziestolatka wybuchła śmiechem - więc idziesz jako nieproszony gość?<br />
- Od razu nieproszony - powiedział kpiąco - ja muszę tam iść. Beze mnie Horwis nie da sobie rady. Muszę go wesprzeć. A poza tym może poznam tam jakąś piękność. Myślę, że znajdzie się jakieś wolne miejsce. A jeśli nie, to będę czekał w samochodzie. <br />
Lesety spojrzała na niego rozbawiona. <br />
- Słuchaj, Shane nie lubi taki imprez. Więc ja, jako wierny kompan, jestem wręcz zobowiązany, aby tam być. Nigdy nie wiadomo jak takie zaręczyny mogą się potoczyć.<br />
- Oczywiście - powiedziała przez śmiech. <br />
W pokoju Sebastiana pojawił się Horwis. Miał na sobie niebieską koszulę i granatową marynarkę, do tego czarne dżinsy. Lesety, czując respekt, podniosła się z siedzenia. <br />
- Przypilnujesz jej dzisiaj? - Spytał Sebastiana, wskazjując ręką na Lesety - zaraz muszę wyjść. <br />
Oparł się o komodę, bębniąc palcami w jej blat. Chwycił w rękę jedną z drewnianych figurek, które na niej stały i zaczął obracać ją w dłoni. <br />
- Sorry, Shane. Nie mogę. Jadę z tobą.<br />
Horwis uniósł brwi ze zdziwienia. <br />
- Słucham? - Spojrzał na niego zupełnie zdezorientowany. <br />
Sebastaian uśmiechnął się. <br />
- No, ktoś cię musi wspierać. A kto to zrobi lepiej niż ja? No sam powiedz, stary. <br />
Horwis odłożył drewnianą figurkę na swoje miejsce. <br />
- Przecież ty nawet nie zostałeś zaproszony - Shane parsknął śmiechem. <br />
Sebastian wzruszył ramionami, przy okazji poprawiając marynarkę. <br />
- No i co z tego? Jedna osoba w tą czy w tamtą nie zrobi im różnicy - powiedział po czym wyszedł z pokoju, kierując się do wyjścia.<br />
- Niech ci będzie. Musimy jeszcze zajechać po Scarlett.<br />
Sebastian wywrócił oczami. <br />
- Tam będzie mnóstwo dziewczyn. Nie wiem po co chcesz zabierać kolejne drzewo do lasu, ale niech ci będzie. Czekam przy samochodzie - wyszedł na zewnątrz. <br />
Lesety uśmiechnęłą się pod nosem, słysząc słowa wampira. Shane obrócił się w jej stronę. <br />
- W takim razie pójdę po Jacka, żeby cię przypilnował. <br />
- Umiem sama o siebie zadbać - spojrzała na niego nieco niepewnie.<br />
- Nie ufam ci na tyle, aby być pewien, że nie zrobisz żadnego głupstwa.<br />
Zbliżył się do niej, a ona cofnęła się do tyłu. <br />
- Ja tobie też nie ufam - powiedziała stanowczo.<br />
Złodziej Krwi lekko się uśmiechnął. <br />
- Dobrze wiedzieć, że moje serce to nie jedyne co nas łączy - parsknął.<br />
- Widocznie tak - teraz to ona lekko się uśmiechnęła.<br />
- Tylko, żebyśmy się dobrze zrozumieli, żadnych wykroczeń podczas mojej nieobecności! <br />
Popatrzył na nią ostro. Przytaknęła mu ruchem głowy. <br />
<br />
<b><br /></b>
<b>Dzień dobry :) Dawno nic nie napisałam, ale dzisiaj wreszcie udało mi się skończyć ten rozdział. Nie jest zbyt długi, jakiś dobry też nie. Przyznam się, że miałam z nim problem. Ale mniej więcej mi się podoba. Jeżeli ktoś czekał na ten rodział, to przepraszam. Jestem typem kujonka, a za miesiąc matura i dlatego tak to wychodzi czasowo. Dziękuję każdej osobie, co jest tu ze mną <3</b> <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-73799523937734949412017-01-08T01:10:00.002+01:002018-02-21T20:24:15.904+01:00Rozdział 6 W samochodzie Lesety kurczowo trzymała się fotela. Jechała samochodem po raz trzeci w swoim życiu i jeszcze do tego nie przywykła. Ale nie bała się jazdy, tylko jazdy z Shane'm. Horwis był pełen brawury, więc dla zwykłego śmiertelnika jazda z nim za kierownicą, mogła wzbudzać strach. Dziewczyna oparła się na siedzeniu i zamknęła oczy. Nie podobała się jej ta prędkość. <br />
- Jak biegasz to też zamykasz oczy? - zadrwił Shane. <br />
- Nie, bo wtedy nie muszę się modlić, żeby przeżyć. A biorąc pod uwagę jak prowadzisz, to chyba nic innego mi nie pozostało. <br />
Horwis wywrócił oczami i na złość dziewczynie jeszcze bardziej przyspieszył. Lesety przeraziła się, gdy poczuła, że minęli ostry zakręt, jeszcze bardziej zacisnęła powieki.<br />
- Mogłeś mnie uprzedzić, że masz w planie mnie dzisiaj zabić.<br />
- Jakoś zapomniałem - parsknął.<br />
Nagle droga stała się wyboista, ale Shane zwolnił. Dziewczyna powoli otworzyła oczy.<br />
- Po co jedziemy? Miałeś mi powiedzieć. <br />
- Muszę kupić prezent na zaręczyny, a ty mi pomożesz. <br />
- Wiesz, że ja nie mam w tym żadnego doświadczenia - westchnęła. <br />
Shane zmrużył oczy, patrząc na drogę. Wzruszył ramionami.<br />
- Jestem zwolennikiem teorii, że co dwie głowy to nie jedna. <br />
Zapadła cisza. Lesety spoglądała przez szybę na otaczającą ich ciemność. Widziała jak śnieg lekko zaczął prószyć i uśmiechnęła się pod nosem. Cieszyła się z tego, że droga była wyboista, bo Shane musiał jechać wolniej. Blondynka była nieco spokojniejsza z tego powodu. <br />
- Co ze mną dalej będzie? - spojrzała uważnie na Horwisa.<br />
Złodziej Krwi przeczesał ręką włosy. Westchnął głośno. <br />
- Jak na tą chwilę zostajesz u mnie. Nadal nie mam pojęcia co z tobą zrobić. Na pewno nie dam ci wolności - spojrzał na nią znacząco. - Masz w sobie coś co należy do mnie. I nie pozwolę ci z tym czymś odejść - spojrzał jej twardo w oczy. <br />
Lesety odwróciła od niego wzrok. Trzymał ją w niepewności. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Zdawała sobie sprawę, że gdyby nie ten kawałek jego serca, pewnie by nie żyła. Tylko, że z drugiej strony wiedziała, że to daje mu przewagę na nią. Miał ją w garści. Tak po prostu. <br />
<br />
William przekroczył właśnie próg domu Jasona Colsera. Nie mieszkał już tutaj, ale cały czas czuł się w tym miejscu jak u siebie. Wszedł do gabinetu wampira, który go wychowywał, choć nie był jego prawdziwym ojcem. W pomieszczeniu nikogo nie było, więc młody Złodziej Krwi się rozgościł. Rozsiadł się na krzesełku Jasona, popiając wino, które znalazł obok biurka. Gabinet Colsera był bardzo przytulny. Ściany były w ciepłych kolorach, podłoga wyłożona panelami o odcieniu jasnego brązu. W gabinecie znajdował się również kominek, rozpalony w tamtej chwili. Na biurku był rozlany atrament i podarta karta papieru oraz pieczątka należąca do Jasona Colsera. Will wziął ją w rękę i obejrzał z każdej strony. <br />
- Badziewie - zadrwił, wypuszczając pieczątkę z dłoni. <br />
- Ale nie twoje badziewie - powiedział surowo Jason, wchodząc do pomieszczenia - Co u ciebie słychać? <br />
Wraz z nim weszło jeszcze dwóch innych wampirów. Jego sojusznicy.<br />
Will był Złodziejem Krwi, w dodatku bardzo dobrze wyszkolonym na wojownika. Natomiast, ci trzej, co weszli do gabinetu, to wampiry, więc Will wiedział, że choć jest w pojedynkę to ma nad nimi przewagę.<br />
- Mów co dla mnie masz, Colser. Nie mam czasu na pogaduszki - warknął Will.<br />
- Zadanie specjalne, młody - zaśmiał się Jason. <br />
Will zmrużył oczy, przyglądając się swojemu dawnemu opiekunowi. Kiedyś Jason był dla niego jak ojciec. Wychowywał go. Nauczył go wielu rzeczy. Ale od kilku lat zaczął traktować Willa bardzo przedmiotowo. Młody Złodziej Krwi bardzo się zawiódł na wampirze, który był kiedyś dla niego wzorem... Colser stał się dla Willa brutalny. Więc ten stracił cały szacunek jaki miał dla Jasona. Nie traktował go jak wroga, ale nie pozwalał sobą poniewierać. Znał swoją wartość. Wypełniał zadania, które zlecał mu Colser, tylko po to, aby wynagrodzić mu opiekę, gdy był jeszcze dzieckiem i ze względu na żonę Jasona, Elizabeth, która bardzo kochała swojego męża, a Willa traktowała jak prawdziwego syna. Cały czas była dla niego dobra, nigdy nie przestała go kochać. Nawet, gdy Jason przestał. A może po prostu od samego początku tylko udawał, że zależy mu na przybranym synu... <br />
Jason bębnił palcami w blat biurka. Uśmiechnął się złośliwie do Willa.<br />
- Co mam zrobić tym razem? - Warknął już nieco zirytowany Złodziej Krwi. <br />
Will był wysoki i dobrze zbudowany. Był szatynem o brązowych oczach. Miał bujne włosy. Niesforna grzywka zasłaniała mu czoło i lekko opadała na oczy, w których tkwiła determinacja i zdecydowanie. <br />
- Przyprowadzisz mi - Jason spojrzał Willowi w oczy - Shane'a Horwisa. <br />
Złodziej Krwi wypuścił powietrze ze świstem i przeczesał ręką włosy. <br />
- Horwisa? Do czego ci on?<br />
- A to już nie twój interes, młody - zaśmiał się jeden z towarzyszy Colsera. <br />
Will spojrzał na niego ostro. W gabinecie zapanowała cisza. Krępujące milczenie dawało do zrozumienia, że zlecenie Jasona jest ryzykowne, a nawet bardzo ryzykowne. <br />
Jason był już dość starym wampirem, choć jego wygląd na to nie wskazywał. Miał blond włosy, był krótko ostrzyżony. Gdy chodził lekko się garbił, był średniego wzrostu. Miał zieolne, wąskie oczy. Codziennie chodził w innej koszuli i marynarce. Lubował się w eleganckich ubraniach. <br />
