sobota, 18 kwietnia 2020

Rozdział 18

  Kolejnej nocy było to samo. Les znowu nie mogła spać. Męczyły ją koszmary, w których ciągle miała do czynienia z Alexem. Nienawidziła go z całego serca. Bała się też go bardziej niż kogokolwiek innego. Dlatego te sny były dla niej tak wyczerpujące. Przebudzała się co chwilę cała zlana potem, ciężko oddychając. Przez tego wampira przeżyła prawdziwy koszmar i za nic nie chciałby wrócić do tamtego życia. Jednak nie da się odciąć całkowicie od przeszłości. Ta przeszłość była w niej... Nie dawała jej spokoju.
  Już któryś raz tej nocy usiadła na łóżku. Cała spocona, wyczerpana. Rozejrzała się po pokoju, jakby upewniajac się, że sen był naprawdę tylko snem. Odruchowo dotkęła miejsc na nadgarstkach, gdzie zwykle miała zakładane kajdany. Czuła jak po policzkach płyną jej łzy. Podciągnęła kolana pod brodę, opierając się na nich. Objęła rękoma nogi. Każdego dnia starała się z całych sił wypierać wspomnienia z tego co przeżyła u Alexa. Najgorsze były noce, gdy jej się to śniło. Nienawidziła tych nocy. Nienawidziła tego, co ten wampir jej zrobił.
  Wstała, ocierając dłonią łzy. Poszła do kuchni, żeby się czegoś napić. Chciała zrobić sobie herabty, ale gdy próbowała wlać wody, ręce trzęsły jej się tak mocno, że nie mogła sobie z tym poradzić. Oparła się łokciami o blat i schowała twarz w dłoniach.
 - To się nigdy nie skończy - wydusiła sama do siebie.
 - Co dokładnie masz na myśli?
Aż podskoczyła, gdy usłyszała czyjś głos. Natychimaist się obróciła plecami do blatu, opierając na nim trzęsące się dłonie.
 - Myślałam, że jestem sama.
Shane wstawił wodę, a potem usiadł przy stole, nie spuszczając wzroku z Les. Miał na sobie luźną, szarą koszulkę i znoszone jeansy. Włosy lekko opadału mu na oczy, a na twarzy miał lekki zarost.
 - Znowu koszmary?
Cały czas patrzył jej w oczy, jakby chciał dokładnie ją wybadać.
 - Niestety.
Zapanowała cisza. Musiał w jakiś sposób ją uspokoić i chciał jej pomóc, więc postanowił trochę pokomblinować.
 - Zagrajmy w Dokończ za mnie. 
 - Słucham? - spojrzała na niego jakby właśnie palnął jakąś totalną głupotę.
 - Ja mówię jedno słowo, a ty dokańczasz zgodnie z prawdą.
 - Z tobą takie zabawy nie brzmią bezpiecznie - skrzyżowała ręce na piersi.
Na jego twarzy pojawił się jeden z jego diabelskich uśmieszków.
 - Jeszcze sobie odbijesz.
Spojrzała na niego unosząc wysoko brwi.
 - Ah tak?
 - Na Sebastianie.
Zaśmiała się pod nosem. Nie wiedziała jak on to robił, ale potrafił ją rozśmieszyć nawet w takim momencie. I chciała tego czy nie, podobało jej się to.
  Woda się zagotowała, więc Horwis zrobił dla niej herbatę i położył kubek na blacie, obok niej. Stanął naprzeciwko Les, opierając się  plecami o ścianę.
 - Chcę... - spojrzał na nią jakby rzucał jej wyzwanie.
 - Spać - podjęła wyzwanie.
 - Ale...
 - Nie mogę, bo męczą mnie koszamary.
 - Dotyczą...
 - Przeszłości.
 - Która...
 - Jest czymś o czym chcę zapomnieć, a nie potrafię.
 - Dlatego...
 - Nie śpię i gadam tu z tobą? - ściągnęła brwi i podniosła ręce w bezradnym geście.
Westchnął i spojrzał na nią z dezaprobatą.
 - Skup się i nie bądź złośliwa.
 - Jak mi na to pozwolisz - jej kąciki ust lekko się uniosły.
Shane pokręcił głową i westchnął, ale nie spuszczał z niej wzroku.
 - Czuję...
 - Głód.
 - I...
Zapanowało milczenie. Les spuściła głowę, wlepiając wzrok w podłogę. Shane podszedł bliżej, stanął przed nią. Był tak blisko, że czuła jego zimny oddech. Uniósł palcem jej podbródek. Patrzył jej prosto w oczy.
 - Czuję... - powtórzył.
 - Złość, strach... żal.
Mówiąc to, ona także patrzyła mu w oczy, a potem spuściła wzrok i zaczeła bawić się srawkiem swojej koszulki.
