Była już późna noc. Lesety jednak jeszcze nie spała. Czytała książkę, którą zabrała do swojego pokoju. Akcja pochłonęła ją do tego stopnia, że nie mogła się oderwać i nie zważała już na to, że nastała noc.
Po nauce czytania, Jack, zostawił ją samą i wrócił do siebie. Czas, który razem spędzili był przyjemny dla obojga. Coraz lepiej się rozumieli, choć Jack nadal był bardzo zamknięty w sobie.
Nagle usłyszała hałas za oknem. Spojrzała się w tamtą stronę, ale nie zauważyła nic niepokojącego. Zlekceważyła to. Wróciła do czytania. Po chwili ktoś uderzył kilka razy pięścią w okno. Lesety natychmiast podniosła się z łóżka, chowając książkę pod poduszkę. Podeszła bliżej parapetu. Popatrzyła na zewnątrz, ale nikogo nie widziała. Po chwili znowu rozległo się głośne walenie pięścią. Tylko, że tym razem wyraźnie widziała czyjąś dłoń. Serce zaczęło bić jej o wiele za szybko. Okno było uchylone, więc bez problemu usłyszała szyderczy głos jej dręczyciela.
- Jak się czujesz, moja kochana blondyneczko? Pamiętasz mnie?
Lesety coraz ciężej było złapać oddech. Znała ten głos... Znała aż za dobrze. Brzuch ją zaczął boleć ze zdenerwowania. Zobaczyła twarz za oknem i poczuła słabość w nogach, gdy uświadomiła sobie, że się nie pomyliła. Usłyszała śmiech. "To on..." Wybiegła z pokoju i skierowała się do kuchni. "Nie wrócę tam!" Była przerażona.
Will posadził przyprowadzoną kobietę przy stole w kuchni. Dowiedział się od niej, że ma na imię Lucy i z przymusu była kochanką jednego z wampirów, którego Will zabił w lesie.
- To dlaczego oni chcieli cię zabić? - Usiadł po drugiej stronie stołu, patrząc na nią spod przymrużonych powiek.
- Bo powiedziałam jego żonie prawdę. O tym, że ją zdradza i to nie tylko ze mną.
Kobieta spuściła głowę. Wspomnienia do niej wracały. Przypominały jej się te wszystkie noce, kiedy tamten wampir nie dawał jej spokoju, kiedy zmuszał ją do robienia rzeczy, których nie chciała. Pragnęła zapomnieć o tym...
- A musiałam powiedzieć jej prawdę, bo ona na to zasługiwała. Nie mogłam już wytrzymać tego wszystkiego.
Po jej policzkach spłynęło parę łez, ale zaraz je wytarła. Will odgarnął włosy, które opadały mu na czoło, aby lepiej się przyjrzeć Lucy. Była średniego wzrostu szatynką. Włosy sięgały jej lekko za ramiona. Miała duże, czarne oczy.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia - szepnęła.
Will stanął przed nią, podnosząc dłonią jej głowę do góry. Patrzył jej prosto w oczy.
- Zostaniesz moją służącą. Będziesz wypełnia moje polecenia w ramach rekompensaty za uratowanie życia, rozumiesz?
Lucy pokiwała twierdząco głową. Na twarzy Willa pojawił się chytry uśmieszek.
- Ja muszę wyjść, a ty zrób mi coś do jedzenia, w przeciwnym razie - spojrzał na nią znacząco - sama się nim staniesz.
Złodziej Krwi wyszedł z domu. Podobał mu się zapach Lucy. Myślał o smaku jej krwi, która z pewnością by mu posmakowała. "Zawsze mogę jej spróbować" - zachichotał w myślach.
Horwis właśnie wychodził z auta. Już miał wejść do swojej rezydencji, gdy zauważył przed wejściem Francka Crasa.
- Dowiedziałem się czegoś ciekawego o naszym ulubionym wrogu, czyli Willu - Franck uśmiechnął się szyderczo.