- Chcę Horwisa i to moje ostatnie słowo. Nie interesuje mnie jak tego dokonasz - rzucił stanowoczo Colser. <br />
Will wstał i podszedł do okna. Oparł dłonie na parapecie. Następnie wyprostował się, stanął naprzeciwko Jasona. Wbił ręce w kieszenie. <br />
- Najpierw chcę zapłaty za ostatnie zadanie. Zabiłem tych kilka łajz. Ich ciała leżą na polanie w lesie, wiesz gdzie. A ja potrzebuję kasy. <br />
Colser wywrócił oczami, ale wręczył pieniądze Willowi. Ten przeliczył, wrzucając, to co zarobił do kieszeni. <br />
- Dorwij Horwisa - Jason spojrzał na niego znacząco.<br />
Will przytaknął ruchem głowy i ruszył do wyjścia. Gdy złapał za klamkę, zatrzymał go głos Colsera.<br />
- Dla jasności, chcę go żywego! <br />
Złodziej Krwi wywrócił oczami i opuścił swój dawny dom. "Ciekawe, czy właśnie nie wydałem na siebie wyroku śmierci..." - parsnkął w myślach. Doskonale zdawał sobie sprawę z kim będzie miał do czynienia.<br />
W gabinecie Colsera zapanowała cisza. Drugi z towarzyszy Jasona, który do tej pory się nie odzywał, zaczął kręcić głową z dezaprobatą.<br />
- O co ci chodzi, Zack? - Jason zmrużył oczy.<br />
- Wyrządziłeś Willowi wielką krzywdę, wiesz o tym. <br />
Colser zaśmiał się i poklepał Zacka litościwie po ramieniu. Wampir wyszedł wściekły z pomieszczenia. Skierował się na dwór, musiał zapalić papierosa. Nie podobało mu się to, co zrobił i dalej kontynuował Jason. Był wściekły na samego siebie, że wcześniej nie powstrzymał Colsera przed krzywdą jaką wyrządził młodemu Złodziejowi Krwi. "Gdyby tylko Will wiedział kim naprawdę jest" - pomyślał, zaciągając się papierosem. <br />
<br />
Lesety i Shane wyszli już z szóstego sklepu w centrum handlowym. Horwis miał już serdecznie dosyć. Nienawidził chodzić po sklepach. <br />
- Jeżeli tutaj nic nie znajdziemy to zwijamy się. Mam dosyć łażenia w poszukiwaniu bliżej nieokreślonej rzeczy.<br />
- No to co im dasz w prezencie? - Lesety spojrzała na niego zdezorientowanym wzrokiem. <br />
- Jak będzie trzeba to wyrwę drzewo z korzeniami i niech się cieszą. Powiem, że to na przyszłość obfitą w dzieci - rzucił wchodząc do kolejnego sklepu. <br />
Lesety pokręciła głową z dezaprobatą i ruszyła za Horwisem. Oboje zaczęli rozglądać się po pułkach. Znajdowały się tam przeróżnego rodzaju ozdoby świąteczne, małe figurki w kształcie zwierząt, pudełka w różnych rozmiarach i wzorach, a także akcesoria kuchenne, zabawki dla dzieci i trochę odzieży. Był to sklep, w któym było wszystkiego po trochę. <br />
Shane zatrzymał się przy pudełkach. <br />
- Skoro nie mamy prezentu, to wybierzmy chociaż pudełko na niego, lepsze to niż nic. <br />
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do niego i pokręciła głową. Spojrzała na pułkę z pluszowymi misiami. Podeszła bliżej. Shane zrobił to samo. <br />
- Weźmy te dwa wielkie pluszowe misie - wskazała na pluszaki, które wysokością dorównywały Shane'owi i jeden z nich łapą obejmowal drugiego. <br />
Horwis spojrzał na nie nieco scpetycznie. <br />
- Podobają ci się?<br />
- Ten mi się podoba - pokazała palcem na małego szarego misia z okaplniętymi uszkami - ale na zaręczyny te lepiej odpowiadają i też są ładne. <br />
- Niech ci będzie, nie mam siły, ani z tobą polemizować, ani szukać czegoś innego. <br />
Po kilku minutach oboje wrócili do auta. Shane wcisnął na siłę miśki na tylne siedzenie. Nie lubił takich uroczystości. I zapewne odmówił by przybycia, gdyby nie to, że chodziło o Thomasa. Jeszcze nigdy się na nim nie zawiódł i za to go najbardziej cenił. Ale wiedział, że ta ich niezawodność, musi działać w obie strony. <br />
<br />
W domu Shane rzucił się na sofę w salonie. Nienawidził zakupów.<br />
- A tobie co? - spytał Sebastian, wchodząc do pomieszczenia, a za nim Lesety. <br />
- Ma zakupowego kaca, rozumiesz? - parsknęła dziewczyna. <br />
- Chyba jak większość facetów - rzucił Sebastian. <br />
Shane spojrzał na nich i wstał z sofy.<br />
- Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że wyciągnę sztuczne flaki z tych pieprzonych pluszaków. <br />
Lesety zaśmiała się.<br />
- Wiesz, zawsze pozostanie ci opcja z drzewem - parsknęła. <br />
Shane wywrócił oczami, w duchu drwiąc z własnej głupoty. <br />
<br />
<br />
<b>Cześć Wam :) Rozdział chciałabym zadedykować Nessie. Powstał on przy piosenkach od Ciebie :) Jesteś dla mnie wielkim wsparciem, bo wiem, że jesteś :> Dziękuję. </b><br />
<b>Dziękuję również każdemu, kto tu zagląda. Cieszę się, że jest kilku ludzi, z którymi mogę dzielić się swoją pasją. W tym rozdziale Shane jest bardzo łagodny. Tak planowałam. Może z natury jest brutalny, ale nie zawsze :) </b><br />
<b>Trzymajcie się! </b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-6792104233530361402016-11-13T11:38:00.000+01:002017-05-13T13:40:24.605+02:00Rozdział 5<div>
<br /></div>
<div>
Kolejnego dnia, Lesety, została obudzana przez hałas dobiegający z kuchni. Podniosła się z łóżka, zatrzymując przy drzwiach. Położyła rękę na klamce drzwi pokoju i wstrzymała oddech, gdy usłyszała siarczyste przekleństwa z ust Shane'a. Zacisnęła zęby i opuściła swoją klitkę. Po cichu zbliżała się w stronę kuchni. Zatrzymała się przed wejściem, stojąc we framudze drzwi. Shane stał do niej tyłem, opierając ręce na blacie. Lesety widziała jak co chwilę napina i rozluźnia mięśnie, naprzemiennie. Wzdrygnęła się, gdy zobaczyła jak jego place wbijają się w blat, robiąc w nim dołki. Zauważyła mocno widoczne żyły na zewnętrznych częściach jego dłoni. Widziała, że był na coś wściekły. Tylko nie miała pojęcia o co chodzi. <br />
Dwudziestolatka nie była pewna czy się odezwać. Bała się, ale z drugiej strony, chciała wiedzieć co do tego stopnia wyprowadziło Shane'a z równowagi. W końcu się zdecydowała.<br />
- Powiesz mi co się stało? - zapytała bardzo łagodnym głosem.<br />
Mówiła tak cicho, że gdyby Horwis był tylko człowiekiem, pewnie by nie usłyszał.<br />
- I tak nie zrozumiesz - parsknął.<br />
Lesety spuściła głowę, wbijając wzrok w płytki.<br />
- Skąd możesz wiedzieć? - zapytała.<br />
Nagle odwrócił się, patrząc na nią ostrym wzrokiem. Zbliżył się do niej, łapiąc ręką za jej podbródek i unosząc go do góry. Oddech Lesety przyspieszył, przestraszyła się. <br />
- Nie wpieprzaj się w moje sprawy, rozumiesz? - warknął wściekle.<br />
- To ty mnie tutaj sprowadziłeś, więc chciałabym wiedzieć o co chodzi.<br />
Bała się go w tamtej chwili, ale starała się tego nie okazywać.<br />
- Bawisz mnie, wiesz? - Zaśmiał się jej w twarz.<br />
Zacisnęła usta.<br />
- Od zawsze fascynowało mnie to jak interesująco wygląda człowiek, który się czegoś boi. Widok, kiedy strach was zniewala, jest jednym z moich ulubionych - na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmieszek.<br />
"A więc próba ukrycia przerażenia legła w gruzach, świetnie..." Poczuła jego lodowaty oddech na policzku. Czuła jak marznie jej skóra. To nie był zwykły chłód, ale zimno nie do zniesienia. Zaczęła się trząść. Poczuła chłodne krople na policzku. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami i od razu tego pożałowała. Zobaczyła jego cyniczny uśmieszek i rozbawiony wzrok. Jakby cała złość już z niego uleciała, bo mógł się nad nią pastwić. <br />
- Wiesz, że mogę zamrozić cię do cna samym oddechem? - przygryzł kłami wargę. <br />
- I to według ciebie powód do dumy?<br />
- Ty za to nie masz żadnego.<br />
Zapadło milczenie. Oboje patrzyli sobie w oczy. Lesety czuła się jakby ktoś ciągle nacierał jej policzki śniegiem. Czuła oddech Shane'a na twarzy i przeszywający ją chłód.<br />
- Chcesz się nadal nade mną znęcać, czy powiesz mi wreszcie co się takiego stało?<br />
Horwis zmrużył oczy.<br />
- Zapytaj mojego brata - westchnął.<br />
Odsunął się od niej, wychodząc z kuchni.<br />
- Niech sobie robi ze swoją krwią co tylko chce, ja już mam to gdzieś - rzucił jeszcze przed opuszczeniem pomieszczenia.<br />
<br />
Lesety udała się do piwnicy. Chciała porozmawiać z Jackiem, nie mogła zostawić tej sprawy samej sobie. Ona rozumiała go jak mało kto. Nie znała go, ale wiedziała, że Złodziej Krwi potrzebuje pomocy, choć wcale o nią nie prosi. <br />
Poczuła dość niemiły zapach stęchlizny, skrzywiła się, jednak wygląd piwnicy nie odtrącił jej. Sama przebywała przez tyle lat w podobnych warunkach, tylko aż tak nie śmierdziało.<br />
- Mogę? - Zapytała, gdy spostrzegła młodszego Horwisa.<br />
- Czego ode mnie chcesz? - Warknął.<br />
- Pogadać - uśmiechnęła się lekko.<br />
Zacisnęła wargi, gdy spostrzegła kawałek szkła obok jego dłoni i rany na jego przedramionach. I to bardzo głębokie rany. <br />
-Wiesz, że to na nic - wskazała głową na szkło. <br />
- Nie wtrącaj się w to!<br />