 - Bo...
Słyszał jak przełyka. Widział jak walczy sama ze sobą czy podjąć dalej tą "grę". Zauważył jak bierze głęboki wdech i znów spogląda mu w oczy.
 - Bo zabrano mi kupę lat życia, wolności... Bo robiono mi krzywdę... Bo nikt się ze mną nie liczył. Bo nikt nie pytał mnie o zdanie. Bo zawsze byłam sama. Bo traktowano mnie jak ścierwo - wyrzuciała z siebie przez łzy. - Nie jestem w stanie dłużej tego w sobie nosić! Nie jestem... - zaniosła się szlochem.
  Chwycił w dłonie jej twarz, kciukami ciągle wycierając kolejne łzy. Oparł swoje czoło o jej. Nic nie mówił. Chciał jej bliskości, ale nie potrafił się sam przed sobą do tego przyznać. A teraz chciał być też dla niej pewnym wsparciem. Zamknął oczy. Słyszał jak płacze coraz mniej, coraz ciszej. W pewnym momencie i ona zamilkła. Trwali tak dobrą chwilę. Oboje tego potrzebowali. Choć żadno nie chciało się do tego przyznać.
  W końcu wypuścił z dłoni jej twarz, ale nie odsunął się ani na krok. Cały czas patrzyli sobie w oczy.
 - Podoba mi się... - uśmiechnął się do niej.
 - Przegrałeś. To więcej niż jedno słowo.
Przewrócił oczami.
 - Nie musimy się sztywno trzymać zasad.
 - To nie zasady, tylko twoje wymysły. Więc dla własnego dobra nie będę ich naurszać.
 - Ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.
 - Tyle, że w tym wypadku butelka może mieć drugie dno.
 - Do którego dotracie wprowadzi cię w już naprawdę przyjemny stan.
Ściągnęła brwi, przygladając mu się uważnie.
 - To jakaś nowa gra?
 - Mniej więcej.
 - Jakie są zasady?
Jego usta wykrzywił pewny siebie uśmieszek.
 - Ty mi powiedz - przechylił głowę na bok.
Poczuła, że dłonie, które przestały się trząść, są teraz mokre od potu. "Co się ze mną dzieje do cholery..."
 - Masz trochę źle w tej głowie - zaśmiała się nieco nerwowo.
 - To samo mogę powiedzieć o tobie.
Patrzyli tak na siebie w milczeniu. Tyle, że to milczenie nie było krępujące. Zaczynali się coraz lepiej rozumieć, nawet w całkowitej ciszy.
 - Choć, nauczę cię grać w szachy, skoro i tak nie zaśniesz - szturchnął ją w bok.
 - Skąd pewność, że nie umiem?
 - A umiesz?
 - No... nie.
 - Więc czas, żebyś poznała granice mojej cierpliwości. Chodź.
Lesety musiała przyznać sama przed sobą, że go polubiła, naprawdę polubiła...


  Z samego rana Jason Colser oczekiwał na swojego gościa. Otworzył okno i usiadł na parapet zapalając papierosa. Sprawy zaczęły układać się nie po jego myśli. Musiał jak najszybciej rozmówić się ze swoim wspólnikiem.
  Nie musiał długo czekać na Thomasa. Ten dowiedziawszy się co się stało zjawił się najszybciej jak mógł. Usiedli razem w salonie po dwóch stronach stolika.
 - Jak to się stało, że Will wie, że jest bratem Horwisów? - warknął Thomas.
 - Wszytsko przez tego pierdolonego Zacka. Sam o tym nie powiedział, ale ta jego suka wszystko nam popsuła. Pozbyłem się tej szmaty, ale to nic nie zmienia. To przez nią Will o tym wie.
Thomas pokręcił z niedowierzaniem głową. Zaśmiał się nerowo. Kiedyś był dobrym przyjacielem Shane'a. Zresztą Horwis nadal go za takiego uważał. Nie wiedział, że to tylko pozory.
 - Teraz to nie ma sensu. Jak jeszcze Shane pozna prawdę...
 - Tak wiem - rzucił ostro Colser.
Wstał i zaczął nerwowo kręcić się po salonie. Oparł ręce na bokach i wbił wzrok gdzieś za okno.
 - Nie mam pojęcia co teraz. Ale wiem, że musisz coś zrobić ze swoją siostrzyczką.
 - Jessicą? - Thomas spojrzał na niego z niedowierzaniem - Ona o niczym nie wie. Jest ślepo zabujana w Horwisie i...
 - No właśnie - Colser podszedł do stołu, trzaskając w niego ręką.
Rzucił Thomasowi surowe spojrzenie.