- Co wiesz? - Shane popatrzył na niego badawczo.
- Znasz małżeństwo Colser?
- Mówisz o Elizabeth i Jasonie. Tak, znam. To rodzice Willa.
Franck zaśmiał się pod nosem.
- Właściwie to nie do końca - skrzyżował ręce na piersi - dowiedziałem się, że to nie są jego prawdziwi rodzice. On jest ich przybranym bachorem.
Franck i Shane pojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- A to ciekawe - Shane zmrużył oczy, analizując to czego się dowiedział - jakoś nigdy nie chwalili się tą informacją.
- Postaram się dowiedzieć o co w tym chodzi. Ale jest jeszcze coś - Franck westchnął - twoja znajoma Scarlett dość często widuje się z Willem.
Shane zaśmiał się głośno. "Wiedziałem, że z niej niezłe ziółko" - pomyślał.
- Zajmę się tym - rzucił Horwis - dobrze się spisałeś, stary.
Pożegnali się i Shane wszedł do środka. "Muszę się dowiedzieć co Scarlett ma wspólnego z Willem. Chyba jej nie doceniłem."
Horwis spostrzegł światło w kuchni, wiec udał się tam. Zobaczył Lesety, siedzącą pod ścianą, skuloną, z nogami dociśniętymi do tułowia. Oparła głowę na kolanach i miała zamknięte oczy. Otworzyła je w chwili, gdy usłyszała, że ktoś wchodzi do kuchni.
Shane stanął nad nią z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
- Co tutaj się dzieje?
Lesety milczała. Shane kucnął naprzeciwko niej, aby mieć twarz na wysokości jej twarzy.
- Jest późno. Idź spać.
Dalej milczała. Horwis westchnął głośno.
- Odezwij się! Cholera jasna - warknął.
- Nie wrócę na noc do tego pokoju - wymamrotała.
Wiedziała, że on nie odpuści tak łatwo, ale bała się teraz tam spać. Była naprawdę przerażona.
- Tam ktoś jest za oknem, walił w nie pięścią. Widziałam czyjąś twarz - nie chciała mu powiedzieć, że znała tego wampira, który ją tak przestraszył.
Chciała mu to przekazać później.
- To pewnie jakiś debil próbował cię przestraszyć - westchnął.
Lesety schowała twarz w dłoniach. Nie chciała wracać do tego pokoju. "W innych pomieszczeniach chyba on się nie pojawi. Nie odważy się ze względu na Horwisa..." - Pomyślała. Shane wstał, wyprostował się i zapalił papierosa. Oparł się o blat kuchennej szafki, co chwilę spoglądając na dziewczynę, która nie zmieniała swojej pozycji.
- Czyli po dobroci nie pójdziesz do siebie? - Wypuścił dym z ust.
Lesety podniosła głowę i spojrzała na niego. Widziała pewność siebie w jego oczach. Przeszywał ją wzrokiem. Poczuła się przez niego jeszcze gorzej.
- Nie chcę tam iść spać - wyszeptała.
Złodziej Krwi zgasił papierosa. Znowu kucnął naprzeciwko niej.
- Skoro sama nie chcesz, to ja ci chętnie pomogę - zaśmiał się, po czym chwycił ją oburącz, zarzucił sobie jej ciało na ramię i przemieszczając się w nadludzkim tempie znalazł się w jej pokoju.
Rzucił ją na łóżko, a sam wychylił się przez okno.
- Nikogo tu nie ma - rzucił.
- Shane, ja... - wbiła wzrok w podłogę - naprawdę nie chcę tu zostawać sama dzisiejszej nocy.
- Mam to potraktować jako zaproszenie? - Uniósł brwi.
Lesety zrobiła się cała czerwona. Nie chciała, żeby to tak zabrzmiało. Ale bała się. Jej łóżko stało jeszcze tak blisko tego okna. "Nie dam rady..."