Spojrzał na nią surowym wzrokiem. Wiedziała, że najrozsądniej byłoby się teraz z tego wycofać, ale coś z lewej strony klatki piersiowej jej na to nie pozwalało. Nie mogła przejść obojętnie, tak jak przechodzono obok niej. Lesety chwyciła szkło i włożyła je Jackowi do dłoni. Podciągnęła rękawy bluzy, którą miała na sobie, wskazując na swoje przedramiona.<br />
- W takim razie ja też chcę - spojrzała na niego z poważnym wyrazem twarzy.<br />
- Żartujesz sobie - rzucił.<br />
- Nie - popatrzyła na niego z największą odwagą na jaką było ją tylko stać - potnij mnie, skrzywdź mnie tak jak siebie.<br />
Zapadło milczenie. Jack patrzył na nią w oszołomieniu, nie wiedząc, co powiedzieć. W pierwszym momencie pomyślał, że to kiepski żart, ale po chwili zorientował się, że Lesety mówiła poważnie.<br />
- Nie zrobię tego.<br />
Wzięła głęboki wdech.<br />
- Dlaczego? - Spojrzała na niego z ukosa. <br />
- Nie będę krzywdził nikogo oprócz siebie - warknął.<br />
Lesety popatrzyła na niego uważnie.<br />
- A to ciekawe, że tak mówisz, bo w krzywdzeniu swojego brata jakoś nie masz skrupułów. Jesteś jedyną osobą, na której mu zależy i nie widzisz, że zadajesz mu ból, gdy się okaleczasz? On się do tego nie przyzna, ale ja to widzę - spojrzała mu w oczy.<br />
- Ja nie... - zaczął, ale przerwała mu.<br />
- Następnym razem, gdy będziesz to robił, pomyśl, że to jego ciało, a nie twoje.<br />
Zostawiła go samego, aby dać mu czas na przemyślenia. Nie chciała być dla niego taka ostra, ale w przeciwnym razie, nawet by jej nie posłuchał.<br />
<br />
Wieczorem Shane został wezwany przez Franck'a Crasa w pilnej sprawie. Złodzieje Krwi nie zawsze się zgadzali, jak to było na przykład ostatnio, w sprawie ludzi z Dorzani. Jednak lubili się, byli do siebie nawet dość podobni.<br />
Miejsce, do którego prowadził swojego przywódcę znajdowało się kawałek za lasem, na przysypanej śniegiem polanie. Było już ciemno i dość zimno. Dookoła nie było żadnej żywej duszy, poza nimi dwoma.<br />
- To tu - wskazał Franck na dziesięć ciał leżących na ziemi.<br />
Shane spojrzał z niesmakiem na rozszarpane ciała. Śnieg był brudny od krwi. Nad polaną unosił się smród, ale nie przeszkadzał on przybyłej dwójce. Byli przyzwyczajeni do tego zapachu. Horwis przyglądał się twarzom zamordowanych. Niektórych poznawał. Kroczył między nimi, jakby oceniając poniesione straty.<br />
- Zdajesz sobie sprawę kto za tym stoi? - Franck uważnie mu się przyglądał.<br />
Horwis wyciągnął paczkę marlboro. Zapalił papierosa.<br />
- Tak, wiem - powiedział Shane, wypuszczając dym z ust.<br />
Oparł się o jedno z kilku drzew, rosnących na polanie.<br />
- On był jeden, a naszych dziesięciu. Zabił dziesięciu! - Warknął Franck przez zaciśnięte zęby.<br />
Shane zmrużył oczy ponownie przyglądając się polanie.<br />
- Trzeba go w końcu złapać! I ty mi w tym pomożesz, Cras - Shane spojrzał znacząco na Złodzieja Krwi.<br />
- Bardzo chętnie - na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech.<br />
Horwis podał swojemu towarzyszowi papierosa, aby ten też mógł się zaciągnąć.<br />
- Oceniając jego ostatnie występki, musi być już naprawdę silny - stwierdził Franck.<br />
Shane uniósł jedną brew do góry i uśmiechnął się drwiąco.<br />
- Może i jest, ale już ja poskromię jego zapał do zabijania. Niech go tylko dorwę w swoje ręce.<br />
Oboje wsiedli do samochodu, Horwis za kierownicą, Cras na miejscu pasażera. Wracali przez las. Jednak nawet w największych ciemnościach ich wzrok nie zawodził, więc Shane nie miał żadnych problemów z prowadzeniem auta w warunkach dość trudnych dla zwykłych śmiertelników.<br />
- Pamiętasz o zaręczynach? - Franck spojrzał na swojego przywódcę.<br />
Shane zmrużył oczy, zaciskając ręce na kierownicy.<br />
- Jakich zaręczynach?<br />
- Thomas'a i Hope, zapomniałeś stary?<br />
Horwis wypuścił ze świstem powietrze z ust.<br />
- Kur... zapomniałem - walnął dłońmi o kierownicę.<br />
- Niedobrze stary, Thomas będzie tobą zawiedziony - parsknął Franck.<br />
- Myślisz, że tego nie wiem? - Rzucił wściekle Shane.<br />
Nastała chwila milczenia. Horwis był wściekły, że zapomniał o zaręczynach swojego przyjaciela. "Byłem u niego wczoraj, czemu mi nic nie przypomniał? Bo o takich rzeczach się pamięta, durniu jeden!" Zaczął wyzywać się w myślach.<br />
- Masz chociaż prezent? - Cras spojrzał na niego kątem oka.<br />
- Nie. Nie mam nic - znów wypuścił powietrze ze świstem.<br />
- To się pospiesz. Nie chciał bym być teraz w twojej skórze.<br />
Shane zatrzymał się pod domem Crasa, znajdującym się niedaleko lasu. Odjechał wściekły na siebie za własną nieuwagę. Wiedział, że nie może następnego dnia zawieść Thomasa...<br />
Przed rezydencją wypalił jeszcze dwa papierosy i dopiero wszedł do środka. Najpierw sytuacja z jego bratem, potem morderstwo na polanie, i jeszcze te zaręczyny, o których zapomniał. Swoją drogą te dziesięć ciał jakoś specjalnie na niego nie wpłynęło. Miał tylko problem z tym, że wiedział dobrze kto za tym stoi, i że ten ktoś zabijał Złodziei Krwi, czyli tych, którym Shane dowodził. Horwis nie mógł sobie pozwolić na kolejne straty w swoich poddanych. Zwłaszcza, że osoba, która za tym stała, zrobiła to nie pierwszy raz. W kuchni zastał Sebastiana, krojącego surowe mięso. Minął go, podchodząc do lodówki. Wyciągnął z niej butelkę napełnioną świeżą krwi. Opróżnił całą w zaledwie kilka sekund. Uspokoił się.<br />
- Masz może ochotę coś jeszcze przekąsić? - Sebastian wskazał na smażące się mięso.<br />
- Nie, dzięki stary - wyszedł z kuchni.<br />
Usłyszał szmery w salonie. Oparł się w pomieszczeniu plecami o ścianę, obserwując Lesety, przeglądającą książki na regale. Na jego widok opuściła jedną z nich na ziemię. Natychmiast się nachyliła, podnosząc książkę i odkładając ją na swoje miejsce.<br />
- Masz pięć minut i widzę cię w moim aucie - rozkazał.<br />
Lesety spojrzała na niego zdezorientowana.<br />
- Po co?<br />
- Nie zadawaj zbędnych pytań, opowiem ci w drodze - rzucił tonem, nieliczącym się ze sprzeciwem.<br />
- Chcę wiedzieć co zamierzasz! - Powiedziała ostro.<br />
Podszedł do niej, stając przed nią z rękoma skrzyżowanymi na piersi.<br />
- Już ci mówiłem, bawisz mnie - spojrzał na nią z drwiącym uśmiechem.<br />
Zostawił ją, idąc do auta.<br />
- Pięć minut! - Powtórzył odchodząc.<br />
<br />
<br />
<b>Dzień dobry :) Po trochę długim czasie... Myślałam, że tydzień temu uda mi się napisać dalszą część tego rozdziału, ale niestety nie wypaliło. Dziś wreszcie mi się udało. Wiem, że późno, ale cóż... Wiecie jak jest. Dziękuję tym, którzy tu ze mną są i mają do mnie cierpliwość :) </b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br /></div>
heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-40682659290658732812016-08-27T23:42:00.001+02:002016-08-27T23:43:34.694+02:00Rozdział 4<div>
<br /></div>
<div>
Lesety wróciła do swojego pokoju. Miała mętlik w głowie i łzy w oczach. Chciało jej się płakać. Czuła się poniżona przez Shane'a. Przez całe jej życie wampiry traktowały ją jak ścierwo, więc z jednej strony, przywykła do takiego zachowania. Ale z drugiej strony już nie wytrzymywała. Chciała choć raz poczuć się coś warta, potrzebna. Wszystkie negatywne emocje w niej siedziały, nie miała komu o nich powiedzieć. Cały ciężar obelg, poniżeń i zadawanego cierpienia musiała znosić sama. Nie miała nikogo z kim mogłaby się podzielić swoimi myślami. Czuła się przez to bardzo samotna. </div>
<div>
Usiadła na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Po jej policzkach popłynęło kilka łez, ale zaraz je otarła. Próbowała uspokoić myśli. W gruncie rzeczy wiedziała, że Horwis miał rację w wielu sprawach, ale nie musiał tego w ten sposób okazywać, jej kosztem. Westchnęła ciężko. Zastanawiała się, czemu choć raz, to ona nie może decydować o swoim życiu. Cały czas ktoś to robił za nią, a jej coraz mniej się to podobało...<br />
Spojrzała za okno. Wszędzie było biało, w jej oczach widok był naprawdę fantastyczny. Śnieg był dla niej przepiękny. Marzyła o tym, żeby wyjść na dwór. Wiedziała, że będzie musiała poprosić o to Shane'a, ale zdawała sobie sprawę, że to co widziała za oknem jest tego warte.<br />
Przymknęła powieki. Postanowiła skupić się na pozytywnych emocjach, aby poczuć się lepiej. "Lesety" - pomyślała. "Mam na imię Lesety, wreszcie ktoś nadał mi imię." Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Spodobało jej się to imię. Nie miała pojęcia skąd Shane je wziął, ale było piękne, przynajmniej według niej.<br />
<br />
Shane rozparł się wygodnie na sofie, w salonie Thomasa. Założył jedną nogę na drugą, opierając stopę na kolanie. Jego rozmówca zajął miejsce po jego przeciwnej stronie, za stolikiem, który ich rozdzielał.<br />