 - Posłuchaj mnie. Sprawy nam się nieco skomplikowały. Nie tak miało być. A ta twoja siostrzyczka świata poza Horwisem nie widzi. Nie zdziwię sie więc jak nam jeszcze bardziej skomplikuje sprawę, stając po jego stronie.
Thomas przeczesał włosy, namyślając się.
 - Nie rozumiesz, że ona o niczym nie wie? Dobrze wiem, że ona zawsze stanie po stronie Shane'a! Dlatego nigdy jej o niczym nie mówiłem.
 - A może tak ci się po prostu wydaje, że niczego nie wie. Może czegoś sie domyśla i wykorzysta to przeciwko nam! Musisz coś z tym zrobić... Przyprowadź ją tu.
 - Słucham? - Thomas popatrzył na niego z niedowierzaniem.
Jason usiadł obok niego na kanapie. Zapalił kolejnego papierosa, tym razem nie zważając na to by otworzyć okno.
 - Obiecuję, że nic jej się tutaj nie stanie. Przytrzymamy ją tu tylko przez jakiś czas, aż będziemy pewni, że nie zagrozi relalizacji naszego planu.
 - Nie ufam ci do tego stopnia.
Jason zaśmiał sie złośliwie.
 - W tej sprawie musisz. Dobrze wiesz, że nie mamy innego wyjścia.
Thomas wescthnął głośno. Nie za bardzo podobał mu się pomysł Jasona. Wiedział też jednak, że Colser ma rację.
 - Jeśli cokolwiek jej się stanie zatłukę cię jak psa, rozumiesz?


  Po południu tego samego dnia Scarlett przyjechała do Shane'a omówić i zaplanować dokładnie oświadczyny. Jednak go nie zastała i otworzył jej Sebastian, zapraszając gościa do salonu.
 - Czego się napijesz? - rzucił i ruszył w stronę kuchni.
 - Daj mi kubek słodkiej krwi, głodna jestem.
Rozsadziła się wygodnie na sofie, zakładając nogę na nogę i kładąc głowę na oparciu. Nie musiała długo czekać na Sebastiana. Podał jej to co prosiła i usiadł obok niej. 
 - No... słyszałem, że wychodzisz za Horwisa - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
 - A co, chcesz się o mnie bić?
 - Taki miałem plan, ale trzeba mierzyć siły na zamiary, a ja lubię swoje zęby.
Roześmiała się, po czym napiła się i odstawiła kubek na blat stolika. Sebastain przyglądał się jak poprawia swoją białą spódnicę, przeczesuje ręką włosy i rozgląda po slaonie. Musiał w głębi ducha przyznać, że w każdym jej ruchu jest coś subtelnego, że potrafi nawet tak drobne gesty wykonywać w atrakcyjny dla mężczyzny sposób.
 - Długo będę na niego czekać?
Sebastian wzruszył ramionami.
 - Równie dobrze mogłabyś o to zapytać spróchniałą kłodę. Wie o Horwisie tyle co ja.
Szatynka machnęła ręką, a potem spojrzała na niego kręcąc głową.
 - Widzę, że żarty się ciebie trzymają, szkoda, że nie mogę tego samego powiedzieć na temat płci żeńskiej.
Sebastian lekko uniósł kąciki ust.
 - I tu się mylisz moja droga. Ja po prostu wybrałem wolność. Przynajmniej poniekąd.
Natychimast uprzytmonił sobie, że ma dzisiaj kolację do odbycia z pewną zarówno intrygującą jak i złośliwą wobec niego osobą. "To tyle jeśli chodzi o moją wolność..."
 - W takim razie z kim pojawisz się na naszym ślubie?
 - Mam się czuć zaproszony? - rzucił figlarnym tonem.
 - Musi być tam ktoś, kto rozładuje napiętą atmosferę, która zapewne będzie nam towarzyszć jak smród...
Sebastian zaśmiał się, przeczesują ręką włosy. Przechylił głowę w bok i popatrzył na nią szczerząc się od ucha do ucha.
 - I to mam być ja? Są lepsi do tej roli.
 - Są czy nie są, nie możesz zostać sam na tym polu bitwy. Więc?
 - Może Lesety zgodzi się mi towarzyszyć.
Scarlett odchyliła lekko głowę do tyłu i spojrzała na niego nieco zaskoczona. Skrzyżowała ręce na piersi, bębniąc palcami w ramiona.
 - Lesety? Chyba nie miałam z nią przyjemności jeszcze.
 - W takim razie zmieńmy to. Daj mi chwilę.