- Nie o to chodzi, tylko... Może mogłabym spać w salonie?
Spojrzał na nią zdziwiony. "Ktoś musiał ją naprawdę solidnie nastraszyć, albo..."
- Coś przede mną ukrywasz - rzucił stanowczo - O co chodzi?
Podszedł do niej, odgarnął jej grzywkę do tyłu i spojrzał w oczy. Zaczęła się wić pod jego wzrokiem.
- Powiem, ale nie dzisiaj, proszę - spojrzała na niego błagalnie.
Shane zmrużył oczy, nie odrywając od niej wzroku ani na chwilę.
- Dobra, ale... Pamiętaj, że drogo zapłacisz za moją cierpliwość - na jego twarzy pojawił się diabelski uśmieszek.
Poszli do salonu. Lesety położyła się na sofie. Naciągnęła na siebie koc. Dziwnie się czuła, gdy Horwis obserwował każdy jej ruch. Krępowała się przy nim. W końcu on był istotą nadnaturalną, więc miała prawo odczuwać wobec niego respekt. Częściowo się go bała, częściowo czuła się nikim wobec niego i nadal mu do końca nie ufała. Ale musiała sama przed sobą przyznać, że było coś w nim, co ją choć trochę fascynowało. Nie wiedziała tylko co.
- Trochę mnie zawstydzasz - wymamrotała, gdy cały czas na nią patrzył, oparty o ścianę.
Horwis zaśmiał się pod nosem, wkładając ręce w kieszenie.
- W takim razie do zobaczenia rano.
Opuścił salon i udał się do siebie. Lesety ułożyła się wygodnie i próbowała zasnąć. Ale nie mogła przez tego drania, który wrócił, aby ją dręczyć. Jak się czujesz, moja kochana blondyneczko? - Jego słowa krążyły jej po głowie. Nie chciała o nim myśleć. Potrzebowała snu. Bardzo chciała zasnąć, aby już nie myśleć o niczym.
Scarlett wracała w nocy do domu. Shane miał ją odwieść autem, ale gdy została połowa drogi do jej domu, wysiadła z samochodu. Powiedziała Złodziejowi Krwi, że dalej pójdzie pieszo, bo potrzebuje się przejść. Pogrążyła się w myślach do tego stopnia, że nie zauważyła w ciemnościach, że ktoś ją śledził.
Szatynka weszła po schodkach na weradnę. Wyciągnęła klucze z torebki. Już miała włożyć je do zamka, gdy usłyszała czyjś śmiech. Rozejrzała się dookoła siebie. Zeszła po schodkach na dół i znów usłyszała ten sam szyderczy śmiech. Zauważyła jakąś postać, opierającą się o ścianę jej domu. Podeszła bliżej, by przekonać się, że to Will. Spojrzał na nią wyzywająco, miał rozbawiony wzrok.
- Co cię tak bawi? - Warknęła.
Złodziej Krwi stał oparty plecami o ścianę. Między palcami trzymał papierosa.
- Śledziłem cię, nie zauważyłaś? - Uniósł znacząco brwi.
- Nawet jeśli, to co z tego? - Skrzyżowała ręce na piersiach.
Will zaciągnął się papierosem. Scarlett patrzyła na niego z wściekłością. "Po co znowu przyszedł? Chce mi jeszcze bardziej namieszać w głowie? Po moim trupie!"
- Przez całą drogę oddawałaś się intensywnej refleksji. A ja trochę poszperałem w twoich myślach - Rzucił jej wyzywające spojrzenie.
Zgiął jedną nogę w kolanie, stopę opierając o ścianę. Scarlett zacisnęła pięści.
- Czytałeś w moich myślach?
Will uśmiechnął się figlarnie. Rzucił papierosa w śnieg. Podszedł bliżej niej. Złodziej Krwi położył dłonie na jej biodrach, przyciągając ją do siebie. Ich twarze dzieliły centymetry.