- I co zamierzasz z nią zrobić? - Spojrzał badawczo na Shane'a.<br />
Horwis zmrużył oczy, skupiając wzrok na regale z książkami w lewym rogu salonu.<br />
- Jeszcze nie wiem. Na tą chwilę zostaje u mnie - rzucił.<br />
- Na co ci ona? - Spojrzał sceptycznie na swojego przywódcę.<br />
- Ma w sobie kawałek mojego serca, które pompuje jej krew, wampir który żywi się tą krwią, zyskuje moją siłę, moją energię, nie rozumiesz tego? - Warknął wściekle Horwis. <br />
- To mogłeś inaczej jakoś to załatwić - spojrzał znacząco na Shane'a.<br />
Do pokoju weszła siostra Thomasa, Jessica. Wysoka brunetka z wielkimi szarymi oczami. Miała długie, perfekcyjnie wyprostowane włosy. Czerwona szminka na ustach i wydłużone rzęsy dodawały jej atrakcyjności, choć i tak była piękna. Miała na sobie czarne, idealnie dopasowane dżinsy, oddające jej świetną figurę i biały sweterek.<br />
Usiadła obok brata, zakładając nogę na nogę. Spojrzała zalotnie na Shane'a. Tamten to zauważył i uśmiechnął się drwiąco. Wiedział dobrze, że dziewczyna jest nim zainteresowana, ale nic sobie z tego nie robił. A nawet go to bawiło. <br />
- To co w końcu z nią zrobisz? - Thomas spojrzał na Shane'a,<br />
- Nie wiem, jak na ten moment, będę miał na nią oko - zachichotał.<br />
- Jasne.<br />
- Nie miałabym nic przeciwko, gdybyś na mnie również miał oko - Jessica uśmiechnęła się znacząco do Shane'a. <br />
Złodziej Krwi spojrzał na nią z dezaprobatą. Kobieta zmieszała się. Nie wiedziała już jak ma do niego dotrzeć. Przywódca bardzo jej się podobał i nie ukrywała tego. Ale on zawsze ją odtrącał. Choć była naprawdę bardzo ładna, nie czuła się pewnie w swojej skórze. Powodem tego był zawsze on. Jessica robiła wszystko, byle tylko na nią spojrzał, porozmawiał z nią, spędził z nią trochę czasu. Ale wszystko było na nic. Więc brunetka zaczęła wykorzystywać każdą okazję, gdy Shane pojawił się w ich domu, by go zobaczyć, by zamienić z nim chociaż dwa słowa.<br />
Gdy Złodziej Krwi wychodził z ich domu, nachylił się jeszcze nad uchem siostry Thomasa.<br />
- Odpuść Jess, bo nudzą mnie już twoje zaloty - wyszeptał.<br />
Uśmiechnął się do niej z drwiną i wyszedł. Kobieta poczuła ucisk w sercu. Kolejny raz nie dał jej szansy... Kolejny raz ją skrzywdził...<br />
<br />
Dwudziestolatka postanowiła wykorzystać sytuację, że Shane'a nie ma w domu. Poprosiła służącą o coś ciepłego do narzucenia na siebie, aby wyjść na dwór. Wampirzyca nie zainteresowała się wyjściem dziewczyny. Była jej zupełnie obojętna. Lesety dostała od niej o wiele za dużą na siebie kurtkę z powycieranymi rękawami, ale była ciepła i to się liczyło. Powoli wyszła z budynku. Uśmiechnęła się na dźwięk przyjemnie skrzypiącego śniegu pod jej nogami. Było okropnie zimno, nawet mimo kurtki, którą na sobie miała. Jednak starała się o tym nie myśleć. Przechadzała się po alejce między tujami, która prowadziła do rezydencji. Nachyliła się, aby wziąć do ręki garść śniegu. Poczuła jak ręka jej marznie, a biały puch zamienia się w wodę. Mimo zimna uśmiechnęła się na ten widok.<br />
Nagle usłyszała dziwne szuranie, gdzieś za tujami. Przeszła między nimi i ujrzała niewielką postać, odgarniającą śnieg. Przełknęła ślinę, gdy zorientowała się, że to Jack. Złodziej krwi powoli odwrócił się w jej stronę. Lesety spojrzała mu w oczy. W jego spojrzeniu zobaczyła tyle smutku, tyle bólu... Poczuła wielką gulę w gardle. Nie wiedziała jak ma się zachować. Po chwili zastanowienia wzięła głęboki oddech i podeszła bliżej Złodzieja Krwi.<br />
- Cześć - szepnęła nieśmiało.<br />
Nie uzyskała odpowiedzi.<br />
- Słuchaj, ja... - Przerwała, zastanawiając się, co dokładnie chce mu powiedzieć. - Nie chcę ci się narzucać, ale póki co mieszkamy razem. Może - przełknęła ślinę - się jakoś dogadamy?<br />
Spojrzała na niego pytająco, a ta chwila, w której czekała na odpowiedź z ust Jacka, wydawała jej się co najmniej godziną.<br />
- Ja - wyszeptał Złodziej Krwi - nie chcę z nikim rozmawiać - jego głos brzmiał łagodnie i mimo, że nie takiej odpowiedzi się spodziewała, to uśmiechnęła się do niego.<br />
- Nie wierzę w to - wyszeptała - każdy człowiek, wampir, czy nawet Złodziej Krwi potrzebuje czasami rozmowy. Wiem, co mówię, bo przez ostatnie lata, tylko jeden wampir ze mną rozmawiał i to zaledwie od czasu do czasu - spuściła wzrok.<br />
Jack zaczął się jej uważnie przyglądać.<br />
- Widzisz jak ja wyglądam? Nie odpycha cię to? - spojrzał jej w oczy.<br />
- A widzisz jak jak wyglądam? Mogę ci pokazać siniaki na moim ciele, spuchnięte ramiona, pogryzioną szyję i nogi. Spójrz na moje obrzydliwe uszy... A to oko? Niedługo nic nie będę na nie widzieć.<br />
Zapadła cisza. Patrzyli sobie w oczy. Oboje skrzywdzeni przez los, oboje w ciałach, których się brzydzili, oboje cierpiący...<br />
Nagle ciszę przerwał warkot auta. Na śniegu pojawiły się smugi światła. Jack i Lesety dostrzegli Shane'a, wysiadającego z samochodu. Horwis podszedł do nich z zaintrygowanym wyrazem twarzy.<br />
- A wy co? Umówiliście się na pogaduchy na śniegu? - parsknął.<br />
Dwudziestolatka spojrzała nerwowo na Jacka, nie wiedząc co odpowiedzieć. Wiedziała, że nie poprosiła Shane'a o zgodę na wyjście na dwór, ale go akurat nie było. A ona po prostu wykorzystała sytuację.<br />
- Właściwie ja to odgarniałem śnieg - rzucił Jack i powrócił do swojego zajęcia.<br />
Robił to bardzo powoli ze względu na swoje problemy z poruszaniem się. Lesety utkwiła w nim wzrok.<br />
- Czy ty nie miałaś czasem robić wszystkiego za moją wiedzą? - Shane uniósł znacząco brwi, świdrując dziewczynę wzrokiem. <br />
- Nie było cię - wymamrotała cicho.<br />
- A to nie wiesz, że należałoby poczekać na mój powrót? Nie rób ze mnie idioty, dobrze wiem, że bałaś się zapytać.<br />
Spojrzał na nią wzrokiem ostrym jak sztylet. Nic się nie odezwała. Chwycił ją za rękę, ciągnąc w stronę drzwi wejściowych. Dziewczyna szarpała się z nim.<br />
- Bawią mnie te twoje wygłupy - spojrzał na nią z drwiną.<br />
- Ja - spojrzała mu w oczy - chciałabym jeszcze trochę pobyć na dworze. Proszę.<br />
Złodziej Krwi westchnął ciężko, wywracając oczami.<br />
- Idziemy do domu, koniec zabawy, Lesety - wepchnął ją do środka.<br />
Jednak nie zdążył zamknąć drzwi, gdy usłyszał krzyk. Stanął we framudze, wypatrując biegnącej w jego stronę postaci.<br />
- Horwis! Zaczekaj!<br />
Shane uniósł wymownie brwi, gdy uświadomił sobie z kim ma do czynienia. Lesety spojrzała na Złodzieja Krwi pytającym wzrokiem, lecz tamten nic nie odpowiedział.<br />
- Wspomóż kolegę w potrzebie - wyrzucił z siebie nowo przybyły.<br />
Cała trójka stała w przedsionku. Dziewczyna spoglądała najpierw na Horwisa, a następnie na nieznajomego.<br />
- Poznajcie się, to mój nowy nabytek, Lesety - wskazał głową na dziewczynę - a to pewien bardzo specyficzny wampir, Sebastian.<br />
Wyciągnęli ku sobie dłonie, ściskając je. Przyglądali się sobie na wzajem, oboje nie rozumiejąc kim dokładnie jest ten drugi.<br />
Sebastian był bardzo przystojny, co nie zdziwiło dwudziestolatki, w końcu to wampir, może nie Złodziej Krwi, ale istota nadnaturalna. Miał czarne włosy, a grzywka lekko przysłaniała mu czoło. Miał ciemne oczy i spojrzenie jakby zdesperowanego, albo tak się przynajmniej wydawało Lesety. Był odrobinę niższy od Shane'a, ale nie gorzej zbudowany niż Złodziej Krwi.<br />
- Można wiedzieć co tu robisz? - Shane spojrzał na niego nieco poirytowany.<br />
Lubił Sebastiana, jednak nie miał ochoty na żadnych nieproszonych gości. Problem leżał również w tym, że znał wampira już od dawna i wiedział, że należy on do dość specyficznych osób.<br />
- Ta... - Wampir nerwowo pogładził się po szyi.<br />
Westchnął, patrząc na Shane'a.<br />
- Bo widzisz, stary, zostałem tak jakby wyrzucony przez moją panią za drzwi - wywrócił oczami.<br />
- Co to znaczy tak jakby? I dlaczego to zrobiła?<br />
Sebastian przełknął głośno ślinę.<br />
- Możliwe, że uświadomiła sobie, że nie jestem jej księciem na białym koniu, a jest nim fagas z sąsiedztwa, który ponoć zrobił jej bachora i tak oto zostałem z ręką w nocniku i ciosem w sercu - powiedział na wydechu, niczym z kasety.<br />
Lesety nie potrafiła ukryć rozbawienia. Może i nie wypadało, ale chciało jej się śmiać. Tylko nie wiedziała czy z tego co powiedział Sebastian, czy może ze sposobu w jaki to zrobił.<br />
Shane uniósł znacząco brwi.<br />
- Nie mam dachu nad głową, więc... - Wampir zaczął zataczać stopą kółka na podłodze.<br />
- A co ja jestem jakiś tani nocleg, czy jak? - Shane parsknął śmiechem.<br />
Lesety była coraz bardziej rozbawiona ich rozmową. Do tej pory poznała u Alexa tylko jednego przyjemnego wampira, cała reszta to dla niej bezlitosne istoty. A tu taki okaz jak Sebastian. Bardziej przypominał jej zagubionego chłopca, niż kogoś, kto może zabić człowieka w co najmniej kilka sekund.<br />