Wampir zostawił zaskoczoną Scarlett samą w salonie. Kobieta czekała z niecierpliwością. Chciała czym prędzej poznać Lesety. Czuła się dziwnie. Była zdezorientowana, a bardzo tego nie lubiła. Ojciec ją uczył, że posiadanie informacji jest częstym powodem wyżyniania języków. Więc skoro ktoś się posuwa do tak radykalnego czynu wobec drugiego... Cóż, pewnie zdaje sobie sprawę, że pewne informacje, gdy dotrą do obcych uszu, mogą mu zaszkodzić. Ojciec "tłukł" to do głowy swojej córce do tego stopnia, że nienawidziła niepokoju związanego z niewiedzą. A teraz właśnie taki czuła. "Kim do cholery jest ta dziewczyna? I czemu Shane mi o nic nie mówił?"
  Jej rozmyślania przerwał Sebastian wchodzący do saolnu a wraz z nim szczupła dziewczyna o blond włosach i delikatnych rysach twarzy. Lesety poczuła na sobie badawcze spojrzenie Scarlett. Czuła jak kobieta przeszywa wzrokiem każdy skrawek jej ciała. Zaczęła się czuć nieco nieswojo.
  Scarlett podniosła się z kanapy, wyciągjąc rękę w stronę Les. Szatynka spojrzała dwudziestrolatce prosto w oczy i przechylila lekko głowę w bok. Było coś surowego w tym spojrzeniu, co Lesety odczuła i lekko się wzdrygnęła.
 - Scarlett - przedstawiła się.
 - Lesety.
Uścisnęły sobie dłonie. Trwało to dobrą chwilę. Jakby obie chciały wyczuć z kim mają do czynienia przez sam uścisk dłoni. Po Lesety widać było, że zaczęła czuć sie niezręcznie, podczas gdy od Scar biła pewność siebie.
 - To ja może zaprzę wam kawy - rzucił Sebastian i czmychnął do kuchni.
Kobiety nawet na niego nie zareagowały.
 - Siadaj - Scar wskazała ręką miesce obok siebie.
Zabrzmiało to trochę jak rozkaz, na co Lesety skrzywiła się, ale nic nie odpowiedziała. Wykonała polecenie.
 - Nie będę owijać w bawełnę - szatynka patrzyła swojej rozmóczyni w oczy - lubię konkrety i wymagam ich od innych.
Lesety wzięła głeboki oddech. "Znowu rozkaazujaco..."
 - Ten rozkazujący ton to odziedcziczony czy wyuczony? - rzuciła z przekąsem.
Nie podobał jej się początek tej rozmowy. Scar spojrzała na nią w jeszcze bardziej surowy sposób niż do tej pory.
 - Posłuchaj mnie... Nic o sobie nie wiemy, ale bądź dla mnie grzeczna, a ja będę grzeczna dla ciebie. Rozumiemy się?
 - Nie, bo chyba inaczej pojmujemy grzeczność - Les powiedziała to z największą pewnością w głosie na jaką ją tylko było stać w tamtym momencie, ale i tak czuła, że przy swojej rozmóczyni wypadła kiepsko.
Na twarzy Scar pojawił się złośliwy uśmieszek.
 - Nie mam czasu, żeby się z tobą szarpać. Chcę tylko wiedzieć kilka rzeczy.
 - Co konkretnie?
W tametj chwili to Les spojrzała na nią badawczo. Widziała już z kim ma do czynienia. I wiedziała, że czeka ją ciężka rozmowa.
 - Jako przyszła żona Shane'a chcę wiedzieć kim jesteś i  co tu robisz?
Lesty poczuła się jakby dostała w głowę. Spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami. Nie potrafiła ukryć swojego zaskoczenia. Czuła całkowitą dezorientację. "Nie nie wspominał o małżeństwie... Spędziliśmy razem tyle godzin w nocy, a on nic? I dlaczego w ogóle, do cholery, mnie to rusza?"
 - Przyszła żona?
Ledwo udało jej się to wydukać.
 - Aha - ton głosu Scar był przepełniony satysfakcją.
O to jej chodziło. Chciała wyczuć Les. Znaleźć słaby punkt. "Nauki ojca nie poszły na marne".


                                                                       ***
Hej Wam :) Jest rodział 18. Choć wiem, że od ostatniego minęło naprawdę wiele czasu... Starałam się pisać, kiedy miałam jakiś wolny czas, ale szczerze to nic z tego nie wychodziło. Miałam kompletną blokadę. Napisałam kilka linijek i nie potrafiłam kontynować. Potem usuwałam i jeszcze raz. Jednak w końcu udało mi się napisać ten rodział... 
Niedługo koniec tej części opowiadania, mam zamiar w 20 rozdziale zakończyć pierwszą część. 
Kochani z całego serducha ściskam <3 I jak zawsze, jeśli ktoś tu jest to najmocniej dziękuję i cieszę się!! Oczywiście wiem, Nesso, że Ty, słońce moje tu ze mną jesteś i wiesz jak wiele to dla mnie znaczy<3<3 Ściskam wszystkich całym sercem :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz