środa, 2 października 2019

Rozdział 17

  Następnego dnia, rano, Shane zastał Sebastiana, przygotowującego sobie śniadanie w kuchni. Oparł się tyłem o blat szafki, na której wampir kroił cebulę. Skrzyżował ręce na piersi.
 - Jak ci wczoraj poszło?
 - Jak dziwce w zakonie. Jeszcze coś z serii durnych pytań? - Sebastian spojrzał na niego ze złością.
Shane skwitował to śmiechem.
 - Co cię ugryzło? - przeszedł obok niego, klepiąc go otwartą dłonią w potylicę.
 - Nic, po prostu... - westchnął. - Szkoda mi się jej przez ciebie zrobiło, a ja nie jestem specem w zbieraniu i układaniu w całość, czegoś, co ty rozwaliłeś. Jeśli wiesz co mam na myśli.
Horwis zaparzył sobie kawę.
 - Aż tak źle było?
 - Do tej pory skakaliśmy sobie do gardeł, a jutro zabieram ją na kolację. Więc dodaj sobie dwa do dwóch.
Shane spojrzał na niego zdziwiony. Wsypał cukier do kawy i usiadł przy stole.
 - Poważnie? Przecież ostatnim razem, kiedy tu była, nie mogliście na siebie patrzeć.
Sebastian obrócił się w jego stronę, opierając się o blat.
 - No to ci mówię, że przez ciebie jest z nią źle.
Shane westchnął, masując dłonią kark.
 - To co ja mam twoim zdaniem zrobić? Iść i błagać o wybaczenie? I tak bym go nie uzyskał.
 - Nie wiem - wampir rozłożył ręce w bezradnym geście - w każdym razie jestem z nią jutro umówiony na kolację.
Horwis spojrzał na niego unosząc jedną brew.
 - Patrząc na waszą dwójkę to, to się skończy albo seksem, albo pogrzebem, zdajesz sobie z tego sprawę? - Shane parsknął.
 - Bez dwóch zdań. Masz jeszcze jakieś cenne uwagi? - rzucił sarkastycznie.
 - Zrób tak, żeby skończyło się tym pierwszym. Lesety nie pozbierałaby się po twojej śmierci.
Sebastian pokręcił głową i popukał się palcem w czoło, patrząc znacząco na Horwisa. Westchnął zrezygnowany, odwracając się do niego plecami.
  Do kuchni weszła Lesety. Miała na sobie jeszcze szorty pidżamowe i luźny podkoszulek. Jej włosy  były w totalnym nieładzie, a na twarzy malowało się zmartwienie. Horwis spojrzał na nią  i zauważył, że coś jest nie tak. Po jej oczach dostrzegł, że jest niewyspana i zmęczona.
 - Co takiego się stało, że nie mogłaś spać?
Lesety usiadła po drugiej stronie stołu przy którym siedział Shane.
 - Skąd wiesz, że nie mogłam spać?
 - Wyczytałem z gwiazd - prychnął - no przecież wystarczy na ciebie popatrzeć.
Dziewczyna potarła dłońmi skronie i oparła łokcie na blacie. Spojrzała na Horwisa.
 - Zasnęłam tylko na chwilę i miałam koszmar z Alexem. Przebudziłam się... przerażona i potem... potem już nie mogłam zasnąć. Wracały do mnie obrazy z tego co przeżyłam, z uwięzienia przez Alexa. Nie było już mowy, żebym choć na chwilę jeszcze zmrużyła oko.
Czuła się naprawdę zmęczona po tej nocy. Odkąd pojawiła się w domu Shane'a starała się nie myśleć o tym przez co przeszła, wypierała to ze świadomości. Gdy tylko wracały wspomnienia od razu próbowała zając czymś głowę. Raz to wychodziło, raz nie... Tej nocy w ogóle to nie skutkowało. Obrazy z przeszłości przychodziły do niej jeden po drugim, przedzierały się przez jej świadomość mimo wszystkich blokad, które tam stawiała. Nie chciała się też przyznać przed Shane'em, ale tej nocy wylała tyle łez, że podejrzewała, że powłoka od poduszki będzie do tej pory mokra.
  Popatrzyła się w okno w zamyśleniu. "Przeszłość już chyba zawsze będzie mnie gonić. Pytanie kto pierwszy się podda: ja czy ona...".  Shane przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy i nic się nie odezwał, nie wiedział jak ją wesprzeć. Sebastian też nie wiedział co mógłby jej powiedzieć. Żal mu jej było, jednak tak jak wczoraj nie potrafił pocieszyć Jessici, to dzisiaj nie potrafił podnieść na duchu Lesety.
 - Zrobię ci śniadanie. Z pełnym żołądkiem świat wygląda inaczej - Sebastian posłał jej ciepły uśmiech.
 - Skoro tak mówisz.
Przeniosła wzrok na Shane'a. Pił kawę, nie spuszczając z niej wzroku. Wstał i dosypał jeszcze łyżeczkę cukru do kubka, dokładnie wymieszał, po czym postawił kubek przed Lesety.
 - Pij, potrzebujesz cukru i pożądnego kopa - na jego twarzy pojawił się przyjazny uśmiech.
Poczuła chłód jego oddechu na policzku. Przeszły ją dreszcze. Ale tym razem to były przyjemne dreszcze.
 -  Dzięki - spojrzała mu w oczy - nie spodziewałam się, że stać cię na taką troskę. - Uśmiechnęła się jednocześnie unosząc brwi.
 - Ja też się po nim nie spodziewałem - rzucił Sebastian.
Shane wywrócił oczami, patrząc na pozostałą dwójkę.
 - Tylko się nie przyzwyczajajcie - rzucił i wyszedł z kuchni.
Dzięki Horwisowi  i Sebastianowi poczuła się nieco lepiej. Czuła, że ma w tej dwójce wsparcie.
  Upiła łyk kawy. Smakowała jej lepiej, niż zwykle, gdy robiła ją sama. Choć wiedziała, że powodem tego jest to, że to Horwis ją zrobił początkowo dla siebie i jeszcze przed chwilą pił tą samą kawę z tego samego kubka. Nie rozumiała tylko, dlaczego świadomość tego miała dla niej takie znaczenie. "Ogarnij się, Les, to tylko kawa" - mówiła do siebie w myślach. Czuła, że jej myśli są szczeniackie, nie pasujące do dorosłej już kobiety. A przez to czuła się nieco zażenowana.
 - Korona by mu z głowy nie spadła, gdyby zrobił ci nową, a nie oddawał do połowy już wypitą - zauważył Sebastian, wskazując na kubek.
Lesety wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się sama do siebie.