- Błagam cię, Shane! Jak ty mi nie pomożesz to będę niczym bezpański kundel - westchnął.<br />
Horwis wywrócił oczami.<br />
- Nie wierzę, że to mówię, ale niech ci będzie.<br />
Lesety obserwowała ich z boku.<br />
- Ale radzę ci mnie nie irytować, choć w twoim przypadku to chyba niemożliwe, więc przynajmniej do pewnego stopnia mnie nie denerwuj.<br />
- Nawet mnie nie zauważysz.<br />
Sebastian uśmiechnął się od ucha do ucha, szczęśliwy z takiego obrotu spraw.<br />
- A więc schronisko dla zwierząt uważam za otwarte - parsknął Shane.<br />
<br />
<b>Cześć :) Rozdział jaki jest, taki jest. Chciałam, żeby był taki "lekki". Myślałam już wcześniej, żeby wprowadzić postać Sebastiana, ale nie potrafiłam umieścić dobrze tej sceny. </b><br />
<b>Chciałabym w tym miejscu jeszcze raz bardzo podziękować Nessie, której zawdzięczam, szablon tego bloga :) Bez Ciebie nadal byłoby tu "goło i wesoło". Więc dziękuję raz jeszcze, Nesso ^^</b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br /></div>
heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-46763618359917982582016-08-07T20:46:00.001+02:002017-06-17T11:40:06.422+02:00Rozdział 3 Następnego dnia dziewczyna czuła się zupełnie skołowana. Bała się ponownego spotkania w rezydencji z Jackiem, a tym bardziej z Shane'em. Nie miała pojęcia jak ma się zachowywać w ich towarzystwie. Shane odbierał jej całą pewność siebie, choć i tak za wiele jej nie posiadała. Natomiast Jack budził w niej współczucie i dezorientację. Czuła się przy nim także skrępowana z tego powodu, że się do niej nie odezwał nawet słowem. A przecież wiedziała przynajmniej w pewnym stopniu jak się czuł ten pokopany przez los chłopak. On miał zniekształcone ciało, ale ona również wstydziła się wielu rzeczy, które zrobiły jej tamte wampiry : jej poszarpane uszy, zmrużone oko, którego nie mogła do końca otworzyć, spuchnięte ramiona...<br />
Kręciła się w swojej klitce, chodząc w tą i z powrotem. Czuła, że musi w końcu stamtąd wyjść.Tyle lat była w zamknięciu, chciała teraz zasmakować czegoś innego, chciała poczuć się choć w małym stopniu wolna. Bo wiedziała, że Shane nie pozwoli zaznać jej pełnego znaczenia słowa : wolność. Wyraźnie to jej wczoraj powiedział.<br />
W końcu opuściła swoją klitkę. Po cichu przemieszczała się po domu. Zmierzała do kuchni. Chciała się napić czegoś ciepłego. Marzyła o herbacie, którą piła zaledwie kilka razy w życiu. I tęskniła za jej smakiem, ciepłem, zapachem.<br />
Weszła do kuchni, która na szczęście była pusta. Wzięła głęboki oddech na uspokojenie i ruszyła w stronę czajnika. Już po chwili miała w ręku kubek gorącej herbaty. Uśmiechnęła się czując jej smak. Usiadła do stołu, zaciskając ręce na ciepłym kubku. Usłyszała szmer. Podniosła głowę. Zobaczyła go. Stał oparty o framugę drzwi, uważnie się jej przyglądając. Na jego przystojnej twarzy gościł figlarny uśmiech.<br />
- Dzień dobry? - wyszeptała zza kubka.<br />
Shane uniósł znacząco brwi.<br />
- O tym czy dobry jeszcze się przekonamy - mruknął. <br />
- Zawsze jesteś taki sceptyczny?<br />
- Nie. Tylko wtedy, gdy w moim domu pałęta się jakaś wywłoka śmiertelnych.<br />
Wzięła kolejny łyk herbaty.<br />
- Przywykłam już do kąśliwych uwag na temat mojego wyglądu. - Spuściła wzrok.<br />
Zmrużył oczy. Obnażył kły, aby wzbudzić jej respekt. Ale nie potrzebował tego, dziewczyna i tak czuła się nikim w jego obecności. <br />
Wstała od stołu, odkładając pusty już kubek do zlewu. Odwróciła się i wpadła na niego. Nawet nie usłyszała, jak w nadludzkim tempie znalazł się tuż za nią. Utknęła pomiędzy nim a zlewem. Przyciskał swoimi nogami jej biodra. Poczuła jego lodowaty oddech. Położył ręce po obu stronach jej talii, kładąc dłonie na zlewie. Przekrzywił głowę w bok, patrząc na nią z rozbawieniem. Dziewczyna czuła się nieswojo. Dotknął palcami powieki jej przymrużonego oka. Próbował ją podnieść do góry. Skrzywiła się z bólu.<br />
- To ich dzieło? - świdrował ją wzrokiem.<br />
Pokiwała twierdząco głową. <br />
- I tylko tyle zrobili? - Zakpił. - Jakoś wyżej ich ceniłem.<br />
- Dla ciebie to tylko tyle, ale dla mnie to ból i upokorzenie - wyszeptała.<br />
Zacisnął pięści.<br />
- To lepiej spójrz na Jacka, mojego brata i wtedy pogadamy sobie o bólu i upokorzeniu - wycedził przez zaciśnięte zęby. <br />
- Sam powiedziałeś, że wyglądam jak wywłoka - spojrzała mu w oczy.<br />
Zesztywniał.<br />
- Owszem, ale widziałem o wiele gorsze przypadki.<br />
Przysunął wargi do jej szyi. Poczuł jej zapach. Wzdrygnęła się z zimna. Jego oddech był dla niej nie do wytrzymania. Odsunęła głowę w drugą stronę, ale ten położył dłoń na jej policzku, przyciągając jej twarz do siebie. Podniósł głowę znad jej szyi i spojrzał jej twardo w oczy. To spojrzenie mówiło wszystko. Pokazywało władzę Złodzieja Krwi, jego przewagę nad innymi, jego pewność siebie, a przede wszystkim jego charyzmę. Obnażył kły, przejeżdżając językiem po ich ostrych końcach. Dziewczyna wzdrygnęła się.<br />
- Jak często z ciebie pił?<br />
Cały czas intensywnie patrzył jej w oczy. Musiał mieć pewność, że go nie okłamie.<br />
- Co dwa dni, regularnie od pół roku - powiedziała cicho.<br />
- A wcześniej?<br />
- Bywało różnie... - spuściła głowę, gdy wracały wspomnienia.<br />
Złodziej Krwi pokiwał twierdząco głową, jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili zniknął, zostawiając ją samą w kuchni. Westchnęła głośno i wróciła do swojej klitki.<br />
<br />
W salonie, na końcu rezydencji, trwała narada, oczywiście pod przewodnictwem Shane'a.<br />
- Gdybyśmy zawarli pakt z tymi ludźmi obeszło by się bez zgrzytów - odezwał się Franck.<br />
Mowa była o sytuacji w Dorzani, miejscu, którym przejęli Złodzieje Krwi i ochrzcili je tą nazwą.<br />
Shane roześmiał się z charakterystyczną dla niego pogardą na słowa Francka.<br />
Cała gromada zebranych spojrzała na niego pytająco. Horwis podszedł do komody, nalewając sobie wshiskey z etykietą Jacka Danielsa. Objął wzrokiem zgromadzonych, wypijając szklankę do dna.<br />
- Nie chcę z nimi żadnych paktów - warknął, rzucając złowrogie spojrzenie Franckowi.<br />
- Ci ludzie dotrzymaliby umowy! Nie są tak głupi, jak ci się wydaje! - Spojrzał na swojego przywódcę.<br />
- Ty naprawdę w to wierzysz? - Shane wybuchł śmiechem.<br />
Zapadła cisza.<br />
- Ludzie są impulsywni, naiwni, uczuciowi, do wszystkiego podchodzą zbyt emocjonalnie - parsknął Horwis.<br />
- Z tamtymi dałoby się dogadać - upierał się Franck.<br />
- Nie, kurwa! Nie! - Shane rzucił z całej siły szklankę na ziemię, pozwalając na to, aby szkło roztrzaskało się o podłogę - Ludzie najpierw podejmują decyzję, a później nie chcą ponosić za nie konsekwencji.<br />
Do salonu wbiegła służąca. Spojrzała zdezorientowana na zebranych, po czym zabrała się za sprzątanie szkła z podłogi. Gdy skończyła i chciała opuścić pomieszczenie, zatrzymał ją głos Shane'a.<br />
- Przyprowadź do nas tą wywłokę, którą wczoraj tu sprowadziłem - rzucił jej rozkaz.<br />
Kobieta pokiwała twierdząco głową i poszła posłusznie po dziewczynę.<br />
W salonie zapanowała całkowita cisza. Zgromadzeni tam patrzyli jeden na drugiego. Każdy z nich wyglądał niesamowicie. Mieli przenikliwe spojrzenia, idealnie zbudowane ciała, fascynujące rysy twarzy. Ich wyglądowi, jak to leżało w naturze istot nadnaturalnych, nie dało się nic zarzucić, wręcz przeciwnie. Byli szybsi od zwykłych wampirów, ich ruchy były bardziej zwinne i pewne. A przed ich zmysłami nic nie dało się ukryć.<br />
W salonie zjawiła się dwudziestolatka. Stanęła przed całą zgrają, nie wiedząc gdzie podziać wzrok. Czuła się skrępowana. Wszyscy się w nią wpatrywali.<br />
- Skoro mi nie wierzycie - Shane znów spojrzał znacząco na Francka - to teraz zademonstruję wam ludzką głupotę - uśmiechnął się szyderczo tym razem do dwudziestolatki.<br />
Podszedł do niej, łapiąc mocno za nadgarstek i ciągnąc w swoją stronę. Zabolało ją. Chciała się wyrwać, więc pociągnęła ręką z całej siły w swoją stronę. Horwis zacieśnił uścisk na nadgarstku, wykręcając w powietrzu jej dłoń. Dziewczyna skrzywiła się z bólu i jeszcze bardziej próbowała się mu wyrwać.<br />
- A nie mówiłem? - Shane puścił jej dłoń.<br />
Spojrzał pewnym siebie wzrokiem po zgromadzonych Złodziejach Krwi.<br />
- Próbuje się wyrwać, choć i tak wie, że nie da rady. W jednej trzeciej mojego palca mam więcej siły niż ona w całym swym ciele. Czy to nie szczyt głupoty? - roześmiał się. <br />
Dziewczyna spojrzała na niego smutnie, z wyrzutem. Ale on nic sobie z tego nie zrobił. Kontynuował to co zaczął.<br />
- Gdym się na ciebie rzucił, co byś zrobiła? - zerknął na nią.<br />
Cisza.<br />
- Pewnie próbowałabym gdzieś uciec - spojrzała na niego niepewnie.<br />
- Przed Złodziejem Krwi? - Prychnął - powodzenia.<br />
- A gdybym krzywdził kogoś z twoich bliskich?<br />
- Zrobiłabym wszystko, żeby mu pomóc.<br />
Uniósł znacząco brwi.<br />
- I wierzysz w to, że dałabyś radę? Myślisz, że zdziałałabyś cokolwiek?<br />
- Nie wiem - zamrugała - ale wiary nigdy nie należy tracić, czasami tylko ona wypełnia nasze puste kieszenie... - Westchnęła. <br />
- I macie kolejny przejaw ludzkiej naiwności... Wiara w coś, co nigdy nie nadejdzie. Niesamowite - zażartował.<br />
Spuściła wzrok.<br />
- A gdybym - zbliżył się do niej - próbował cię uwieść... Pewnie byś nie protestowała. Uległabyś mojej pięknej gadce szmatce, sztucznemu uśmieszkowi i przenikliwemu spojrzeniu.<br />
Złapał ją za dłonie, przyciągając do siebie.<br />
- Mam rację? - spojrzał jej w oczy.<br />
- Być może. Jeśli ktoś dobrze udaje, tamten drugi jest bezbronny - spojrzała na niego, ale w tamtej chwili jej wzrok był inny, patrzyła na niego ze złością za to co powiedział.<br />
Czuła się bezbronna wobec niego. Jego słowa bolały, ale z drugiej strony... wiedziała, że może mieć rację, a to bolało jeszcze bardziej.<br />
W pomieszczeniu wybuchł śmiech. Cała zgraja dobrze się bawiła kosztem śmiertelniczki.<br />
- Skoro więc przekonałem was do swojej racji, żadnego paktu nie będzie i to moje ostatnie słowo w tej sprawie - powiedział to groźnym głosem, innym niż mówił przed chwilą do dziewczyny.<br />
Towarzystwo ucichło i pokiwało twierdząco głowami, na znak, że zgadzają się ze swoim przywódcą.<br />
- W takim razie już was tu nie ma - warknął Horwis. <br />
I wszyscy się rozeszli, opuszczając rezydencję Shane'a.<br />
W salonie pozostał tylko on i dziewczyna, która patrząc na niego zaciskała pięści. Panowała zupełna cisza. Ona trwała nieruchomo, on się jej przyglądał. Spojrzała na niego nieswojo.<br />
- Co się tak dziwnie na mnie patrzysz? - warknął.<br />
Roześmiał się.<br />
- A no tak... jesteś wściekła za to, że cię upokorzyłem, ale i tak czujesz wobec mnie pewien respekt. Moje słowa cię zabolały, choć wiesz, że miałem rację. Wydaje ci się, że takie zachowanie z mojej strony to szczyt okrucieństwa i chce ci się płakać, prawda?<br />
Zbliżył się do niej. Wycofała się pod komodę.<br />
- To rozkoszne... wystarczy, że na ciebie spojrzę i wiem o co chodzi, nie muszę nawet czytać w twoich myślach - uśmiechnął się przewrotnie - choć o to kiedyś może się pokuszę.<br />
- Mogę już iść do pokoju? - zapytała dość niepewnie.<br />
- Możesz - westchnął.<br />
Gdy miała już wyjść z salonu zatrzymał ją jego rozbawiony głos.<br />
- Miłej samotności, Lesety.<br />
Odwróciła się w jego stronę.<br />
- Słucham? Lesety?<br />
- Tak dałem ci na imię. Nie podoba się?<br />
Uśmiechnął się do niej znacząco. <br />
- Może być... Skąd takie imię?<br />
- Kiedyś się przekonasz.<br />
<br />
<b>Dzień dobry ;) Dziękuję Wam za to, że ze mną jesteście : Nesso, Sight i Eunice Farro ;) Moje kochane wampirki! ^^</b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-32116712758860847252016-07-31T23:11:00.001+02:002018-07-15T16:05:48.993+02:00Rozdział 2 Shane zabrał dziewczynę ze sobą do swojej rezydencji. Czuła, że dzieje się z nią coś dziwnego. Nie potrafiła mu się przeciwstawić. Czuła tak ogromny respekt do Horwis'a, że nie mogła odezwać się słowem. Nie znała go, jednak... już sam jego widok powodował, że człowiek wił się pod jego wzrokiem.<br />
Złodziej Krwi zamknął ją w swoim pokoju, nakazując jej na niego czekać. Blondynka stała nieruchomo naprzeciwko okna. Czuła jak szybko wali jej serce, a oddech z każdą minutą staje się coraz bardziej niespokojny. Po jej lewej stronie stało wielkie łóżko z aksamitną pościelą. Panele pod jej stopami lśniły, były wypolerowane na połysk, jakby nie służyły do chodzenia po nich. Jak widać, ktoś bardzo mocno zabiegał, aby Shane Horwis miał pokój doprowadzony do czystości, której nie można postawić żadnych zarzutów. Z prawej strony stał mahoniowy stolik, nad którym wisiał najnowszy telewizor plazmowy. Żyrandol, który dziewczyna miała nad sobą, musiał kosztować majątek. Za oknem robiło się już ciemno. Nadchodził mroźny, grudniowy wieczór. Dziewczyna skupiła wzrok na śniegu znajdującym się na parapecie po zewnętrznej stronie okna. Nigdy w życiu nie dotknęła go ręką. I bardzo chciała się dowiedzieć jakie to uczucie. Całe dwadzieścia lat spędziła pod zamknięciem, marzyła, aby wyjść na dwór, aby w lato poczuć ciepło słońca na skórze, a w jesień robić bukiety z kolorowych liści.<br />
Shane wrócił do pokoju. Nastolatka poczuła ścisk w żołądku. Złodziej Krwi stanął przed nią, opierając się plecami o parapet. Zapalił papierosa, którego dym leciał prosto w twarz dwudziestolatki. Skrzywiła się. Zaczęła kaszleć z niesmakiem. <br />
- Nie rozumiesz o co w tym wszystkim chodzi, prawda? - Przekrzywił lekko głowę, uważnie się jej przyglądając.<br />
Pokręciła przecząco głową. Shane wypuścił z ust dym, mrużąc oczy. Jego wzrok sprawiał, że czuła się nieswojo. Zgasił papierosa wciskając go w parapet. Złodziej Krwi stanął za nią. Położył ręce na jej ramionach, przysuwając dziewczynę do siebie. Poczuła wielki chłód. Jego dłonie były strasznie zimne. Oparł podbródek o jej szyję. Dwudziestolatka poczuła zimno i to o wiele gorsze niż jego ręce. Był to jego oddech, którym mógł zamrozić dziewczynę do szpiku kości.<br />
- Zimno, prawda? - wyszeptał jej do ucha.<br />
Dwudziestolatka spojrzała na niego niepewnie. Horwis skrzyżował ręce na piersi. Zmierzył dziewczynę wzrokiem. <br />
- Chcesz poznać całą historię? - popatrzył na nią badawczo. Blondynka poczuła się niepewnie i skrzywiła się.<br />
- Chyba nie mam wyboru. <br />
- No to zacznijmy od początku.<br />
Shane opowiedział jej kim jest, jak się dzielą istoty nadnaturalne na wampiry i Złodziei Krwi.<br />
- Dwadzieścia lat temu ktoś wyciął kawałek mojego serca. Jego bardzo małą cząstkę. Byłem pod wpływem pewnej substancji, to nie był dla mnie normalny czas... nie miałem pojęcia o niczym. Gdy doszedłem do siebie po tym wszystkim, szukałem sprawcy, musiałem wiedzieć kto mnie wprowadził w stan jakiejś apatii... czy czegoś w tym stylu, a potem ukradł kawałek mojego serca. Jednak okazało to się trudniejsze niż myślałem, nie znalazłem sprawcy. Odpuściłem. Ale teraz już wszystko rozumiem.<br />
- Co... co rozumiesz? - dziewczyna spojrzała na niego trochę skrępowana.<br />
Czuła względem niego ogromny respekt. Shane popatrzył na nią surowo.<br />
- To w tobie jest ten kawałek mojego serca. Alex to zrobił! Pijąc z ciebie krew, dostarczał sobie energii, która była dostępna tylko dla mnie. Używał mojej siły. Ty nie masz w sobie takiego serca jak wszyscy. Masz je malutkie, bo to tylko to, co wycieli ode mnie.<br />
- Więc jakim cudem żyję? - Zmarszczyła brwi.<br />
- Moje serce ma nadludzkie możliwości i wielką siłę, nie jest potrzebne w całości, by dawało życie.<br />
Zapadło milczenie. Dwudziestolatka skupiła wzrok na poruszanej przez wiatr firance. Zacisnęła powieki. <br />
- Co zamierzasz ? - Zapytała z obawą. <br />
- Teraz zostaniesz tutaj, a ja zastanowię się, co z tobą zrobić. Nie robisz nic bez uzgodnienia tego że mną, zrozumiałaś? <br />
Pokiwała twierdząco głową wbijając wzrok w podłogę. <br />
- W sumie to ciekawi mnie skąd ten sukinsyn Alex cię wziął. I co zrobił z twoim własnym sercem. - Shane zaprowadził dziewczynę do małego pomieszczenia, które miało służyć jej za pokój. W porównaniu z sypialnią Złodzieja Krwi, była to klitka. Jednak dwudziestolatce to nie przeszkadzało. Przywykła do naprawdę niekorzystnych warunków i dlatego potrafiła docenić to co dał jej Shane.<br />
Usiadła na łóżku, zaciskając usta. Miała w głowie mętlik. Ta historia, którą usłyszała od przywódcy Złodziejów Krwi była... abstrakcyjna, wręcz... niewiarygodna. Ale ona wiedziała, że w tym świecie wszystko było możliwe. Próbowała sobie wszystko ułożyć w głowie, poskładać do kupy. "Łatwo się mówi" - westchnęła. Nie pojmowała tej historii, jej prawdziwości... a jednak! Zamiast swojego serca miała kawałek cudzego, ale dlaczego tak się stało? Nie rozumiała tego. Co z jej rodzicami? Wpajano jej, że nie żyją, ale czy to była prawda? I w tamtym momencie chciałaby o niczym nie myśleć, aby ktoś wywalił jej to wszystko z głowy.<br />
Wieczorem została przez kucharkę zawołana na kolację. Udała się do salonu według wytyczonych wskazówek. Znalazła się w ogromnym pomieszczeniu o ścianach w kolorze jasnego fioletu. Na środku stał wielki, prostokątny stół, a przy nim drewniane krzesełka. Seledynowy obrus zastawiony był pustymi dwoma talerzami i półmiskiem. Blondynkę to zaciekawiło, kim był ten trzeci, albo ta trzecia? Kucharka nalała dziewczynie na talerz gorącego rosołu. Kobieta spojrzała ostro na dwudziestolatkę, zastanawiając się, co ta młoda robi w rezydencji jej przywódcy. Wróciła się do kuchni, po czym zapełniła kolejne dwa talerze smażonym mięsem.<br />