- Wiem, że zlekceważyłaś moje zadanie. Ale tak jak mówiłem, poradzę sobie i bez ciebie. Masz szczęście, że nie wydałaś tego co planuję.
Patrzyli sobie w oczy. Serce Scarlett biło o wiele za szybko... "Tylko nie to!" - Skarciła siebie w myślach.
- Odsuń się ode mnie - rzuciła ostro.
Will zaśmiał się. Odgarnął sobie włosy z czoła, bo cały czas mu przeszkadzały. Już dawno się nie strzygł. "Muszę wreszcie ściąć to cholerstwo".
- Wiem dobrze, że nie chcesz, abym się odsuwał. Podoba ci się ta bliskość.
- Wcale nie! - Wyszarpała mu się, ale nie na długo.
Złodziej krwi przyciągnął ją do siebie. Jej plecy stykały się teraz z jego tułowiem. On jedną ręką złapał ją w talii, mocno ściskając, a drugą bawił się jej włosami. Przybliżył usta do jej ucha.
- Widziałem co dzieje się w twojej głowie, dużo tam mnie, prawda? - Wyszeptał.
Scarlett dostała gęsiej skórki.
- Zadziwiasz mnie, wiesz? Myślałem, że nie potrafisz odczuwać w stosunku do innych pozytywnych emocji - dalej szeptał, gładząc dłonią jej włosy - a tu proszę...
- Daj mi spokój! - Rzuciła zdenerwowana.
"Wcale nie podoba mi się jego bliskość... Ani jego dotyk, ani szept... Nie może mi się to podobać."
- A jednak podoba - zaśmiał się nad jej uchem.
- Znowu czytasz moje myśli - warknęła.
Zaczęła wierzgać na wszystkie strony, ale to nic nie dało. Jego uścisk na jej talii stał się tylko coraz mocniejszy. Poczuła jak jej plecy silniej przylegają do jego tułowia.
- Wiesz, co mnie jeszcze zadziwia? - Oparł głowę na jej ramieniu, ponownie zbliżył usta do jej ucha, jednocześnie odgarniając na bok jej włosy - to, że przespałaś się z Horwisem, choć cały czas myślałaś o mnie.
Scarlett ponownie zacisnęła dłonie w pięści. Była wściekła na niego. Chciała się od niego uwolnić, przestać do niego cokolwiek czuć, a on jej to bardzo utrudniał.
- Zostaw mnie - rozkazała.
- Uspokój się, Scar - wyszeptał, delikatnie całując ją pod uchem.
Poczuła dreszcze na całym ciele. "Tego już za wiele" - pomyślała. Zaczęła się z nim szarpać. W końcu ją puścił. Ponownie spojrzeli sobie w oczy. Scarlett pokręciła głową z dezaprobatą i wbiegła do domu.
Will włożył ręce w kieszenie, kopiąc nogą śnieg. Wiedział co Scarlett do niego czuje, ale wiedział też, że ona nigdy się do tego nie przyzna. "Będzie się wypierać, aż do skutku." - Pomyślał. A on sam nie wiedział co do niej czuje. Było coś w niej co mu się bardzo podobało i nie mógł temu zaprzeczyć. "Coś jednak mnie ciągnie do tej zawziętej istoty." Ale on także nie miał zamiaru jej tego powiedzieć.
Cześć Wam. Miałam trochę problem z tym rozdziałem, bo miałam kilka wizji jak poprowadzić poszczególne sceny. No, ale w końcu jakoś powstał. Jest w nim wszystko co chciałam zamieścić.
Nesso i Adno, dziękuję Wam za to, że dodałyście mi skrzydeł i dzięki Wam nabrałam przekonania co do tego, co ostatnio tu stworzyłam. :)
To do napisania. Trzymajcie się, kochani ^^ Ściskam Was.