  Will pojechał do domu rodzinnego. Chciał rozmówić się z ojczymem. Usiadł naprzeciwko niego w gabinecie Jasona. Służąca postawiła na stoliku, między nimi, kieliszki do wina. Jason przyniósł butelkę, wypełniając kieliszki, patrzył na Willa. Było po nim widać, że coś jest nie tak. Nie wyglądał dobrze. Miał zaczerwienione oczy, zadrapanie na twarzy, włosy proszące się o umycie i ułożenie. Nosił brudne ubrania.
 - Nie stać cię na to, żeby doprowadzić się do porządku, synu?
Will popatrzył na niego z nienawiścią w oczach.
 - Nie nazywaj mnie tak! Już od dawna nie jesteś dla mnie ojcem, którym kiedyś może chciałeś być.
Jason oparł się na kanapie. Spojrzał na Złodzieja Krwi z pewną wyższością i uśmiechnął się pogardliwie.
 - Dałem ci dach nad głową, szczeniaku. Ale tobie zawsze było mało - parsknął. - Jesteś jednak głupszy niż myślałem.
Will miał ochotę zedrzeć mu ten obrzydliwy uśmieszek z jego twarzy, zatłuc go na śmierć. Gotował się od środka, ale wiedział, że Jason robi to wszystko celowo. Chciał go sprowokować do bójki. "Nie pozwolę ci na to... Nie tym razem."
 - Dlaczego Zack nie żyje?
Jason spojrzał na niego zupełnie zaskoczony. Młody zbił go z pantałyku.
 - Skąd o tym wiesz? - spojrzał mu groźnie w oczy.
 - Dlaczego nie żyje? - Will warknął przez zaciśnięte zęby.
 Jason pokręcił głową, a potem napił się wina.
  - Zack mnie zdradził - zaczął - pomyliłem się wtedy, to on mnie zdradził przed Horwisem, a nie ty. Zasłużył sobie na to, co go spotkało.
 - Jak się dowiedziałeś, że to on?
Jason zaśmiał się pod nosem.
 - Ciekawski jesteś. Powiem ci tak, mam kilkoro wiernych podwładnych. Mają oko na moje interesy i jeden z nich wywęszył, że coś z tym skurwysynem jest nie tak.
Will pokiwał głową w zamyśleniu. Po chwili wstał i skierował się do wyjścia.
 - Tak szybko idziesz? Nie potowarzyszysz mi przy butelce?
Will obrócił się, rzucając Jasonowi kolejne nienawistne spojrzenie. Stary wampir zaśmiał się.
 - Nie napijesz się z własnym ojcem?
 - Nie jesteś ani moim prawdziwym ojcem, ani gościem, który kiedyś chciał mi go zastąpić! Już nie.
Wyszedł z gabinetu, trzaskając za sobą drzwiami. Był wściekły na Jasona. Wściekły za jego kpiny, za Zacka, za to, że już od kilku lat nie jest tym, kim był kiedyś. Nie jest już facetem, który był dla niego jak ojciec, który by się o niego troszczył.
  Złodziej Krwi czym prędzej opuścił dom, wsiadając do auta. Gdy wrócił do siebie, nadal złość go rozpierała... Znał Zacka, zawsze był dla niego dobry. Znał go już od czasów, gdy jeszcze był dzieckiem. Pamiętał jak zawsze wampir stawał w jego obronie, gdy coś nabroił i Jason był na niego wściekły. Pamiętał ile razy go krył, mrużył oko na jego wybryki, o których tylko on wiedział.       Wyszedł z samochodu, a zaraz potem zauważył dziewczynę, stojącą pod drzwiami. Była niska, opatulona w gruby płaszcz i ciepłe buty. Policzki miała zaczerwienione od mrozu. Była człowiekiem.
 - Miałam to dać Shane'owi. Nie zastałam go, więc postanowiłam, że dam tobie, a ty przekażesz Horwisowi. Ja już nie mam czasu. Jak mój pan się dowie to mnie zabije...
Wyciągnęła do niego rękę, w której trzymała notes.
 -  Kim jesteś? O czym mówisz?
Popatrzył na nią zaskoczony i zdezorientowany.
 - To nieważne. Mam to od Zack'a, wiesz którego.
Will pokiwał głową.
 - Właśnie. Powodzenia.
 - Ale.. Jak tu trafiłaś? Tego domu nie jest tak łatwo znaleźć.
 - Masz rację, nie jest - rzuciła wymijająco.
Prawda była taka, że sama by tego domu nigdy nie znalazła. Zack ją musiał poinstruować przed śmiercią jak go znaleźć, gdyby potrzebowała. Już miała odejść, ale złapał ją za ramię.
 - Nie nie rozumiem.
 - Zrozumiesz jak przeczytasz - wskazała głową notes, który mu dała.
Will odprowadził ją wzrokiem. Nadal był w szoku i nic nie rozumiał. Wszedł do środka. Usiadł na kanapie, aby zacząć czytać. Gdy skończył, wiedział, że musi jak najszybciej pogadać z Shane'em Horiwsem. A raczej, jak się okazało, z jego bratem - Shane'em Horwisem. Był w zupełnym szoku.
 - Wyglądasz jak upiór - rzuciła Lucy, wchodząc do salonu - co się stało?
Spojrzał na nią oniemiały od wszystkiego o czym przed chwilą się dowiedział. 
 - Wielu rzeczy się przed chwilą dowiedziałem. Jedną z nich jest to, że mam brata.
Zaskoczył ją. Choć sam był w takim samym stanie.
 - To chyba... dobrze, prawda? - usiadła obok niego nieco skonsternowana.
 - To się dopiero okaże.