Shane zjawił się w salonie, przyglądając się dziewczynie. Jadła bardzo szybko i zachłannie.<br />
- Głodzili cię? - zmrużył oczy.<br />
Pokiwała twierdząco głową, nieśmiało na niego patrząc. Zdawał sobie sprawę, że jego pytanie było zbędne. Blondynka była bardzo chuda, za chuda... Brakowało jej kobiecych kształtów, za którymi mężczyźni się oglądali. Piersi miała bardzo małe, jeżeli w ogóle tak można było o nich powiedzieć... A o nogach szkoda gadać. Shane przez chwilę się zastanawiał jak ta dziwna istota może utrzymywać się na tych dwóch patykach...<br />
Zniknął na chwilę za rogiem. Dziewczyna spojrzała zawiedzionym wzrokiem na pusty już półmisek. Nadal była głodna. Jednak Shane się tego domyślił. Kazał kucharce dać jej jeszcze jedną porcję rosołu.<br />
Po chwili pojawił się znowu. Usiadł naprzeciwko niej i wziął się za jedzenie. Dziewczyna przypatrywała się jego kłom i nadgarstkom, które działały bardzo zwinnie. Patrzyła na bardzo widoczne żyły na jego dłoniach, na wytatuowane przedramiona.<br />
Dwudziestolatka zauważyła postać zbliżającą się do stołu. Spojrzała zdezorientowana na Jack'a, którego ciało było bardzo zniekształcone. Przypatrywała się jego źle zbudowanym kończynom, jego łysinie, szramom na twarzy, oku które było zamknięte. Widziała jak ciężko mu się poruszać, jakie ma problemy z każdym kolejnym krokiem. Dziewczyna nie patrzyła na niego z obrzydzeniem, do którego się przyzwyczaił, wręcz przeciwnie. Spojrzała na niego z wyrozumieniem, ze współczuciem, ale również z dezorientacją, bo nie miała pojęcia kim on jest i co robi wśród tak doskonałych istot... <br />
Shane zauważył jej reakcję, więc odwrócił się do brata. Lecz, gdy tamten tylko podszedł do stołu i zauważył obcą mu osobę od razu się odwrócił i wycofał z pokoju.<br />
- Jack, chodź tu! - warknął Shane przez zaciśnięte zęby.<br />
Cisza. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.<br />
- Jack! - wrzasnął po raz drugi.<br />
Znowu cisza. Shane zaciskał pięści.<br />
- Nie wkurwiaj mnie i chodź tu! Ona cię nie zje!<br />
Jack wychylił się zza rogu. Powoli zbliżał się ponownie w stronę stołu. Usiadł obok brata, spuszczając głowę, aby nie widziała jego twarzy. Wpatrywał się w talerz, nie ośmielił się wziąć choćby kęsa do ust.<br />
- Będziesz jadł, czy mam cię karmić? - Horwis spojrzał na niego surowo.<br />
- Ja... Ja ty... tylko - urwał.<br />
- Jestem twoim ojcem, że mam cię wychowywać, czy jak?<br />
Shane wstał wściekły. Już tyle razy musiał oswajać swojego brata z nowym otoczeniem, nowymi osobami, że nie miał już na to siły. Wiedział, że dla Jack'a to musi być ciężkie, zdawał sobie z tego sprawę, ale... nie dawał już rady, tracił cierpliwość.<br />
Trzasnął krzesłem, a ręką niechcący zwalił talerz na podłogę. Szkło rozprysło się.<br />
- Kurwa! - wyszedł z salonu.<br />
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Dwudziestolatka mieszała łyżką w swoim rosole, a tamten nadal siedział ze zwieszoną głową, milcząc.<br />
- On tak zawsze ma? - spytała.<br />
Cisza. Jack nawet na nią nie spojrzał. Wstał od stołu i swoimi powolnymi krokami opuścił salon. Dziewczyna westchnęła głośno.<br />
"Świetnie! Znowu wpadłam w bagno..."<br />
<br />
<b>Cześć ;) Jest drugi rozdział, dopiero po miesiącu, ale to przez to, że długo nie było mnie w domu. Dziękuję Nessie, Vicky13 i Sight za komentarze ;D </b><br />
<b><br /></b>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-80031577356914689632016-06-28T21:07:00.002+02:002019-02-05T01:09:31.069+01:00Rozdział 1 Siła. Potęga. Mrok. Bezduszność. Tylko te cztery rzeczy liczyły się w życiu Shane'a Horwis'a. Takie właśnie było jego serce : silne, potężne, mroczne i bezduszne. Jego poddani uginali się pod wzrokiem swojego przywódcy, padali na ziemie na jeden jego gest. Najsilniejszego z najsilniejszych. Ale nie mogli liczyć na szacunek ze strony przywódcy, tylko na drwiący uśmiech, wyrażający pogardę względem nich.<br />
Shane posiadał rezydencję z dala od zgiełku i chaosu. Wyglądał jak zwykły dwudziestoletni chłopak. Wysoki, dobrze zbudowany, jego przedramiona ozdabiały dawno wykonane tatuaże. Miał bujne włosy w kolorze ciemnego brązu, sięgające do karku. Jednak daleko odbiegał od normy. Na jego dłoniach widniały paznokcie przypominające szpony, a jego kły były dłuższe i ostrzejsze niż u normalnych ludzi. Był on wampirem, ale nie tylko. Był kimś więcej. Żywił się ludzką krwią, poruszał się w błyskawicznym tempie, miał nadludzką siłę, ale oprócz tego posiadał zdolności większe niż zwykły wampir. Jego wzrok potrafił spalić każdego żywcem na kilka gram popiołu. Mógł samym oddechem kogoś zamrozić, sprawić, że każda tkanka w organizmie stanie się maluteńkim odłamkiem góry lodowej. Mógł w każdej chwili rozłożyć na plecach swoje czarne, ogromne skrzydła. Takich jak on nazywano Złodziejami Krwi. On był najsilniejszym z nich. Dlatego był ich przywódcą. Do jego poddanych należały również zwykłe wampiry. Jednak nie miały one takich praw jak Złodzieje Krwi.<br />
Shane przyglądał się uważnie, siedzącemu naprzeciwko niemu Alex'owi, oparł się wygodnie na siedzeniu, mrużąc oczy. Biła od niego pewność siebie, jakiej nie mógł podsiadać żaden inny Złodziej Krwi, a tym bardziej zwykły wampir, jakim był Alex. Shane czuł, że coś jest nie tak. Potrafił wyczuć od, siedzącego przed nim wampira, większą siłę niż zazwyczaj. Aż za dużą! Za dużą jak na zwykłego wampira i to nie podobało się Horwis'owi. Nie mógł pozwolić na to, by Alex był tak silny. Musiał coś z tym zrobić. Shane próbował wykryć źródło siły Alex'a, jednak nie potrafił go zlokalizować. Irytowało go to, jednak musiał się opanować, nie mógł pozwolić, by wampir odkrył jego zamiary.<br />
Do Alex'a podeszły dwie dziewczyny w dość skąpych strojach, eksponujących ich największe atuty. Jedna z nich podała literatkę z krwią wampirowi, a druga Shane'owi. Wampirzyca zakłopotała się, widząc surowe spojrzenie na przystojnej twarzy swojego przywódcy. Przygryzła dolną wargę, nie mogąc poradzić sobie z poczuciem zauroczenia, które do niego czuła już od dawna. Zresztą nie tylko ona... <br />
- Zawsze są posłuszne - powiedział Alex, zakręcając na palcu jeden z blond loków dziewczyny, a jego usta wykrzywił figlarny uśmiech.<br />
Shane popatrzył na niego z drwiną, tak charakterystyczną, że Alex nie miał pojęcia jak ma się zachować. Dziewczyny z lekkim zakłopotaniem wyszły z salonu.<br />
Alex był dość starym wampirem przy kości. Ubierał się jak biznesmen, a jego czarne włosy, ułożone elegancko przez żel, dodawały mu surowego wyglądu. Miał dwóch synów i córkę i co najmniej kilka kochanek. Był chciwym wampirem, egoistą. Nie znosił Shane'a, gardził nim, jednak nie potrafił powiedzieć tego na głos, zbyt bardzo bał się Horwis'a. Znał jego moc i jak każdy inny wampir obawiał się jej.<br />
- A jak się mają sprawy w Dorzanii? - wypalił Alex, by przerwać niezręczną ciszę.<br />
Shane przekrzywił lekko głowę, nadal próbując odgadnąć dlaczego wyczuwa aż tyle siły ze strony Alex'a.<br />
- Nie jest źle - rzucił zniechęcająco Shane, biorąc literatkę do ust.<br />
Przez kilka minut słychać było tylko przyspieszony oddech Alex'a, spowodowany jego zdenerwowaniem. W pewnej chwili rozległ się zgrzyt łańcuchów, dobiegający z dołu. Krzyk zaczął roznosić się po pomieszczeniu.<br />
- Wypuście mnie sukinsyny! - był to kobiecy głos - cholera jasna!<br />
Shane uniósł pytająco brew, patrząc na Alex'a. Wampir jeszcze bardziej się zdenerwował. Do sali wbiegł jeden z synów Alex'a. Podbiegł do swojego ojca, szepcząc mu coś na ucho. Shane przyglądał się im badawczo. Jednak jego słuch jak zawsze go nie zawiódł. "Nie możemy sobie z nią poradzić" - po usłyszeniu tych słów Shane zastanawiał się o kogo może chodzić. O jaką "nią"?<br />
- To jedna z naszych niewolnic - zaczął nerwowo Alex - ostatnio cały czas się buntują - wybuchnął sztucznym śmiechem.<br />
Shane dobrze wiedział, że coś jest nie tak. Alex i jego rodzina coś ukrywali przed resztą. Horwis musiał się dowiedzieć o co chodzi. Postanowił jednak przybrać bardziej rygorystyczne środki niż zwykłe zdemaskowanie tajemnicy Alex'a.<br />
Opuścił posiadłość wampirów, rozważając napięcie panujące w ich domu oraz zdenerwowanie samego Alex'a. Nic w ich zachowaniu nie podobało się Shane'owi. Horwis miał już w głowie pewien plan, aby wydobyć z wampira prawdę o źródle jego mocy oraz o rzekomym buncie niewolników. <br />
W jego rezydencji było zupełnie cicho. Mogłoby się wydawać, że przywódca Złodziei Krwi mieszka sam, jednak... Ktoś jeszcze oddychał tym samym powietrzem co on...<br />
Shane chwycił sztylet, leżący na stole, przecinając sobie skórę na przedramieniu. Upuścił pół szklanki krwi. Chwycił naczynie w rękę, schodząc schodami w dół, do piwnicy.<br />
Paliło się tam niewyraźne światło od żarówki wiszącej w pomieszczeniu. Ciemnie ściany ozdobione były pajęczynami, po których krążyli ich właściciele. W piwnicy było zimno i nieprzyjemnie. Shane skrzywił się, jak zawsze, gdy poczuł odrzucający smród stęchlizny.<br />
Złodziej Krwi stanął wprost przed skuloną pod ścianą postacią. Tamten podniósł wzrok, patrząc na brata z respektem.<br />
- Dzisiaj też? - Shane spojrzał na niego ostro.<br />
Jego brat podniósł się, ledwo stojąc na własnych nogach. Pokazał Horwis'owi blizny na dłoniach i twarzy. Niektóre z nich jeszcze świeże, oblepione krwią, zabrudzone.<br />
- Nic na to nie poradzę.<br />
- Sam sobie to zrobiłeś!<br />
Jack, brat Shane'a, spuśćił wzrok. Wiedział, że Złodziej Krwi miał rację. Znowu sam się okaleczył. Kolejny raz...<br />
Jack nie potrafił sobie ze sobą poradzić. Uważał, że urodził się gorszy od innych. A uważał tak, bo inni tak mu mówili. Bo wpoili mu to. Przetransfuzjowali do krwi. Jack także należał do Złodziei Krwi. Jednak był zupełnie inny niż oni. Urodził się ze szramami na twarzy. Nie widział na jedno oko. Miał nienaturalne kształty rąk i nóg. Zniekształcone dłonie, palce bez paznokci. Miał ciemne włosy, które bardzo szybko mu wypadały. Nie potrafił myśleć tak jak inni, miał ogromne problemy z koncentracją. Nie potrafił pisać ani czytać. Nikomu nie chciało się tyle czasu mu poświęcać. Wszyscy nim gardzili. Pomiatali. Nienawidzili takich jak on. Dlatego Jack miał tylko Shane'a. Starszy brat ukrywał go przed innymi. Gdy wśród Złodziei Krwi rodzili się tacy jak Jack, tamci chcieli ich od razu zlikwidować. Nie chcieli pozwolić na to, by wśród nich, istot tak doskonałych, żyli "oni"... "Oni" czyli ci nazywani przez Złodziei Krwi gorszymi, ci na których nie mogli patrzeć, bo byli uważani za paskudy. Rzadko się tacy rodzili wśród nadnaturalnych. Shane trzymał Jack'a w piwnicy, aby tamten nie był wyśmiewany i wytykany palcami, aby go już nikt nie gnębił. Był tylko jeden problem, Jack nie znienawidził tych, którzy go nękali... znienawidził przez nich samego siebie, a Shane zdawał sobie z tego sprawę.<br />
Chwycił jego rękę, wylewając swoją krew ze szklanki na dłoń i wcierając ją w rany brata.<br />
- Piecze - Jack skrzywił się.<br />
- Ale pomoże - rzucił ostro Shane.<br />
Bracia mieli tą samą krew. Wśród Złodziei Krwi w ten sposób leczono rany. Była to kolejna nadnaturalna cecha, którą posiadali.<br />
<br />
Po niedługim czasie od interwencji Horwisa w sprawie brata, Thomas, przyjaciel Shane'a siedział razem z nim w salonie.<br />
- Czyli co? Wpadamy do Alex'a, urządzamy rozróbę i spadamy? - spojrzał poważnie na swojego przywódcę.<br />
- Jeszcze trzeba będzie przycisnąć Alex'a. On nic nie powie o źródle swojej siły, ani o tym rzekomym buncie, jeśli go do tego nie zmusimy. A coś tam jest nie tak, jestem tego pewien - Shane zmrużył oczy, obmyślając swój plan.<br />
Na jego twarzy pojawił się niebezpieczny uśmiech.<br />
<br />
<br />
Dźwięk brzęczących łańcuchów stawał się nie do zniesienia. Przynajmniej dla strażników. Zakuta żelastwem dziewczyna nie dawała za wygraną. Przebywając w celi miała tyle czasu, że ciągłe ruszanie łańcuchów, które miała przyczepione do kajdan stanowiło dla niej tylko pewną formę rozrywki. Rozrywki, gdyż mogła denerwować tych, którzy ją tam przetrzymywali. Nienawidziła ich każdą cząstką siebie i pokazywała im to na każdym kroku. A zwłaszcza w tym momencie. Alex upuścił z niej kolejny baniak krwi.<br />
- Bierz to! - krzyknął, rzucając ciecz do wampira, stojącego za nim.<br />
Alex zabandażował dziewczynie nogę, z której przed chwilą leciała krew.<br />
Była blondynką o średnim wzroście. Jej brązowe oczy wyrażały chęć do dalszej walki o własną wolność, walki o siebie.<br />
Znajdowała się w największej celi jaką Alex posiadał. Na rękach miała kajdany, przykute do łańcuchów. Jej cela oprócz szarości posiadała piec kaflowy. Nie chciano, żeby dziewczyna zamarzła. Choć była to czysta hipokryzja, zważając na to jak ją tam traktowano.<br />
Nastolatka objęła rękoma kolana, przyciągając nogi do siebie i opierając głowę o zimną ścianę. Ciężko oddychała. Spojrzała na niego znienawidzonym wzrokiem. <br />
- Powinnaś być mi wdzięczna za to, że świat nie musi oglądać takiej brzydoty i ohydztwa jak ty. Oszczędziłem ci wstydu.<br />
Strażnicy jak i wszystkie wampiry wybuchły śmiechem. Dziewczyna wiedziała o co im chodzi. O te poszarpane uszy przez ich ręce, jedno zmrużone oko, którego nie mogła otworzyć do końca, także z ich winy, spuchnięte ramiona od kłów Alexa. Torturowali ją, bili, gryźli, kopali.<br />
- Sukinsyny! - warknęła.<br />
- Doigrałaś się! - zaśmiał się pod nosem.<br />
Objął dłonią jej szyję, unosząc ją w powietrze i dociskając do ściany. Podduszał ją. Blondynce zaczęło brakować tchu. Zaczęła się wiercić, wymachiwać nogami. Rękoma próbowała uwolnić się z uścisku Alex'a. Jednak wszystko na nic. Otworzyła szerzej usta, aby złapać oddech. Wampir zniweczył jej plan, wkładając dziewczynie do ust swoją pięść. <br />
- A ja cię miałem za mądrzejszego - w celi zjawił się Thomas.<br />
Alex spojrzał na niego osłupiały. Nie widząc co ma zrobić wypuścił nastolatkę z rąk. Ta osunęła się na ziemię, próbując złapać oddech.<br />
- Co ty tu robisz? - wampir spojrzał na Thomas'a zdezorientowany - Czego chcesz?<br />
- Ja? - Thomas parsknął śmiechem - powinieneś raczej o to zapytać Shane'a Horwisa.<br />
Nie minęła minuta, a w celi pojawił się przywódca Złodziei Krwi.<br />
- Ty naprawdę myślałeś że uwierzę w twoje bajeczki? - Shane wybuchnął śmiechem.<br />
Stanął naprzeciwko Alex'a zakładając ręce na piersi. Spojrzał mu przenikliwie w oczy, zagłębiając się w umysł wampira - w jego myśli, wspomnienia, marzenia... Jednak z tego wszystkiego interesowała go tylko jedna rzecz, a mianowicie źródło siły Alex'a. Co sprawiło, że wampir poczuł się tak pewny w swojej skórze, że stawał się tak silny... I nareszcie Shane znalazł w umyśle Alex'a to czego szukał. Złodziej Krwi obnażył kły. <br />
- Wiesz co z nim zrobić - spojrzał znacząco na Thomasa.<br />
Tamten pokiwał głową i wyprowadził Alex'a z celi, gdzie został już tylko Shane i... niedawno podduszana przez Alex'a dziewczyna. Nastolatka podniosła się na równe nogi. Widząc przeszywający ją na wylot wzrok Shane'a, cofnęła się o krok.W jednej chwili straciła całą pewność siebie jaką do tej pory posiadała. Nie rozumiała co się dzieje. Poczuła się bezsilna. Nie wiedziała zupełnie co ma robić. Spojrzała na niego nieufnie. Jeszcze nie znała prawdy... Na rękach nadal miała kajdany, doczepione do łańcuchów, więc niewiele mogła zrobić. Bała się. Poczuła ścisk w żołądku i gulę w gardle. Złodziej Krwi zbliżył się do niej. Ta postawiła kolejny krok w tył.<br />
- To ty byłaś źródłem jego siły - Shane zaśmiał się pod nosem - wreszcie wszystko rozumiem.<br />
Dwudziestolatka spojrzała na niego zakłopotana. Shane w pewnym momencie stanął tak blisko niej, że dziewczyna mogła poczuć jego lodowaty oddech. <br />
- Jak masz na imię? - cały czas patrzył jej w oczy. <br />
- Nie mam imienia, jestem tu nikim - spuściła wzrok.<br />
<br />
<b>Hej, jestem heaven ;) I tym opowiadaniem próbuję moich sił w pisaniu. Jeżeli to przeczytasz, skomentuj, proszę. Tym samym zrobisz dla mnie bardzo wiele :D Dziękuję.</b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-8465838160465081239.post-19532045244619576712016-02-14T15:13:00.000+01:002016-07-03T09:54:31.538+02:00Opis opowiadania. Historia tej dziewczyny to droga przez mrok, po którym powinien pojawić się świt. Dwudziestolatka musi sobie poradzić ze wszystkim, co przyniesie jej życie. Jednak nic nie jest proste, gdy jest się uwikłanym w niezdrową relację z istotą nadnaturalną, tak samo piękną jak i niebezpieczną. Dziewczyna przemierzy drogę pełną mroku, niebezpiecznej namiętności, ohydnych szyderstw, podnoszenia z dna nie tylko siebie, ale także obcego serca.<br />
W dodatku pojawią się uczucia, być może zbyt ciężkie, zbyt bolesne, zbyt niepotrzebne... <br />
<div>
Czy wystarczy jej siły, by wytrzymać z kimś o tak lodowatym sercu, że może zamrozić każdą kropelkę szczęścia? Być może dziewczyna zamarznie przy samym oddechu chłopaka... Albo spali się pod jego wzrokiem... </div>
Pytanie brzmi : Czy przeznaczenie przyniesie świt, nawet po najciemniejszej nocy... <br />
<br />
<div>
<br />
<br /></div>
heavenhttp://www.blogger.com/profile/05197364146443059262noreply@blogger.com0