  Shane, nie pukając, wszedł do pokoju Scarlett. Nie zastał jej, więc zaczął kręcić się po pomieszczeniu. Obrócił w ręku brelok do kluczy, leżący na stole, odrzucił go, biorąc do ręki kastet, który kobieta zostawiła na stole. Odłożywszy go z powrotem, znudzony, podszedł do parapetu. Skrzyżował ręce na piersi, wyglądając na zewnątrz. Stał tak dobrą chwilę, aż w końcu do pokoju weszła Scarlett. Obrócił się twarzą do niej. Rzuciła mu zdziwione i poirytowane spojrzenie.
 - Nie masz w sobie choć krzty przyzwoitości, aby nie wchodzić ot tak do czyjegoś pokoju? 
 - Gdybym ot tak nie wszedł, nie byłbym sobą, Scar.
Na tą uwagę kobieta tylko machnęła ręką.
 - Czego chcesz? - podeszła do lustra, aby poprawić fryzurę.
 - Mogłabyś mnie bardziej szanować jako przyszłego męża - rzucił z wyrzutem.
 - Tak samo jak ty mógłbyś bardziej szanować moją prywatność.
 - Nie chcę cię przyzwyczajać do takich przywilejów, skoro lada chwila będziesz moją żoną - parsknął. 
Wsunęła wsuwkę we włosy.
 - To wszystko tłumaczy - rzuciła sarkastycznie i wywróciła oczami.
Shane oparł się plecami o ścianę, nie spuszczając oka ze Scarlett, która nadal grzebała przed lustrem we włosach.
 - Powiedziałaś już Colserowi o naszym ślubie i pewnie się wściekł, prawda? - uniósł znacząco brew.
 - Skąd wiesz? - spojrzała na niego zdezorientowana.
Machnął ręką, po czym włożył dłonie w kieszenie.
 - Ty zdajesz sobie sprawę, że czekają nas teraz przygotowania do ślubu? Kupa roboty i w ogóle?
Horwis wywrócił oczami.
 - Nie spodziewałem się - rzucił sarkastycznie.
Scar popatrzyła na niego z wyrzutem.
 - Przestań sobie jaja robić i się skup! Trzeba wziąć się do roboty.
Odeszła od lustra i stanęła obok niego, także opierając się o ścianę.
 - W dodatku... - Wzięła głęboki oddech. - Moja rodzina oczekuje, że...
Urwała i spojrzała na niego kątem oka.
 - Że? - stanął przed nią, patrząc na nią wyczekująco.
 - No, że mi się oświadczysz. Wiesz... tak oficjalnie. Przy nich, oczywiście.
Horwis oparł ręce na bokach, roześmiał się i pokręcił głową.
 - Czyli zabawa na dobre się zaczyna, tak? Będziemy musieli zrobić jakąś próbę generalną. Mam przed tobą klęknąć czy...
 - Dobrze się bawisz? - przerwała mu.
 - Wystarczająco, żeby cię wkurzyć.
Przewróciła oczami. 
 - Nie wierzę, że spędzę z tobą resztę życia - spojrzała na niego, kręcąc głową. 
 - To uwierz, że mogłaś trafić gorzej. Ja ci daję prawo do negocjacji ze mną. Nie każdy facet byłby tak wspaniałomyślny. Pomyśl o tym - uśmiechnął się figlarnie.
 - O dzięki ci, losie.
W końcu nie wytrzymała i sama zaczęła się śmiać.

                                                                             ***           
No cześć ;D No i jest rozdział 17. W końcu udało mi się go napisać... 
No to co... do następnego kochani! :) (Mam nadzieję, że do grudnia uda mi się napisać 18). 
Jeśli to właśnie czytasz to Cię z całego serducha ściskam <3 I daj znać, że tu jesteś.
Trzymajcie się. :)  







  


3 komentarze:

  1. Mam z Twojego powodu wyrzuty sumienia, wiesz? Bo wciąż pamiętam, żeby zajrzeć. I zrobię to w wolnej chwili.
    Tak piszę, żebyś wiedziała, że przynajmniej ja wciąż jestem i czekam, nawet jeśli przez pracę robię to po cichu. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej słońce Ty moje :)
      Wiem, że tu jesteś :D Ani przez chwilę w Ciebie nie zwątpiłam i dziękuję za to, że nadal ze mną jesteś <3
      Rozumiem Cię, nic się nie martw :)
      Ściskam mocnoooo...

      Usuń